Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Wypowiedzi Ziobry, Huli i Kubackiego po sobotnim konkursie

Polska po sobotnim konkursie na domowym obiekcie w Wiśle Malince umocniła się na czele klasyfikacji generalnej Pucharu Narodów. Na półmetku beskidzkiego weekendu mamy 130 "oczek" przewagi nad Austrią. Solidną dawką punktów nasze konto zasilili do dziś m.in. Jan Ziobro, Stefan Hula i Dawid Kubacki, którzy zameldowali się na przełomie drugiej i trzeciej dziesiątki.


Jan Ziobro (19. miejsce):

- Oddałem trzy dobre skoki. Pierwszy konkursowy mógł być troszkę lepszy. Nie jestem z niego do końca zadowolony, bo coś w tym skoku nie zagrało. Na chwilę obecną potrafiłbym skoczyć lepiej. Drugi wydawał się w porządku, ale przy delikatnym wietrze pod narty i tak nisko ustawionym rozbiegu jest ciężko cokolwiek zrobić. Drugi skok konkursowy był po prostu dobry.

- Nigdy nie jest tak, aby warunki były równe dla wszystkich. Jeden ma lepiej, a drugi gorzej. Jest tylko tak, że czasem te różnice są mniejsze. Dziś warunki były dobre. Nie ma co na nie narzekać. Wygrywa ten, który jest najlepszy i nie ma tutaj dwóch zdań.

Forma po miesiącach marazmu idzie w górę? - Rozwój bez wątpienia jest. Nie jest tak, że dochodzi się do pewnego momentu, w którym jest się najlepszym. Zawsze ktoś może cię wyprzedzić. W tym momencie jest nawet dwudziestu skoczków, którzy mogą w każdej chwili wygrać poszczególne zawody Pucharu Świata. Cały czas trzeba pracować i się rozwijać. Skoki stały się zimową Formułą 1. Każdy detal odgrywa tutaj ogromną rolę. Aby cokolwiek ugrać, trzeba być niemal bezbłędnym.

Początek 65. Turnieju Czterech Skoczni był kompletnie nieudany w wykonaniu 25-latka. Z czego wynikał ten falstart? - Może za bardzo chciałem i byłem zbyt spięty. Po niemieckich konkursach zadzwoniła do mnie żona i zapytała, po co tam w ogóle pojechałem i dlaczego nie czerpię z tego radości. To było to, o czym zapomniałem. Czułem się mocny, ale żeby dobrze skakać, trzeba z tego czerpać radość. Stwierdziłem, że właśnie po to tam przyjechałem. Zawody w Austrii były dla mnie lepsze, bo po prostu byłem luźniejszym Jankiem Ziobro. Słynny luz powraca. On musi być zawsze. Naprawdę mi to pomaga. To jest malutki motorek napędowy, który ma malutki wpływ na dalekie skoki.

Stefan Hula (20. miejsce):

- Pierwszy skok całkiem fajny, udany, jak najbardziej pozytywny. W drugim też mi się wydawało, że powinno być dobrze, ale jednak brakło tych metrów, więc jestem zadowolony tak połowicznie, bo mogło być troszkę lepiej. Plusem jest to, że wczoraj miałem słabszy dzień, a dzisiaj znowu wszystko wróciło do normy i mam nadzieję, że jutro będzie jeszcze lepiej – powiedział po sobotnim konkursie Stefan Hula.

Wydaje się, że piątkowa dyspozycja 30-latka była nieco gorsza – w treningu zajął kolejno dwudzieste i czterdzieste czwarte miejsce (121 i 115 m), a w kwalifikacjach, skokiem na 120 metr wywalczył trzydziestą trzecią lokatę. Czy w konkursie pomogła mu znajomość obiektu w Wiśle? – Tak jak już mówiłem, był to gorszy dzień, natomiast dzisiaj sobie z tym poradziłem. Były pewne kwestie, które trzeba było poprawić w pozycji dojazdowej, udało mi się to zrealizować i myślę, że to jest duży plus w porównaniu do wczorajszych prób. Cieszę się, że w zawodach potrafiłem oddać te najlepsze skoki.

Co zawodnik mógłby powiedzieć o warunkach atmosferycznych, jakie panowały na skoczni podczas konkursu? – Jeżeli nie jest spokojnie, te chorągiewki nie wiszą, to zawsze jest jakaś loteria – ktoś ma lepiej na dole, ktoś na buli. Przy takiej pogodzie jak dzisiaj nie będzie sprawiedliwej rywalizacji. Myślę, że mimo tego wiatru udało się te zawody w miarę dobrze rozegrać.

O obiekcie w Wiśle Malince mówi się, że jeśli nie złapie się odpowiedniego pułapu nad bulą, to później ciężko jest odlecieć. Czy dzisiejsze warunki pozwalały na osiągnięcie satysfakcjonujących odległości? – Po pierwsze był tu ekstremalnie niski rozbieg, nigdy wcześniej nie jeździliśmy z takiej pozycji. Do tego skocznia sama w sobie jest trudna i nie wybacza błędów, także trzeba było oddać naprawdę super skoki, żeby walczyć o jak najwyższe lokaty.

Dawid Kubacki (21. miejsce):

- W sobotę szczególnie jeden skok był gorszy. Popełniłem błąd na progu w pierwszej serii, po czym zabrakło rotacji, aby odlecieć na dole. Poniekąd konsekwencją tego było to, że w drugiej serii trafiłem na gorsze warunki. Mimo normalnego skoku, z tej belki ciężko było odlecieć. Każdy błąd bardzo się potęguje w takiej sytuacji. Równo nie było, bo przy tak niskiej belce, jeżeli nie ma się nad bulą powietrza pod nartami, to jest bardzo ciężko odlecieć. U góry miesza za samym progiem, a to przy tak niskich prędkościach najazdowych nie pomaga. Tylko idealne skoki są w stanie odlecieć.

- Wiadomo, że przygotowania do Mistrzostw Świata mogą mieć jakiś wpływ na naszą aktualną dyspozycję, ale nie powiedziałbym, że jakoś bardzo na mnie to wpływ. Popełniłem błąd i poniosłem tego konsekwencje. Jutro jest nowy dzień i ja wierzę w to, że będzie dużo lepiej.

Powoli zaczyna się walka o miejsce w składzie na światowy czempionat, który w drugiej połowie lutego rozpocznie się w fińskim Lahti. Czy 26-latek jest pewny swojej pozycji w teamie? - Posiadam umiejętności ku temu, aby startować w drużynie na Mistrzostwach Świata. To jest decyzja trenerów, a ja mogę tylko wykonywać swoją robotę na skoczni. W niedzielę chcę oddać normalne skoki, bo w sobotę jeden był nienormalny. Na nowo podchodzę do tego.

- Mamy tutaj mnóstwo kibiców, którzy tworzą niesamowitą atmosferę na skoczni. Za to należą im się duże podziękowania.

Korespondencja z Wisły, Dominik Formela