Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Andrzej Stękała: "Chętnie bym jeszcze został w Vikersund i polatał"

Spełnił marzenie o przekroczeniu 200 metrów. I to w wielkim stylu, bowiem w kwalifikacjach skoczył aż 235 m. Do pełni szczęścia zabrakło tylko powtórzenia takiego skoku w niedzielnych zawodach. Ostatecznie Andrzej Stękała uplasował się na 26. pozycji w ostatnim podczas tego weekendu konkursie w Vikersund.


- Bardzo się cieszę z tego dalekiego skoku w kwalifikacjach – mówi młody skoczek - Mówiłem, że pokonam granicę 200 metrów i tak też zrobiłem.

Śmiało można powiedzieć, że zrobił dużo więcej. W końcu niewiele zabrakło mu do rekordu Polski w długości skoku (238 m). – Ale jeszcze może się udać - dodaje Stękała - Bo będą przecież zawody w Planicy (śmiech).

Jak przyznaje, kiedy przed jego skokiem w konkursie, obniżono belkę, był trochę zdezorientowany. – Pomyślałem sobie, że szkoda, że mam ją ustawioną niżej niż ci, którzy skakali przede mną. Ale usłyszałem też, że ktoś daleko skoczył. I stwierdziłem, że skoro są dobre warunki, to czemu ja miałbym nie skoczyć daleko. W głębi ducha poprosiłem tylko, żeby były dobre, a resztę zrobię sam.

Zapytany o to, jakie to uczucie lecieć daleko i lądować po dalekim skoku, odpowiedział: – Leci się niesamowicie! Fajnie jest mijać kolejne linie pomiarowe. A ląduje się normalnie. Nie odczułem jakiś większych przeciążeń – twierdzi.

20-letni skoczek powoli przyzwyczaja się do skakania na obiektach mamucich. – Robię krok po kroku. Przyjechałem po doświadczenie i zdobyłem go bardzo dużo. I myślę, że z czasem będę latał coraz dalej - mówi.

A jak ocenia skoki oddane w niedzielnym konkursie (209,5 i 194,5 m)? – Ten pierwszy najbardziej zepsułem. Bo warunki miałem bardzo dobre. Za bardzo ‘’pociągnąłem’’ w górę i za bardzo wyhamowałem. Potem chciałem nadgonić, ale się nie udało - komentuje.

Z Vikersund wyjeżdża jednak bardzo zadowolony. – To, co sobie założyłem, czyli przyjechać, polatać i zdobyć doświadczenie, się udało. Przed przyjazdem do Norwegii chciałem trochę wracać do domu, ale teraz chętnie bym jeszcze został i polatał (śmiech) – podsumowuje.

Korespondencja z Vikersund, Tadeusz Mieczyński