Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Jakub Kot: "Zawodnicy spoza kadr nie są w najlepszej sytuacji"

W kadrze wspieranej przez Polski Związek Narciarski po raz ostatni był w sezonie 2012/2013. W swoim dorobku posiada m.in. drużynowy brąz Mistrzostw Świata Juniorów z 2009 roku, a także dwa krążki z tego samego kruszcu z Zimowej Uniwersjady 2011 i 2015, również z zawodów drużynowych. Jakub Kot, bo o nim mowa, dziś ma 26 lat i skoki narciarskie łączy z pracą, jednak jak sam przyznaje - nie żałuje, że odstawił wyczynowy sport na boczny tor. W miniony weekend wygrał dwa konkursy z cyklu FIS Cup, a także zawody o mistrzostwo Kanady w Whistler.


Skijumping.pl: Skąd pomysł startu w Ameryce Północnej i jak udało się go zrealizować? Jak udało Ci się połączyć to z innymi obowiązkami?

Jakub Kot: Wszystko działo się bardzo szybko i nie miałem dużo czasu do myślenia. Organizator zawodów w Whistler potrzebował jednego zawodnika z dodatkowego kraju, żeby konkursy mogły odbyć siś zgodnie z regulaminem. Rozesłano e-maile z informacją, że temu jednemu skoczkowi pokryją wszelkie koszty, byle tylko przyleciał na zawody. Odbyło się to na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy". Stwierdziłem, że taka okazja trafia się bardzo rzadko i warto zaryzykować. Ułożyłem sobie grafik w pracy, wziąłem wolne w szkółce narciarskiej i zacząłem organizować wyjazd. Przy okazji postarałem się o przedłużenie swojego pobytu za Oceanem o starty w USA. Udało mi się załatwić wszystko po swojej myśli. Także tutaj organizator pomaga mi we wszystkim. Do hotelu i na stok wracam od razu po przylocie do Polski.

Jak ocenisz swoje skoki w Whistler? Były to Twoje pierwsze próby od czasu zawodów FIS Cup w Zakopanem? Spodziewałeś się aż takiej dominacji nad resztą zgłoszonych zawodników?

Domyślałem się, że obsada nie będzie najlepsza i będę jednym z głównych faworytów. Jednak to jest sport i tutaj nic nie otrzymuje się za darmo. Szczególnie w takiej dyscyplinie jak skoki narciarskie. Moje skoki były udane i na dobrym poziomie. Martwią mnie tylko fatalne prędkości najazdowe. Między skokami podczas FC w Zakopanem a tymi w Kanadzie - miałem tylko jeden trening na skoczni i to w bardzo kiepskich warunkach. Dlatego tym bardziej ciesze się, że moje skoki w Whistler były udane. A że wygrywałem z tak dużą przewagą - to tylko mnie jeszcze bardziej cieszy i pokazuje ze nie były to przypadkowe zwycięstwa.

Co powiesz na temat zawodów na olimpijskim obiekcie sprzed sześciu lat?

Olimpijskie obiekty robią wrażenie. Tylko bardzo żałuję, że zawody rozegrano na mniejszej skoczni. Na dużej byłoby jeszcze więcej dobrej zabawy i dalekich skoków. Tak czy siak - atmosfera w Kanadzie była świetna. Nie było może wielu kibiców, ale zjawili się Polacy, a wśród nich ksiądz z parafii z Vancouver, który zaprosił nas nawet na kolacje na plebanię. Oczywiście po sobotnich zawodach skorzystaliśmy z zaproszenia. Co więcej, ksiądz niedługo przechodzi na emeryturę i zaproponował mi bym go zastąpił i prowadził całą parafie za niego. Propozycja warta przemyślenia. Niestety już w niedzielę prosto po zawodach pojechaliśmy wraz z Krzysztofem Kowalczykiem do hotelu przy lotnisku. W środku nocy przejazd na lotnisko i rano odlot do USA. Pobyt w Kanadzie nie trwał długo. Teraz druga część wyprawy - Minneapolis i Eau Claire.

Z pewnością wywalczysz dla naszej reprezentacji dodatkowe miejsce na kolejny period Pucharu Kontynentalnego. Czy jest temat ewentualnego startu w Pucharze Kontynentalnym w Iron Mountain?

Przed wylotem do Kanady dostałem wiadomość, iż do Iron Mountain nie mam szans lecieć, gdyż tam polecą zawodnicy z kadry. Ułożyłem sobie wszystko tak, by od razu po Eau Claire wracać do Polski. Zdziwiłem się, gdy po zawodach w Whistler zadzwonił do mnie osobiście trener kadry B i zaproponował, że ma dla mnie miejsce wolne, gdybym chciał wystartować w PK w Iron Mountain. Pół dnia próbowałem sprawdzić jak wygląda sprawa z przebookowaniem biletów, ile by to kosztowało, jak zorganizować sobie pobyt miedzy Eau Claire i Iron Mountain, a do tego kolejne zmiany w grafiku w hotelu... Niestety za dużo w tym wszystkim było niewiadomych, a decyzje trzeba było podjąć bardzo szybko, więc z wielkim żalem musiałem podziękować za propozycję i odmówić.

Pomimo hobbystycznego traktowania skoków i łączenia ich z pracą, Twoje wyniki wzbudzają spore zainteresowanie wśród kibiców. W marcu indywidualnie byłeś czwarty, a w drużynie zdobyłeś złoto w Mistrzostwach Polski. W FIS Cupie w Zakopanem byłeś najlepszym z Polaków, natomiast w Kanadzie nie miałeś sobie równych. Nie pojawiają się myśli o powrocie do pełnych treningów? Liczysz może na powrót do którejś z kadr w kolejnym sezonie?

Wydaje mi się, że obrałem dobra drogę. Mam pracę, poznaję skoki z drugiej strony - jako organizator czy delegat, a przy okazji mając troszkę czasu sprawiam sobie radość ubierając narty. Nie jestem już najmłodszym skoczkiem i muszę patrzeć w przyszłość. Stoję twardo na ziemi i wiem jaka jest moja sytuacja. Patrząc na to wszystko z boku, wcale nie żałuję, że odżyłem skoki na bok. Wręcz odwrotnie. Widzę, iż moja decyzja była, choć bardzo trudna i bolesna, to jednak trafna. Zawodnicy spoza kadry nie są w najlepszej sytuacji. Trenować ciężko cały rok, żeby parę razy skoczyć w LOTOS Cupie w Szczyrku? Dla mnie to przestało mieć sens. Chcąc wrócic do kadry, trzeba by było prezentować sobą dużo więcej, a i tak byłoby to mało prawdopodobne. Pozostaje mi traktować skoki jako swoja pasję i hobby. Cieszyć się każdą możliwością oddania skoku. Przy tym skakać na luzie, a dzięki temu jak się okazuje można osiągać całkiem fajne wyniki.

Z Jakubem Kotem rozmawiał Dominik Formela.