Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Aleksander Zniszczoł: "Nie uważam się za najsłabszego"

Ostatnim z Polaków, który wywalczył awans do sobotniego konkursu indywidualnego okazał się Aleksander Zniszczoł. 22-letni skoczek uzyskał tylko 108,5 metra, co dało mu 36. miejsce, jednak należy podkreślić, iż swój skok oddawał przy najsilniejszym wietrze w plecy spośród całej stawki. Pomimo nie do końca udanej inauguracji sezonu, członek klubu WSS Wisła nie traci woli walki i jest pewny swoich umiejętności.


- Po ostatnich skokach miałem dość dużą przerwę, bo ostatni raz skakałem w kwalifikacjach w Klingenthal. Tutaj pierwszy skok treningowy był troszkę na wyczucie, ale drugi był normalny, w porządku. Kwalifikacyjny też uważam za dobry skok, ale nie poszczęściło się co do warunków. Czułem mocny przeciąg na buli, no i nie udało mi się za daleko odlecieć. Takie są skoki - oznajmia Zniszczoł.

Jest chęć odbycia spokojnego treningu na skoczni pomiędzy zawodami? - Z pewnością coś by on wniósł, ale byłem pozytywnie nastawiony, bo wiedziałem, że dobrze skaczę, a wypadki się zdarzają. Nie tylko najsłabszym, ale i najlepszym. Nie żebym uważał się za najsłabszego, bo tak nie mogę myśleć, ale po Klingenthal byłem pozytywnie nastawiony. Stefan Horngacher twierdzi, że pokazałem tam, iż stać mnie na skakanie do "30".

Zaufanie ze strony trenera Stefana Horngachera jest czymś budującym? - To jest fajne, bo sytuacja jest stabilna. Wiem, czego się mogę spodziewać. Jedna zepsuta próba nie powoduje szybkiej zmiany w składzie. Z konkursu na konkurs buduję pewność siebie. Te skoki idą szczebelkami do góry, a takich kwestii jak warunki pogodowe nie przeskoczymy. Nie mamy na to wpływu. Trzeba się skupić na pozytywach i stopniowo iść do przodu.

Udało się odpocząć po frustrującej wizycie w Klingenthal? - Aż nadto! Leżałem w łóżku i w sumie nic nie robiłem. Było dużo smutku, ale przeżyłem go i teraz dobrze nastawiłem się na Lillehammer, aby udowodnić sobie, co ja potrafię.

Tylny wiatr jest sporym utrudnieniem na skoczni Lysgaardsbakken? - Jest to duża trudność. Nie tylko na tej skoczni, bo na każdym obiekcie. Tylny wiatr nie pomaga w uzyskaniu odpowiedniej wysokości nad bulą, co później wpływa negatywnie na metry. Na tej skoczni jest szczególnie trudno, bo jest duża i lotna.

Korespondencja z Lillehammer, Dominik Formela i Tadeusz Mieczyński