Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kamil Stoch: "Mamy bardzo mocną drużynę!"

Pomimo dwóch złotych medali na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, tytułu mistrza świata, Kryształowej Kuli na koncie i piętnastu pucharowych triumfów, Kamil Stoch nie miał do tej pory w swoim dorobku zwycięstwa w konkursie drużynowym z cyklu Pucharu Świata. Sobotnie zmagania były dziewiątymi, w których 29-latek stanął na podium rywalizacji zespołowej, ale dopiero pierwszymi w historii, po których odegrano Mazurek Dąbrowskiego.


- Historyczny dzień dla nas! Po pierwsze był to inauguracyjny konkurs drużynowy pod wodzą nowego szkoleniowca, a po drugie, było to nasze pierwsze zwycięstwo w zawodach drużynowych w Pucharze Świata. Super! Konkurs stał na bardzo wysokim poziomie. Było dużo dalekich skoków, a także dużo emocji. Tych pozytywnych i bardzo pozytywnych - mówi Stoch.

Sobotnie skoki były bardzo potrzebne po przeciętnej inauguracji sezonu w Ruce? - Bardziej potrzebowałem tego, co działo się wczoraj. Trzech dobrych skoków, dających odzwierciedlenie w wynikach. Po wczorajszym dniu wiedziałem, że wszystko jest na właściwym miejscu. Jedyne, co mam robić, to wykonywać dalej swoją pracę. Dzisiaj każdy zrobił to, co do niego należało. Mamy bardzo mocną drużynę! Nie tylko ta czwórka, która skakała, ale także i ta trójka, która została w hotelu. Trener może przebierać w składzie i ustalać, kto kiedy ma jechać, bo poziom jest bardzo dobry.

Z czego wynikało delikatne niezadowolenie po finałowym locie na 140. metr? - Po drugim było niezadowolony z lądowania, bo znowu poruszało mną przy nim. W konkursach drużynowych trzeba lądować stabilnie, dobrym telemarkiem. Tutaj przydaje się każde pół punktu.

Wsparcie polskich kibiców było odczuwalne? - Oczywiście! Jak zwykle mój fanklub był niezawodny. Do tego przyjechało parę osób od Maćka i Dawida, a także mnóstwo innych polskich kibiców.

Po tak efektownym występie można liczyć na indywidualną walkę Macieja Kota z Kamilem Stochem w konkursie niedzielnym? - My będziemy liczyć na siebie! <śmiech>

Korespondencja z Klingenthal, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela