Strona główna • Puchar Świata

Maciej Kot i Piotr Żyła o konkursie w Vikersund

Zarówno piątkowy, jak i sobotni konkurs PŚ w Vikersund Maciej Kot zakończył na 30. miejscu, co dla zawodnika - jak sam przyznaje - nie jest powodem do radości. Gorzej w sobotnich zmaganiach wypadł Piotr Żyła, który po trzecim miejscu w kwalifikacjach, nie zdołał awansować do serii finałowej.

Maciej Kot po konkursie wyznał, że o formie w jego przypadku nie można mówić. - W tym momencie te skoki to jest metoda prób i błędów i ciężko taką formę ustabilizować, nie można tu nawet o formie mówić. Udało się przebrnąć kwalifikacje, zrobiłem kroczek do przodu w stosunku do wczorajszych skoków. Ten drugi skok był chyba najlepszy, udało się wyeliminować błąd zaraz za progiem przez który narty mocno uderzały do mnie i wytracałem prędkość, ale w ostatnim skoku ten błąd znów się wkradł. Ciężko jest to wytłumaczyć, to jest metoda prób i błędów, a w tym skoku to się nie udało i trzeba z tego wyciągnąć kolejne wnioski.

Polak wyjaśnił, że próby wyciągania skoków, które często oglądaliśmy podczas lotów na Vikersundbakken niosą ze sobą pewne ryzyko. -Trzeba mieć dużą siłę woli, bo na tej skoczni jest taki moment, że zniżamy się do buli i trzeba podjąć decyzję czy lądujemy czy próbujemy jeszcze coś z tego wyciągnąć. Jeśli jest już za nisko tak, jak wczoraj w drugim skoku czy dzisiaj to niestety trzeba lądować. Jeśli natomiast jest cień szansy, że jest prędkość i powietrze na dole to można próbować, ale nie jest to proste bo czuć, że tyły nart uderzają o zeskok i nikt nie chciałby upadku, żeby wybić sobie zęby o spad jak nagle będzie przyziemienie. Trzeba uważać, ale z silną wolą można w dobrych warunkach jeszcze trochę ulecieć.

- Dzisiaj warunki były zdecydowanie trudniejsze niż wczoraj. W przeciwieństwie do wczoraj wiatr wieje z tyły i to są mocne podmuchy. Mimo, że jury zdecydowało się na podniesienie belki dość znaczenie, to skoki nie będą już tak dalekie, bo na dole nie ma powietrza żeby odlecieć. Jest wysokość, prędkość, ale jest taki moment, że nagle zawodnicy lądują, bo tam, gdzie trzeba wykorzystać powietrze na dole, jego nie ma. Była szansa, żeby skoczyć w granicach 190, może 200 metrów, ale z takim skokiem to wiadomo, że nie ma szans. - dodał Maciej Kot.


- Znowu dziś będę analizował te skoki, będę starał to sobie w głowie poukładać, bo to jest klucz do dobrego skakania. Trzeba wiedzieć, co się chce zrobić, bo idąc na górę bez pomysłu jest słabo. - zakończył 30. zawodnik sobotnich zmagań.

Po udanych kwalifikacjach (3. miejsce), w konkursie nie poradził sobie Piotr Żyła, który po krótkim locie nie zdołał awansować do drugiej serii. - W konkursie za wcześnie zacząłem odbicie. To jest specyficzna skocznia, na której wiem jak skakać, ale i tak nie skoczyłem tak jak trzeba. Przy zbyt wczesnym odbiciu próg nie oddaje, narty idą w dół i nie ma z czego odlecieć. Skok z kwalifikacji był najlepszym skokiem, który tutaj oddałem, złapałem powietrze i mogłem odfrunąć. Taki sport, jutro jest kolejny dzień i nowe loty, mam nadzieję nie po 165 metrów.

Mimo nieudanego występu, Piotrka nie opuszcza poczucie humoru. - Poza pierwszym skokiem konkursowym, reszta była udana. Wiadomo, że to nie jest to, co by się chciało czyli polatać tutaj jak chociażby z kwalifikacjach, bo to daje dużą frajdę. W konkursie wierzyłem, że jeszcze polecę, ale spad się za szybko zbliżył i trzeba było wysunąć podwozie. Wolałbym już nos zedrzeć niż jechać z góry skoczni. - zakończył ze śmiechem Żyła nawiązując do swojego upadku podczas zawodów PK w Bischofshofen.

Korespondencja z Vikersund, Tadeusz Mieczyński