Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Kot: "Lepiej wygrać ważniejsze zawody"

Maciej Kot po raz drugi w tym sezonie, a piąty w karierze zajął 5. miejsce w zawodach z cyklu Pucharu Świata, co jest jego najlepszym rezultatem w dotychczasowej historii startów. Szósty zawodnik klasyfikacji generalnej przyznaje, iż spadek z pozycji lidera jest rozczarowujący, ale powodem takiej sytuacji były drobne błędy podczas finałowej rundy zmagań w niemieckim Klingenthal.


- Druga seria nie poszła po naszej myśli. I mojej i Kamila. Była szansa na to, abyśmy obaj stanęli podium. Nawet jakby jednemu nie wyszło, to w odwodzie był drugi. Sport jest nieprzewidywalny, szczególnie skoki narciarskie. Tutaj czasami minimalne błędy ważą na tym, że ktoś z tego podium spada. Na takim poziomie, jaki był dzisiaj, gdzie każdy metr i punkt były na wagę złota, nie można pozwolić sobie na chociażby minimalnie gorszy skok.

W drugiej serii pojawiły się błędy? - Nie chcę mówić o skoku Kamila, bo nie wiem. Według mnie, Kamil skoczył naprawdę dobrze. Z naszej rozmowy wynika, że warunki były troszkę gorsze. Jeżeli chodzi o mój skok, czułem w pozycji dojazdowej, że delikatnie straciłem równowagę. Ta pozycja nie była optymalna. Zrobiłem później, co mogłem, ale zabrakło tych paru procent, żeby to odbicie było lepsze, co pozwoliłoby wyżej dostać się nad narty. Myślę, że jeżeli skok byłby podobny do tego z pierwszej serii, to nawet mimo gorszych warunków wygrałbym. Biorę to na swoje barki.

Czy zdaniem Macieja Kota styl Domena Prevca nie jest zbyt ryzykowny? - To jest technika braci Prevców. Mają bardzo aktywny dojazd i sposób odbicia. Nie ma szans podrobienia tego. Oni jakoś fizjologicznie są tak gibcy, że nikt nie jest w stanie zrobić takiego dojazdu, jak oni. Jeżeli chodzi o lot Domena, dużą rolę odgrywa jego niewielka waga. Można by to porównać do Klimka Murańki, kiedy ten miał 13 lat. On skakał w bardzo podobny sposób. Kiedy się urośnie i nabierze wagi, to taki styl skakania nie działa. Duża w tym rola trener słoweńskich, aby tego zawodnika już za młodu ustawić.

Na pierwsze indywidualne polskie podium od sezonu 2014/2015 będzie trzeba poczekać jeszcze tydzień? - Minimum tydzień. Stefan Horngacher dobrze powiedział. Ważne jest to, że skoki są na dobrym poziomie. Lepiej wygrać jakieś ważniejsze zawody niż te tutaj <śmiech>. Trzeba myśleć pozytywnie. To dopiero drugi weekend Pucharu Świata, więc nie ma nad czym płakać. Należy wyciągać wnioski i dalej walczyć.

Jak można podsumować cały weekend w Saksonii? - Przede wszystkim sobota była dla nas bardzo udana. Dzisiaj nie można powiedzieć, że zawody były nieudane, bo były lepsze niż w Ruce. Dwóch Polaków w "10" i to naprawdę jest dobry wynik. Jesteśmy blisko czołówki. Cały czas w konkursach indywidualnych czegoś brakuje, ale mamy potencjał i sporo rezerwy, nad którą chcemy popracować. Mamy na to czas.

Jest rozczarowanie zaistniałą sytuacją? - Jestem, bo wiadomo, że kiedy się prowadzi, to chciałoby się to utrzymać i wygrać. Myślę, że nawet przy trzecim czy drugim miejscu byłbym nieco rozczarowany. Jest to początek sezonu i trzeba ćwiczyć tę cierpliwość. Gorzej, gdyby była to już Planica. Wówczas można by się martwić. Jak trener powiedział, najważniejsze, że te skoki są dobrym poziomie. Są gorsze, są lepsze, ale poziom jest trzymany. Mimo gorszego skoku zająłem piąte miejsce, a kiedyś musiałem oddawać dwie super próby, aby tak było. To pokazuje nasz potencjał i rezerwę, nad którą trzeba cały czas pracować.

Pojawił się stres przed ostatnim skokiem? - Psychicznie było wszystko okej. Naprawdę dobrze się czułem. Popełniony błąd pojawił się już dzisiaj w serii próbnej i właściwie w dwóch pierwszych piątkowych skokach treningowych. Zależnie od skoczni czy dnia mam problemy z dojazdem. To są naprawdę niuanse. Ten detal spowodował, że nie udało się wygrać. Latem też pojawiały się te problemy. Może nie tak często, ale wiadomo, specyfika torów lodowych jest nieco inna. Jest lepiej niż w poprzednich latach, więc to nie jest coś, czym można by się martwić. Minimalnie gorszy dzień i drobny błąd na najwyższym poziomie powoduje kilka punktów straty, które mogą poskutkować utratą zwycięstwa.

Czy po I serii Maciej Kot rozmawiał z klasyfikowanym tuż za nim Kamilem Stochem? - Nieco pożartowaliśmy, bo wiadomo, że na dłuższe rozmowy nie było czasu. Każdy musi się na swój sposób skoncetrować. Milej jest siedzieć w towarzystwie kolegi z kadry niż z reprezentantami innych ekip.

Jakie są plany treningowe polskiego zespołu? - Chyba przed Engelbergiem uda się potrenować na skoczni, bo polskie obiekty nie są jeszcze gotowe.

Korespondencja z Klingenthal, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela