Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

"Trudniej niż na skoczni narciarskiej", czyli o nartach wodnych słów kilka

W miniony weekend w ośrodku sportów wodnych Szelment odbyły się mistrzostwa Polski w narciarstwie wodnym oraz konkursy z cyklu Grand Prix Europy. Jedną z konkurencji były skoki. Przyjrzyjmy się przy tej okazji na zasadzie ciekawostki związkom naszej dyscypliny z jej wodną odsłoną.


Jazda na nartach wodnych to nie tak rzadki element letniego treningu skoczka narciarskiego. Taką formę przygotowań preferował choćby Apoloniusz Tajner, który w 2003 roku zabrał Małysza i spółkę do Wałcza.

- Od kiedy ja prowadzę kadrę, jeszcze nie pływali na takich nartach, ale wiem, że niemal każdy z nich już próbował. Nie sądzę, by któryś miał problemy. Oni są bardzo sprytni. Poza tym ze swojego doświadczenia wiem, że przesiadka z naszych nart na wodne nie jest specjalnie trudna. Na pewno nie będziemy jednak najeżdżać na platformy. Nie potrzebujemy tego, a poza tym skoki rzeczywiście mogą być niebezpieczne – wyjaśniał ówczesny trener polskiej kadry.

Apoloniiusz Tajner, który często bierze udział jako zaproszony gość w zawodach w skokach na nartach wodnych, jest zdania, że wodna odmiana skoków narciarskich jest dużo trudniejsza i bardziej niebezpieczna niż jej zimowa wersja:

- Zawodnik wylatuje na wysokość dwóch pięter, mało tego, z prędkością około 100 kilometrów na godzinę uderza w ścianę tego progu, która go wyrzuca w górę, wymaga to niezwykłej odwagi – ekscytował się Apoloniusz Tajner w rozmowie z Radio5.tv podczas jednej z edycji zawodów Netta Cup w Augustowie - Zawodnik musi wykazać się odpowiednią techniką lotu, żeby ulecieć jak najdalej i ląduję na tej "płaskiej" wodzie z dużymi przeciążeniami z wysokości tych dwóch pieter, mając jeszcze wektor poziomej prędkości. Każdy element tego skoku jest trudny, każdy upadek, każdy błąd jest dużo bardziej niebezpieczny niż na skoczni narciarskiej. Podziwiam tych ludzi i przyjeżdżam tu co roku, żeby to zobaczyć.

Zarówno na zawodach w Augustowie jak i w Szelmencie bywa także Wojciech Fortuna, który od kilku lat mieszka w tych okolicach i z pasją przygląda się rywalizacji jego "wodnych odpowiedników".

- Jest to fajny sport, widowiskowy. Sam kiedyś próbowałem jeździć na nartach wodnych, to był jeden z naszych treningów, zresztą dobrze mi to wychodziło – opowiadał podczas ubiegłorocznych zawodów Netta Cup mistrz olimpijski z Sapporo - Skakać nie próbowałem, ale myślę, że to mogłoby się udać. Od lat żyję sportem, wciąż zakochany jestem w narciarstwie, dlatego często tutaj jestem. Lubie oglądać tą rywalizację. Co do podobieństw obu dyscyplin to na pewno sylwetka skoczka jest bardzo zbliżona do tej na skoczni narciarskiej.

Narciarstwo wodne to sport wymyślony przez Amerykanów na początku lat 20-tych ubiegłego stulecia. Podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1972 roku w Monachium narty wodne były nawet dyscypliną pokazową. Pierwszych przedstawicieli tego sportu w Polsce można był zaobserwować pod koniec lat 50-tych. Co warte odnotowania narciarze wodni na długo przed Janem Bokloevem fruwali już stylem V. Dyscyplina ta na przestrzeni lat doczekała się kilku swoich ikon, absolutnych legend, a jedna z nich stanęła kiedyś do rywalizacji... w zawodach Pucharu Kontynentalnego w skokach narciarskich.

Bruce Neville z Australii to czterokrotny medalista i dwukrotny mistrz świata w skokach narciarskich na wodzie, trzykrotny rekordzista świata w długości skoku na nartach wodnych, łącznie triumfował w 56 międzynarodowych konkursach. Został też wyróżniony nagrodą fair play. W 1997 roku podczas rozgrywanych w Kolumbii mistrzostw świata pożyczył swojemu najgroźniejszemu rywalowi, Freddy'emu Kruegerowi narty, gdyż ten swoją deskę niefrasobliwie złamał. Dzięki tej pomocy Krueger ostatecznie wygrał batalię z Nevillem o tytuł mistrza świata.

Australia nie ma wielkich tradycji w skokach, więc tym bardziej epizod ten wart jest odnotowania w kontekście związków kraju z antypodów z narciarstwem skokowym. Żadna z funkcjonujących niegdyś niedużych skoczni narciarskich w Australii dziś już nie istnieje, a historia występów skaczących Australijczyków na znaczących imprezach jest bardzo skromna. W 1960 roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Squaw Valley w konkursie kombinacji norweskiej Australię reprezentował urodzony w 1927 roku w Dalsgrendzie w Norwegii, przynależący do klubu narciarskiego z Canberry, Herlof "Hal" Nerdal. Uplasował się na 31 miejscu. W 1974 roku na Mistrzostwach Świata w Falun pojawił się także pochodzący z Norwegii skoczek Chris Hellerud. Zajął ostatnie 64 miejsce na skoczni normalnej po skokach na 53 i 48 metrów. Na początku dwudziestego wieku skoki w Australii chciał wskrzeszać imigrant-weteran ze Słowenii Tony Mihelcic, a potem biegacz narciarski Ben Sim, który zamierzał reprezentować kraj kangurów i eukaliptusów w kombinacji norweskiej. Inicjatywy te nie pociągnęły jednak za sobą konkretnych działań.

Neville był niespokojnym duchem szukającym dla siebie co rusz nowych wyzwań. W lutym 1997 roku zamienił taflę jeziora na skocznię narciarską i stanął na starcie zawodów w Westby rozgrywanych w ramach Pucharu Kontynentalnego. Pierwszego dnia rywalizacji zajął 43 miejsce w gronie 50 zawodników. Oddał skoki na odległość 57,5 i 52 metry. Odległość z pierwszej serii uznaje się za rekord Australii, choć właściwym byłoby go nazwać najdłuższym udokumentowanym skokiem Australijczyka. Nie dysponując wynikami treningów przed zawodami w Westby nie wiemy czy nie oddał dłuższego skoku na przykład w serii próbnej lub na którejś z innych amerykańskich skoczni, na których trenował zanim stanął na starcie Pucharu Kontynentalnego. Nie wiemy też czy któryś z wcześniej wymienionych norweskich Australijczyków nie skoczył w swej karierze na dalszą odległość, gdyż dane na temat ich startów są szczątkowe. Dla Nevilla nie był to najdłuższy skok w życiu, bowiem na nartach wodnych potrafił przeskakiwać 60 metrów. Drugiego dnia rywalizacji skoczek z antypodów zajął 47 miejsce wśród 49 startujących. Uzyskał 53 i 52 metry.

Z rzeczonymi konkursami w Westby związane są jeszcze inne ciekawostki warte w tym miejscu odnotowania. Zawody te były ostatnimi w karierze Eddiego Edwardsa. Brytyjczyk myślał wówczas jeszcze bardzo poważnie o starcie podczas igrzysk olimpijskich, jakie rok później odbyły się w Nagano. Do Japonii ostatecznie jednak nie poleciał i koniec końców start w Westby okazał się jego pożegnaniem ze skocznią. Zajął 45 i 41 miejsce. W obu konkursach lepiej od Neville'a i Edwardsa zaprezentowała się dopuszczona do startu z mężczyznami... 12-letnia Lindesy Van! Późniejsza mistrzyni świata kobiet zajęła 40 i 38 pozycję, a w zawodach wzięła też udział jej rodaczka, Karla Keck. Polskim akcentem tej rywalizacji był start pochodzącego z Zakopanego Wojciecha Gąsienicy-Mracielnika reprezentującego Stany Zjednoczone pod nazwiskiem Albert Gasienica.

Zobacz:

Wyniki konkursu w Westby

Fragment zawodów skokach na nartach wodnych z udziałem Bruce'a Neville'a

Artykuł: Skoki narciarskie w Australii