Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Stefan Horngacher: "Żadnego czekania"

Stefan Horngacher w obszernym wywiadzie udzielonym dziennikarzom "Przeglądu Sportowego" zdradził kolejne plany odnośnie pracy w Polsce, opowiedział także o swoich oczekiwaniach i pierwszych wrażeniach z pobytu w naszym kraju.


Jak doszło do tego, że Stefan Horngacher zaczął myśleć o pracy z polskimi skoczkami?

- Zaczęło się podczas marcowego Pucharu Świata w Wiśle. Wtedy padła pierwsza propozycja i poprosiłem o czas do namysłu. Po tygodniu odpowiedziałem, że się zgadzam, ale wcześniej musiałem porozmawiać z rodziną, bo praca w Polsce wiąże się z rozłąką. U was będę sam, żona zostanie w Niemczech, bo dzieci tam chodzą do szkół i lepiej tego nie zmieniać. Możliwe, że latem przyjadą na jakiś czas. Na razie będę mieszkał w hotelu, a później zobaczymy, może poszukam mieszkania? Nie było mi łatwo się zdecydować, to dla mnie wielkie wyzwanie. Ostatnich dziesięć lat spędziłem na pracy z niemiecką kadrą, miałem wszystko poukładane, świetnie się tam czułem. Dotychczasowy pracodawca nie chciał mnie puścić. Niemcy walczyli, żebym został - mówi nowy trener Polaków.

- Ustalmy jedno: nie chodziło mi o pieniądze. Wybrałem to, co uznałem za najlepsze dla mnie, jako trenera. Podpisałem dwuletni kontrakt i jestem zadowolony - zastrzega Horngacher.

- Z Heinzem Kuttinem spędziliśmy razem prawie całe życie. Zaczynaliśmy skakać jako dzieci, występowaliśmy w reprezentacji w kolejnych kategoriach wiekowych, aż wreszcie razem zdobywaliśmy medale. Dalej jesteśmy przyjaciółmi, ale na skoczni każdy pracuje na swój rachunek i chce wygrać. Heinz dzwonił do mnie z gratulacjami, powiedział, że podjąłem dobrą decyzję - przyznaje austriacki szkoleniowiec.

- Przyjechałem pomóc skoczkom, niech idą do przodu. Zamierzam pracować według własnego planu, nie będzie kalki z Niemiec czy Austrii. To ma być reprezentacja Polski według mojego pomysłu. Nie będzie żadnego czekania na Igrzyska. Zimą są mistrzostwa świata w Lahti, Turniej Czterech Skoczni i konkursy w Polsce. - dodaje 46-latek.

- Dla mnie ważne są dalekie skoki! Poza tym szacunek w zespole i koncentracja na najważniejszych sprawach. Jestem zawodowcem i chcę, żeby tak samo było ze skoczkami. Mają być profesjonalistami nie tylko na treningach. Pracować trzeba bez przerwy, a teraz jest najlepszy czas. Nikt nie skacze, można budować formę fizyczną i bolące nogi nie są wymówką. To także dobry moment na rozmowy, bo wszyscy mają czas.

Jeśli chodzi o kadry to najpierw muszę przedstawić swój pomysł w PZN. Kiedy prezydium go zaakceptuje, przedstawimy plan mediom. Wszystko już mam opracowane. Pierwszą i najważniejszą sprawą będzie podział trenerów, do kadry A, B i C musimy przydzielić odpowiednie osoby. Później, do każdej grupy, trzeba przyporządkować skoczków. Wtedy zaczniemy pracować. Letnie Grand Prix potraktuję jak trening na najwyższym poziomie. Starty będziemy łączyć z ciężkimi przygotowaniami do zimy. W ostatni weekend kwietnia wszyscy spotkamy się w Szczyrku. Będziemy skakać w Wiśle, ale odwiedzimy też kilka miejsc w Europie. Moim asystentem nie będzie Michał Doleżal. Może znajdziemy dla niego miejsce, ale moimi najbliższymi współpracownikami oraz głównymi trenerami w kadrach B i C będą Polacy. Tego możecie być pewni. Tak samo serwismeni, fizjoterapeuta, itd - zapowiada Stefan Horngacher.

- Wszyscy dookoła mówią: "Witamy w Polsce". Nie spodziewałem się tak ciepłego przyjęcia. Kiedy zastanawiałem się, czy przyjąć ofertę, pytałem o radę swoich austriackich i niemieckich przyjaciół. Takich, którzy nie musieli ściemniać, tylko mówili prawdę. I wiecie co? Ani jeden, naprawdę żaden z nich nie powiedział: "Stefan, nie idź". Wszyscy mówili, że to świetna propozycja. Również dlatego jestem. I muszę mieć szeroko otwarte oczy, bo w każdej chwili może się pojawić nowy Kamil Stoch. A ja nie chcę go przegapić - zakończył z optymizmem Austriak.

Więcej przeczytasz na stronie "Przeglądu Sportowego"