Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Wypowiedzi Macieja Kota i Piotra Żyły po konkursie w Trondheim

Zarówno Maciej Kot, jak i Piotr Żyła z powodzeniem awansowali do finałowej serii konkursu indywidualnego w norweskim Trondheim. Ostatecznie sklasyfikowani zostali odpowiednio na 13. i 23. pozycji. Zawodnicy nie kryli niezadowolenia ze swoich występów.


Maciej Kot po pierwszej serii zajmował 22. miejsce (126 m), natomiast w drugiej zdołał poprawić swój rezultat o niemal dziesięć pozycji (13. lokata - 129,5 m). Co zawodnik sądzi o swoich skokach? – Próba finałowa była może troszkę lepsza. Na tej skoczni od samego początku mam podobne problemy. Dzisiejsze warunki były naprawdę dobre, ale za tym nie poszły skoki. Kłopotów nie udało mi się wyeliminować, walczyłem do końca – niestety efekt tej walki nie był taki, jakiego oczekiwałem.

- Seria próbna była bardzo zła. Miałem pomysł na skok, ale on zupełnie nie wypalił i na konkurs należało szybko coś zmienić. Było już nieco lepiej, ale wiadomo jak to jest, kiedy czegoś trzeba przypilnować i za dużo się myśli – pojawia się nadmierna kontrola. Mocno spóźniłem te skoki, brakowało automatyzmu. Trudno jednak o automatyzm wtedy, kiedy on po prostu nie działa. Jakościowo te moje próby nie były na dobrym poziomie i to główny problem dzisiejszego dnia – ocenia.

Z jakim nastawieniem skoczek uda się do Vikersund? – Wyrzucę to wszystko ze swojej głowy. Trzeba zapomnieć o tym, co było, a na Vikersund znaleźć sposób na skakanie, nową wizję. Wiadomo, że mamuty rządzą się swoimi prawami. Ta forma tak z dnia na dzień nie mogła się przecież zagubić. Ona gdzieś tam jest, tylko trzeba sobie przypomnieć dobre skoki i do nich powrócić. Dzisiejszy dzień należy wykorzystać na odpoczynek nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny. Trzeba się zrelaksować i do Vikersund pojechać z pozytywnym nastawieniem - z taką chęcią walki, by móc już od pierwszego skoku realizować dobry, sprawdzony plan.

Jak Maciej Kot mógłby ocenić skocznię mamucią w Vikersund? – Jak to się mówi w naszym żargonie – "trzeba przenieść garba, a później można lecieć". To jest taki obiekt, gdzie jeśli wyjdzie się z progu za wysoko, to owszem – przeleci się bulę, ale wyląduje w okolicach 170. metra. Z kolei jeśli za bardzo się przytnie lot, to tej buli się nie pokona. Na tę skocznię trzeba mieć sposób – nie lecieć za wysoko, ale mieć prędkość, która pozwoli odlecieć daleko na dole, bo mamut jest tam dosyć płaski. To jest sztuka. Norwedzy bardzo dobrze umieją wykorzystać atuty tej skoczni. Myślę, że kluczem do dalekich lotów jest przede wszystkim porządne skakanie i mam nadzieję, że pogoda nam pozwoli na oddanie wszystkich prób, także tych treningowych. Każdy skok jest teraz na wagę złota – by poukładać wszystko i mieć w głowie jasny plan na konkurs.

- Fizycznie czuję się dobrze. Byłem dziś gotowy do skoków – nawet na siłowni te ciężary nie ważyły aż tak dużo, jak wskazywały liczby. Tu problemem jest samo wejście na górę, tych schodków na rozbieg jest dużo. To wszystko czuć później w nogach. Mamy jednak przed sobą wieczór na regenerację, wszyscy musieli pokonać tę samą drogę, także jesteśmy na równych warunkach. O siły fizyczne się nie obawiam – zakończył Kot.

A jakie wrażenia ma po czwartkowym konkursie Piotr Żyła? – Skoki były dziś złe. Nie miałem odpowiedniej równowagi na rozbiegu i cały czas mną kołysało. Przy ostatnim poszło mi jeszcze w palce, a to nie jest dobre na taki obiekt.

- Dzień był ogółem normalny. Nie umiałem się tu po prostu wpasować w rozbieg, miałem inne czucie i nie potrafiłem dobrze dojechać do końca – podsumował skoczek z Wisły.

Czy obserwowany spadek formy u naszej reprezentacji może wynikać z utraty sił pod koniec sezonu? – Nie, myślę, że raczej nie chodzi o to. Trzeba to jeszcze przeanalizować.

Trener reprezentacji Polski zakończył wywiad z Piotrem Żyłą wzywając zawodnika na rozmowę.

Korespondencja z Trondheim, Dominik Formela i Tadeusz Mieczyński