Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Kot: "Jest satysfakcja po dobrze wykonanej pracy"

Po kilkukrotnym zajmowaniu piątego miejsca, w niedzielę Maciej Kot po raz pierwszy w karierze stanął na podium zawodów z cyklu Pucharu Świata. 25-latek na dużej skoczni w Lillehammer przegrał z Kamilem Stochem różnicą zaledwie 0,6 pkt, a po weekendzie w Norwegii awansował na trzecią lokatę w klasyfikacji generalnej sezonu. Co powiedział po historycznych dla niego zawodach?


- Na sukcesy pracuje się całe życie i teraz to procentuje. Bardzo fajny dzień. Nie tylko dla mnie, ale i dla całej drużyny. Dobre skoki, które w końcu dały też dobre miejsca. Myślę, że zdecydowanie trzeba to przyjąć ze spokojem. Tak, jak cały czas powtarza Stefan Horngacher, takie wyniki są normalne. Trzeba je traktować bez hurraoptymizmu. Jeszcze dużo pracy przed nami. Jeden konkurs niczego nie zmienia. To jest początek sezonu, więc czeka nas jeszcze wiele konkursów - twierdzi Kot.

- Dziś przebieg zawodów był troszkę inny niż zwykle. Po pierwszym skoku czułem, że wszystko poszło dobrze, ale w takich warunkach nie było szans. Szczególnie po mnie zawodnicy mieli lepsze warunki, a mimo to skakali gorzej. To pokazuje, że rzeczywiście było ciężko. Mieliśmy dużo minusowych punktów za belkę, ale wiatr za progiem był na tyle niekorzystny, że i tak nie dało się odlecieć. Jak rozmawialiśmy z Kraftem czy Fettnerem, to mieli takie same odczucia, że za progiem w ogóle nie było noszenia. Przy dobrym pierwszym skoku byłem w stanie być na tyle wysoko, żeby w drugiej serii powalczyć. Taki był plan, bo wiedziałem, że zawodnicy jadący po mnie, wyłączając Kamila, znaleźli się tam wskutek bardzo dobrych warunków. Ito czy Tepes to typowi lotnicy. Liczyłem na to, że jeżeli po swoim skoku będę prowadził, to na tym podium stanę. Stąd taka radość po skoku, bo po przekroczeniu zielonej linii wiedziałem, że powinno to wystarczyć do podium. Kwestia miejsca. Mój scenariusz się sprawdził, bo Ci zawodnicy w trudniejszych warunkach nie odlecieli - dodaje członek kadry A.

Jak smakuje polski dublet w zawodach najwyższej rangi? - Bardzo dobrze! Nie ma jakiegoś hurraoptymizmu, ale jest satysfakcja po dobrze wykonanej pracy. To udany dzień dla nas, ale już trzeba myśleć o regeneracji i kolejnym konkursie. Długi sezon przed nami i sporo pracy. Trzeba się cieszyć, bo bez radości nie miałoby to wszystko sensu. Dobre wyniki zawsze dostarczają dużo radości. Dzisiejszy dzień do końca będzie bardzo wesoły dla nas.

- Ze swojej strony jesteśmy świadomi tego, że regeneracja jest bardzo ważna. Trener zawsze powtarza, że po oddanym skoku należy myśleć o kolejnych zawodach. Szczerze mówiąc, takie podejście ma sens. Dzisiaj czekają nas zajęcia z fizjoterapeutą, może sauna dla relaksu, dobra kolacja i do spania. Wcześnie rano ruszamy na lotnisko, żeby wrócić do kraju. Myślimy już o Engelbergu - zapewnia zakopiańczyk.

Słabsze rezultaty Domena Prevca są zaskoczeniem? - Po wynikach Pucharu Kontynentalnego w Vikersund śmialiśmy się, że dzisiaj Prevcowie nie skoczą. Skoro Cene zawiódł, to już pójdą za ciosem <śmiech>. A zupełnie na serio, dzisiaj były trudne warunki. Agresywny styl skakania Domena oraz brak doświadczenia i mocy skutkowały tym, że nie był w stanie dziś odlecieć. O ile po pierwszej serii był dość wysoko, o tyle w drugiej znów były gorsze warunki i nie był w stanie przesunąć się w rejony podium. Dzisiejszy dzień pokazuje, że z Prevcem też da się wygrać.

Korespondencja z Lillehammer, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela