Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Łukasz Kruczek: "Poczułem, że to jest dość"

Po trzynastu latach współpracy z kadrą narodową w roli trenera, Łukasz Kruczek rozstał się z reprezentacją Polski w skokach narciarskich. Jak przyznaje 40-latek w rozmowie z portalem Polskiego Związku Narciarskiego, decyzja została podjęta zanim w mediach pojawiły się różne spekulacje na ten temat. Trener przyznaje, iż czuł, że jest to najlepszy moment do odejścia. Dla niego, a także dla grupy. Wkrótce ma rozstrzygnąć się kwestia jego przyszłości.


PZN: Na początku pełniłeś funkcję asystenta trenera głównego, najpierw u Heinza Kuttina, a później u Hannu Lepistoe. Jak wspominasz tę współpracę?

Łukasz Kruczek: - To dwie kompletnie różne osoby, nie do porównania. Heinz był wcześniej asystentem Hannu, więc po części obracaliśmy się w gronie tych samych osób, jednak Heinz w momencie gdy przyszedł do nas, to była jego pierwsza praca w charakterze trenera samodzielnego. Wcześniej był asystentem. Bardzo energiczny, z wieloma pomysłami. Zarażał tymi pomysłami. Można powiedzieć, że chciał w pewnym sensie skopiować takie podejście do skoków, jakie miał wcześniej w Austrii i myślę, że dzięki temu pootwierały nam się pewne możliwości realizacji wielu rzeczy, które potem wykorzystaliśmy. To on na początku sam, a po roku gdy doszedł Stefan Horngacher we dwoje pokazali nam na co zwracać uwagę, w którym kierunku iść, które osoby są ważne na świecie, jak to wszystko wygląda. Wcześniej ja w ogóle nie miałem takich doświadczeń, tym bardziej będąc zawodnikiem.

Kuttin cię w pewien sposób ukształtował jako trenera?

- On bardziej pokazał fragment pracy trenerskiej. Praca szkoleniowca, a szczególnie trenera prowadzącego to nie jest tylko trening ze skoczkiem narciarskim. Z czasem bezpośredniego kontaktu z zawodnikiem jest jeszcze mniej, bo dochodzi wiele innych kwestii do ogarnięcia dookoła. To, na co Austriacy: Heinz ze Stefanem zwracali uwagę, to była duża troska o całą organizację, logistykę: na co patrzeć przy organizacji zgrupowań, że to nie tylko skocznia jest ważna, ale co jest wokół niej, że trzeba zwracać uwagę na sprzęt, gdzie go zorganizować, do kogo uderzać, by zdobyć coś lepszego, innego.

- Natomiast jeśli chodzi o współpracę z Hannu to było coś innego. Nie był człowiekiem, który troszczył się o te elementy. Dla niego to było jasne, że organizacją zajmują się asystenci. On był człowiekiem, takim mentorem, który stał nad wszystkim i tylko wyznaczał kierunki działania.

Sam wybrałeś moment zakończenia pracy w PZN?

- Artykuł Roberta Błońskiego ukazał się już po mojej decyzji. On jedynie przyspieszył lub spowodował pewien rozwój późniejszych wypadków. Natomiast decyzja została podjęta dużo wcześniej. Myślę, że dobrze jest móc wybrać, a nie zostać zmuszonym do wybrania. Poczułem, że to jest dość. Że to dobry moment dla mnie, a z drugiej strony dobry dla grupy. Myślę, że nie byłoby wielkiego problemu pracować dalej, natomiast chcąc ruszyć do przodu całą grupę zawodników i mając w perspektywie to, w jakich schematach pracujemy w Polsce – czyli od igrzysk do igrzysk, to są najważniejsze imprezy i to nie podlega wątpliwości, zostawianie komu innemu jednego roku do pracy to dużo za mało. Może się udać, ale to takie "50 na 50". Natomiast dwa lata pracy pozwalają na wprowadzenie czegoś nowego i w kolejnym roku udoskonalenie tego, by osiągnąć sukces na igrzyskach. Myślę, że dwa lata to takie absolutne minimum dla trenera, by zrobić coś dobrego i dlatego stwierdziłem, że albo decyduję się na to teraz, albo dopiero po igrzyskach.

Czy już wiesz, co będziesz robić dalej?

- Wszystko będzie się klarowało w ciągu najbliższych dwóch tygodni. W tej chwili stoję trochę na rozdrożu. Czy pójść w kierunku kontynuacji rozwoju trenerskiego, trenując, będąc na pozycji podobnej jak teraz, czy też pozostać przy sporcie, ale z nieco innej strony? Patrząc na przepływ informacji, to nawet pewnie nie będę musiał o niczym informować, bo wszyscy szybko się dowiedzą. Maksymalnie do dwóch tygodni podejmę decyzję.

Dostałeś też jakąś ofertę współpracy z PZN?

- Dostałem, ale na tę chwilę nie planuję z niej skorzystać. Myślę, że jest czas ku temu, aby trochę się odsunąć, popatrzeć na to z boku. Być może coś nowego się dostrzeże. Bez wątpienia obojętnie w którym kierunku podążę, zyskam nowe doświadczenia.

Jesteś w kontakcie z nowym trenerem kadry – Stefanem Horngacherem? Przygotowywałeś go do nowej roli?

- Nie przygotowywałem go zbyt wiele, on się musi sam przygotować. Owszem, rozmawiałem z nim. Cały czas mieliśmy kontakt, bo można powiedzieć, że odkąd w 2004 roku przyszedł do pracy w Polsce z krótką przerwą, gdy pracował jako trener w Hinterzarten, gdy nie było go widać na skoczniach, to cały czas mieliśmy kontakt. Środowisko trenerskie na całym świecie jest dość wąskie i znamy się dość dobrze. To też człowiek, który lubi podejmować wyzwania, jest bardzo ambitny. Ma bardzo duże pojęcie, jeśli chodzi o kwestie sprzętowe. To poniekąd taki element układanki, który często u nas zawodził, którego nam brakowało, a on w tym temacie jest naprawdę dobrym fachowcem. Na pewno będzie potrzebował dużo pomocy ze strony polskich trenerów, bo jeśli tutaj nie będzie dobrej komunikacji, wspólnej linii, takiej jak myśmy swego czasu mieli i pracowali razem w jednym kierunku, to będzie to skazane na niepowodzenie. Natomiast jeśli zarazi swoją wizją pozostałych, to ma to bardzo duże szanse na powodzenie. Reprezentacja Polski to nie jest dla niego eksperyment, myślę że to jest świadome działanie. Z mojej strony dostanie wszystkie dane o zawodnikach, które udało mi się zgromadzić przez te wszystkie lata, bo to też jest dla niego mniejsza strata czasu na rozpoznawanie. Chodzi o pewne dane mierzalne. Nie chcę z nim omawiać charakterystyk zawodnika, bo lepiej jak je sobie na świeżo pozna, natomiast kwestie testów, analiz, to wszystko dostanie i będzie miał o tyle krótszą drogę do przebycia.

Miał już jakieś pytania?

- On zna i obserwuje skoczków. To nie jest tak, że polscy skoczkowie są zawodnikami anonimowymi. To sportowcy dość dobrze znani na świecie, po których trenerzy i delegaci wiedzą, czego się można spodziewać. Widziałem, że rozmawiał z niektórymi zawodnikami, więc myślę, że jest dość dobrze zorientowany. Ale tak jak każdy trener przychodzący z zewnątrz, wiele pracy przed nim, wiele rozmów i myślę, że też wiele nowych rzeczy do odkrycia.

Masz jakąś radę dla Stefana Horngachera?

- Mam, ale zachowam ją bezpośrednio dla niego i nie chciałbym tego upubliczniać. Myślę, że doskonale da sobie radę w Polsce.

Więcej przeczytasz na www.pzn.pl