Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Kot: "Polecieć do Finlandii i dalej robić swoje"

Do Azji przyleciał bez pucharowego triumfu na koncie, a po pobytach w Japonii oraz Korei Południowej ma ich już dwa. Mowa o Macieju Kocie, który w czwartek na olimpijskim obiekcie HS 109 w Pjongczangu odniósł drugie indywidualne zwycięstwo w zawodach z cyklu Pucharu Świata. Czy ten sukces smakuje w jakiś sposób lepiej od osiągniętego w sobotę na Okurayamie?


- Zwycięstwo jak zwycięstwo. Smakuje tak samo, więc nie ma co się rozwodzić nad różnicami. Jest bardzo duża radość z dobrze wykonanej roboty. Towarzyszyły temu takie same emocje, jak w Sapporo. Dzisiaj spodziewałem się dobrych skoków, a te zawsze mogą dać dobre miejsca. Cieszyłem się z decyzji o przeniesieniu zawodów na obiekt normalny, bo na dużym czegoś jeszcze mi brakowało. Dodatkowo wczoraj nie do końca miałem szczęście z warunkami. Dziś skakałem odrobinę lepiej, a do tego aura była łaskawsza. To złożyło się na końcowy triumf.

Wiatr mocno dawał się we znaki skoczkom? - To było naprawdę niesamowite, bo rzadko się zdarza, kiedy idąc na górę trzeba pilnować się, aby nie zdmuchnął nas wiatr. Chwilami oburącz trzymałem narty, bo chwilami wyglądało to bardzo źle. To dziwne uczucie, kiedy przy takich podmuchach idzie się skakać. Również na wysokości belki startowej był wielki szum od tego wiatru. Trzeba było pilnować swoich rzeczy, aby nie odleciały. Mimo to, na skoczni nie było aż tak źle. Momentami były porywy do 5 m/s, ale były to warunki na tyle bezpieczne, że można było przeprowadzić ten konkurs.

Czy na półmetku, kiedy 25-latek plasował się na czwartej lokacie, widział on szansę na włączenie się do walki o końcową wygraną? - Wiedziałem, że różnice są niewielkie i wszystko rozstrzygnie się w finale. Nawet prowadzący Peter Prevc nie miał dużego zapasu punktowego. Czołowa czwórka była w bliskim kontakcie. Wiedziałem, że to bardzo dobra pozycja do ataku. Bardzo dobra próba przy odrobienie szczęścia mogła dać podium czy nawet zwycięstwo. Podszedłem do tego spokojnie i zrobiłem swoje.

Pokonanie będącego w niesamowitej formie Stefana Krafta jest zaskoczeniem? - Szczególnie na dużej skoczni było widać jego przewagę nad oponentami. Jego skoki na obiekcie HS 140 i środowa wygrana były imponujące. Dziś w kwalifikacjach ustanawiając rekord skoczni udowodnił, na co go aktualnie stać. Nie do końca w tej chwili wiem, czemu w konkursie było gorzej. Czy była to kwestia warunków czy też samych skoków. Nie jest to jednak nasze zmartwienie.

Czy Maciej Kot czuje się faworytem do złota w Lahti? - Nie powinienem w tej chwili myśleć o tym w ten sposób. Trzeba polecieć do Finlandii i dalej robić swoje. Nie można patrzeć na rangę, tylko traktować je jako kolejne zawody. Trzeba się przygotować tak samo i na dobrym poziomie zrealizować ten sam plan. To może dać dobre miejsca i powody do radości. Pod wpływem dobrych wyników nie należy niczego zmieniać. Chcę konsekwentnie robić swoje i nie nakładać na siebie zbędnej presji.

Po problemach w Willingen i Oberstdorfie była wiara w aż tak duże sukcesy w Azji? - Nie nastawiałem się na konkretne wyniki, bo wiadomo jak to w Azji bywa z warunkami. Ciężko tu cokolwiek zaplanować. To jest taki sport, w którym jeden gorszy lub lepszy skok może dużo zmienić. Leciałem tu z pozytywnym nastawieniem, bo niedziela w Oberstdorfie dała mi wiarę i nadzieję w to, że teraz to pójdzie w dobrym kierunku. Odnaleźliśmy sposób na skakanie. Miałem dobre przeczucie i pozytywne nastawienie, co jest istotne. Jechałem tutaj, aby walczyć, a nie na wycieczkę. Od pierwszego skoku w Sapporo czułem się bardzo dobrze. Realizowałem plan, który utworzył się w Oberstdorfie. Rezultatem tego są dobre wyniki. Tego właśnie oczekiwałem.

Przetestowanie obu skoczni olimpijskich w warunkach zawodów jest ważne? - Fajnie się to wszystko ułożyło. We wtorek po przyjeździe odpuściliśmy poranny trening, bo chcieliśmy nieco zregenerować siły, a mimo to i tak los skierował nas na obiekt HS 109. Wszystko sprawdziliśmy z bardzo dobrym skutkiem, więc będą pozytywne wnioski. Trzeba je przeanalizować, zapisać i za rok do tego powrócić.

- Do domu wracam w bardzo dobrym nastroju, ale nie ukrywam, iż jestem zmęczony tym azjatyckim tournee. Była zmiana czasu, sporo podróżowania, mało przerw między konkursami, a jeszcze czeka nas długa podróż powrotna do Polski. Niemniej, dobre wyniki i pozytywne emocje dają więcej siły do szybszej regeneracji. O to akurat się nie boję. Psychika jest na solidnym poziomie, bo takie rezultaty dają dużo spokoju, luzu i pewności siebie, która jest potrzebna. Czuję się bardzo dobrze i chętnie wracam do domu. Torby mam już wypełnione, a trzeba zabrać jeszcze trofea, więc nie wiem, jak się pomieszczę <śmiech>. Może na lotnisku będzie jakaś okazja do nabycia pamiątek dla rodziny.

Korespondencja z Pjongczangu, Tadeusz Mieczyński