Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Kot: "Polak mądry po szkodzie"

Zwycięstwo Macieja Kota w piątkowych kwalifikacjach rozbudziło w polskich kibicach nadzieję na jego udany występ podczas sobotnich zawodów. Także nienajgorszy skok treningowy (124 m) pozwalał liczyć na korzystny rezultat. Jednak nieodpowiedni kombinezon sprawił, że zakopiańczyk zakończył rywalizację po pierwszej serii.


Po dobrym pierwszym skoku konkursowym (127 m) wydawało się, że Maciej Kot będzie liderem naszej drużyny. Jednak nie dane mu było zaprezentować się w drugiej serii, bo jak okazało się podczas kontroli sprzętu, kombinezon Polaka nie spełnił wymogów i został on zdyskwalifikowany: - To na pewno spore rozczarowanie i też zaskoczenie, bo jest to nowy kombinezon, ale który mierzyliśmy nawet tutaj na miejscu. Także na kwalifikacjach było wszystko okej, no ale niestety kontrola nie przebiegła po mojej myśli, bo został ten kombinezon zmierzony trochę niżej niż my go mierzyliśmy – powiedział Maciej Kot po zakończeniu konkursu. - Też ciężko jest go sprawdzać co centymetr czy co dwa centymetry, bo zajęłoby to nie wiadomo ile czasu. Wszystkie takie newralgiczne punkty zmierzyliśmy i wydawało się, że wszystko było okej. Troszkę pechowo ta kontrola przebiegła i miejsce, które zaznaczył kontroler było dokładnie pomiędzy dwoma, które my mierzyliśmy, dokładnie dwa centymetry niżej, a jest to takie miejsce, gdzie jest spora różnica w obwodzie. Jeżeli zmierzymy obwód brzucha tam, gdzie kończą się żebra, to wiadomo, że jest troszkę więcej, jesteśmy w stanie nabrać powietrze i żebra są troszkę szersze, a zaraz pod żebrami jest około 4-5 centymetrów różnicy w obwodzie i stąd ta dyskwalifikacja. Gdyby ten pomiar był dosłownie dwa centymetry wyżej wszystko byłoby okej. Cóż, jest to też nauczka na przyszłość, bo można było troszkę pokombinować i chociażby ugiąć nogi, żeby ten pomiar wszedł wyżej. Jednak byłem po prostu pewny tego kombinezonu i wydawało mi się, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Ale tak też się mówi – Polak mądry po szkodzie.

Jak przyznał zakopiańczyk, przed niedzielnym konkursem w jego kombinezonie nie zostaną wprowadzone duże poprawki: - W tej chwili kombinezon jest troszkę przeszywany, żeby zaznaczyć, że coś było robione, ale będzie to zmiana, powiedzmy, jedna setna tego wszystkiego, więc to nie będzie miało żadnego znaczenia. Też tak się zastanawiałem, jest to moja pierwsza dyskwalifikacja w karierze w Pucharze Świata, trochę tych konkursów było, przyszło to dzisiaj, można powiedzieć, że trochę pechowo. Szkoda, bo myślę, że w drugiej serii była tutaj szansa, żeby powalczyć o jakiś awans.

Mimo wszystko Maciej Kot nie ma żalu do odpowiedzialnego za pomiar kombinezonów Borka Sedlaka: - Trudno mieć żal. On wykonuje swoją pracę i trzeba go pochwalić, że wykonuje ją naprawdę dobrze. Szczególnie na początku sezonu było widać, że nieważne czy to Norweg, czy to Niemiec, czy Austriak – po prostu jeżeli coś jest źle, to dyskwalifikuje i tutaj ciężko byłoby prosić go o przymknięcie oka tylko dlatego, że jesteśmy jego północnymi sąsiadami – ocenił podopieczny Macieja Maciusiaka. - Sam po prostu źle czułbym się z tym psychicznie i miałbym wyrzuty sumienia. Wiadomo, mógł zmierzyć troszkę wyżej i wszystko byłoby okej i sam nie stawałby przed tak trudną decyzją. Jednak troszkę to pechowo wyszło i tak jak mówię, nie mam zupełnie do niego żalu, bo myślę, że z drugiej strony trzeba się cieszyć, że te kontrole są takie restrykcyjne. Może to nie idzie w dobrą stronę, bo rzeczywiście te kontrole teraz są bardzo dziwne i czasami niezrozumiałe, czasami wychodzi tak, że więcej trzeba się koncentrować na kontroli niż na samym skoku. Jednak to, że te dyskwalifikacje są pokazuje, że rzeczywiście są to kontrole szczegółowe i Borek nie boi się dyskwalifikować takich, powiedziałbym, bardzo wysoko postawionych zawodników.

Jak ocenił swoje sobotnie skoki Maciej Kot? Czy były one porównywalne do tego kwalifikacyjnego? - Bardzo podobne. Ten pierwszy skok próbny był spóźniony, to był właściwie jedyny taki duży błąd. Skok w konkursie był już lepiej trafiony i właściwie bardzo podobny do tego z kwalifikacji - przyznał. - Trzeba też powiedzieć, że warunki dzisiaj były dość trudne, bo jechaliśmy z wyższej belki, mieliśmy za to sporo punktów odjętych, a warunki były gorsze, więc i tak wychodziliśmy na minus. Bo jeśli dostawaliśmy punkty dodatnie za wiatr i minusowe za belkę, to i tak jeszcze około czterech punktów nam odejmowano, a właściwie nie było łatwiej skoczyć niż tym na początku. Stąd właśnie myślę że w drugiej serii byłoby łatwiej o jakiś awans. Patrzyłem mniej więcej, gdzie tam bym jechał i była szansa na to, żeby awansować, co chociażby pokazał Kenneth Gangnes, który naprawdę zaliczył spory awans.

Pomimo nieudanego dla naszych skoczków sobotniego konkursu, polscy kibice, ale też sami zawodnicy liczą na to, że niedziela będzie bardziej udana. Nadzieję na to ma między innymi Maciej Kot: - Ciężko, żeby było gorzej, bo ta sobota była fatalna, to nie można inaczej powiedzieć. Tylko jeden zawodnik w trzydziestce i to z jednym punktem, bo Dawid ten drugi skok troszkę zepsuł, do tego słabe lądowanie, więc można powiedzieć, że bronił honoru naszej drużyny - ocenił zakopiańczyk. – Ale myślę, że jest duża szansa na to, że jutro będzie zdecydowanie lepiej. Kwalifikacje i treningi pokazały, że potrafimy tu skakać i myślę, że przy odrobinie szczęścia, które dzisiaj nie dopisało jesteśmy w stanie większa grupą wejść do trzydziestki i być zdecydowanie wyżej niż w trzeciej dziesiątce – zakończył z optymizmem.

Korespondencja z Ałmaty, Tadeusz Mieczyński