Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Rower

Zaskoki wciąż potrafią nam skoczyć. Ekhm, przepraszam, to z nadmiaru emocji. Skoki wciąż potrafią nas zaskoczyć. Kto się spodziewał takiego finału Raw Air? Kamil wygrywa konkurs, Noriaki Kasai na podium, dramat Wellingera, rozpędzony do tej pory Kraft traci impet. Co to był za weekend Proszę Szanownej Wycieczki…


Paradoks. Turniej Raw Air jest produktem niedopracowanym, z wątpliwą organizacją, wadliwymi przepisami, taką sobie estetyką. A jednak pierwszą edycję "najbardziej morderczego turnieju w historii dyscypliny" - jak ochrzcili ją niektórzy dziennikarze - z całą pewnością można uznać za sukces. A to za sprawą finału, który dostarczył nam tyle emocji że wymiękają "Gra o Tron," "Pulp Fiction" i "Prostokąt Dynamiczny". Więc dość przypadkowa mieszanka odpowiednich warunków atmosferycznych, wyczucie Borka Sedlaka i odważne, a zarazem odpowiedzialne decyzje jury uratowały cały Turniej i dostarczyły nam tyle adrenaliny i dopaminy że niektórym z nas trudno będzie zasnąć.

Paradoks. Powietrze było surowe a Wellinger nam się zagotował w locie. Finałowa seria na Vikersundbakken oddzielił chłopców od mężczyzn. Pokazał raz jeszcze ile w skokach znaczą chłodna głowa i doświadczenie. Dwudziestodwuletni Niemiec skopał swój skok zupełnie. Dwudziestoczteroletni Austriak miał spore problemy po wyjściu z progu, choć trzeba przyznać, że za to co z tego wyciągnął to i tak szacun. A trzydziestoletni Polak oddał kolejny rewelacyjny skok jak gdyby to nie chodziło o finał turnieju, tylko lekki rozruch przed śniadaniem.

Paradoks. Ci wszyscy, którzy uważali, że Kamil musi koniecznie powiększyć swą przewagę na skoczniach dużych, bo na mamutach będzie już tylko tracił, pewnie drapią się z zakłopotaniem w głowę. No przecież kombinowali zgodnie z logiką i dotychczasowym doświadczeniem. No właśnie – słowo klucz: "dotychczasowym". A że życie poszło swoim torem? Dobrze, że Kamil się tym gadaniem nie przejmował, tylko na mamucie odżył i dał nam wszystkim nadzieję, że rywalizacja o KK jeszcze nie jest rozstrzygnięta. I raz jeszcze udowodnił, że skoki to taki sport w którym wciąż można się dowiedzieć czegoś nowego. Ach jak bardzo nam teraz żal tego piątku! Czemu to były tylko kwalifikacje, a nie konkurs?

Można być TAKIM kucharzem. Można grać w ping-ponga TAK. Albo TAK parkować. Można być też Kamilem Stochem i wrócić do walki o najwyższe cele w takim stylu, w jaki nasz Mistrz zrobił to w Vikersund. Kto by się tego spodziewał jeszcze po konkursie w Trondheim? Kto zresztą jeszcze przed niedzielnym finałem postawiłby choćby 5 złotych na to, że nasz lider nie tylko odeprze szturm Stjernena, ale przeskoczy Wellingera?

Zresztą w ogóle to, co nasza żelazna czwórka zrobiła na największym mamucie na świecie, przyprawia mnie wciąż o gęsią skórkę. Wszyscy z rekordami życiowymi, Piotrek z rekordem Polski. Kolejne podium drużynowe. Oczywiście – nie tylko Polacy latali jak ptacy. Ktoś pewnie już gdzieś policzył, ile było w ten weekend skoków poza 240. metr. Ktoś pewnie już gdzieś policzył, ilu skoczków poprawiło swoje rekordy życiowe. Ale najważniejsze jest oczywiście to, że pobity został rekord świata, który Kraft odebrał Johannsonowi, który z kolei odebrał go Fannemelowi ale najważniejsze, że koniec końców Austria odebrała go Norwegii. Tym samym Mocny Stefek stawia kolejny stempel na tym sezonie, który wciąż może się dla niego zakończyć jak marzenie.

Apropos wzruszeń. Kto się nie wzruszył, gdy Kamil przez mikrofon pocieszał Andreasa? (Dziękuję, ręce w dół. Jesteście martwi wewnątrz. Marsz do psychoanalityka.) To się nazywa klasa! To się nazywa prawdziwie sportowa postawa!

A wracając do polskich rekordów, to dobrze, że te rekordy życiowe padły. Umówmy się, że do tej pory wyglądało to trochę ubogo, bo Polacy z najlepszymi rekordami życiowymi plasowali się pod koniec trzeciej dziesiątki listy skoczków z najlepszymi życiówkami. Teraz to już co innego – Piotr Żyła ma rekord o zaledwie osiem metrów krótszy od rekordu świata i jest na liście na miejscu dziewiątym a Maciej Kot na trzynastym. Warto też jednak pamiętać, że z tymi życiówkami to czasem kwestia szczęścia bo jak przed Tobą ktoś skoczy świetnie to belka wędruje w dół i po ptokach. Tak czy owak, przed tym weekendem rekord Polski był ósmym największym rekordem krajowym, teraz jest czwartym i mamy ten rekord dłuższy od rekordu Niemiec! Przy okazji warto zauważyć, że rekord Ugandy jest lepszy, niż rekord Serbii.

Niby na mamutach trenować sobie nie wolno, ale jednak popatrzmy sobie na tę listę rekordów życiowych. Jak wiadomo, czynne mamuty zostały nam już tylko cztery – w Norwegii, Słowenii, Niemczech i Austrii. No i na tej liście wśród pierwszych 18 skoczków znajduje się tylko trzech zawodników spoza tych czterech nacji – dwóch Polaków i Amerykanin. (I wszyscy trzej znaleźli się tam dopiero podczas tego wspaniałego weekendu w Vikersund). Dopiero w trzeciej, czwartej dziesiątce pojawiają się Japończycy, Czesi, Szwajcarzy, Rosjanie czy kolejni Polacy. A jak już jesteśmy przy Jankesie, to Kevin …

Pozostaje nam tylko cieszyć się, że (jak zatłitał Mackenzie Boyd-Clowes) Bickner ma się dobrze i kontuzja nie okazała się tak groźna, na jaką wyglądała.

Jak ten czas leci. Jeszcze kilka lat temu wydawało nam się, że skok powyżej 200 metrów to jakiś wyczyn. Tymczasem dziś takie rekordy życiowe ma prawie 300 skoczków! Umówmy się, że po fali rekonstrukcji skoczni mamucich za jakiś szczególny wyczyn nie należy uznawać skoków poniżej 230 metrów.

Polska drużyna po raz drugi w dziejach stanęła na podium na mamucie i miejmy nadzieję, że nie po raz ostatni tej zimy. Co dobrze rokuje w temacie Pucharu Narodów. Jak zauważył trafnie a poetycko mój znakomity redakcyjny kolega – Adam Bucholz - polskie starty w Rowerze można porównać do optymalnego lotu na Vikersundbakken. Najpierw niziutko lecieliśmy nad bulą (Oslo-Trondheim), ale jak koło 150 metra złapaliśmy wiatr, to odlecieliśmy pod 240 metr (Vikersund). Dzięki temu mamy w tej chwili 263 punkty przewagi na Austrią. I już tylko Austria może nam ewentualnie odebrać triumf w tej klasyfikacji. Niemców odstawiliśmy tak daleko, ze pewnie Schuster na widok Horngachera zgrzyta zębami...

Noriaki Kasai staje na podium w wieku 44 lat, 9 miesięcy i 13 dni. Tyle już razy już siliłem się na wymyślne opisy wieku szacownego samuraja, że tym razem sobie daruję. Tym bardziej, że coś czuję, że jeszcze mogę mieć okazję…

Pierwsza edycja nowej wersji Turnieju Nordyckiego przeszła zatem do historii. Emocje opadają, nagrody rozdane. No właśnie nagrody. Sądząc z obstawy ten czarny dysk wykonany był chyba z painitu, albo co najmniej z jednego kawałku czarnego diamentu. Tymczasem według mnie estetyką nawiązywał raczej do bakelitowej deski sedesowej z wzorkami z japońskiej cepelii. W każdym razie jeśli Stefek będzie miał kiedyś dzieci, to będą się miały na czym ślizgać z górki.

Miało być o niedopracowanym turnieju. Reguła, by punkty z konkursów drużynowych zliczać zawodnikom indywidualnie jest tyleż nowatorska, co krzywdząca. Darujmy już sobie z tym jednym zawodnikiem co to nie ma drużyny, bo akurat w tym roku nikogo nie skrzywdzono, a za rok można ustalić, że zawodnicy z różnych krajów mogą występować w jednej drużynie pod flagą FIS. Naprawdę – nagrody pieniężne przyznawano za trzy pierwsze miejsca. A Wincenty (no bo o Boyd-Clowesie to chyba już nikt na serio nie myślał) nawet mając trzech przyzwoitych kolegów miał takie szanse na podium Raw Air co ja na tytuł Misstera Podbeskidzia. Ale ta reguła niesie za sobą jeszcze inne ryzyko, co zauważył mój inny znakomity redakcyjny kolega - Adrian Dworakowski. A która mogłaby się odbić na tegorocznej edycji. Wyobraźmy sobie, że w pierwszej serii któregoś z konkursów drużynowych Fettner albo Schlierenzauer zostają zdyskwalifikowani. I Kraft nie ma okazji oddać skoku w drugiej serii. Bo umówmy się, że Austria z sumą trzech skoków mogłaby pokonać Kazachstan czy Włochy, ale z awansem do "ósemki" miałaby problemy, szczególnie na skoczni dużej. I co wtedy? Przez wpadkę kolegi Mocny Stefek traci szansę na zwycięstwo.

Tak, tak – to nie brak transportu pociągami był największą wpadką organizatorów. Swoją drogą, trudno mi wymyślić receptę na tę bolączkę. Ktoś ma jakieś pomysły?

Czołówka PS 20.03.2017
Lpzawodnikkrajpktstrata1strata2
1 Stefan Kraft Austria 1465 0 0
2 Kamil Stoch Polska 1434 31 31
3 Daniel Andre Tande Norwegia 1181 284 253
4 Andreas Wellinger Niemcy 1001 464 180
5 Maciej Kot Polska 945 520 56
6 Domen Prevc Słowenia 938 527 7
7 Michael Hayböck Austria 752 713 186
8 Markus Eisenbichler Niemcy 697 768 55
9 Manuel Fettner Austria 683 782 14
10 Peter Prevc Słowenia 650 815 33

Przed wielkim finałem w Planicy niemal wszystko już jest jasne. Matematycznie, logicznie, gramatycznie i faktycznie w grze zostało już tylko dwóch tytanów. Ależ będą emocje! Była "Rumble in the jungle", była "Thrilla in Manila", będzie "Nerwica in Planica". Wicelider ma do lidera stratę 31 punktów. Tyle samo, co po Oslo zresztą. Tak na szybko przypominam sobie tylko jeden raz w historii by, od czasów wprowadzenia nowej punktacji, lider leciał do Planicy z mniejszą przewagą. 10 lat temu Jacobsen miał przed zawodami na Letalnicy (zaplanowano 3 konkursy indywidualne) 14 punktów przewagi nad Małyszem. Z kolei w sezonie 1995/1996 finał odbywał się w Oslo a przedostatni konkurs w Falun. Przed tymi dwoma konkursami Goldberger wyprzedzał Nikkolę o 3 punkty... Dla porównania - dwa lata temu Freund miał nad Prevcem 94 punkty przewagi, które przed ostatnim konkursem skurczyły się do 44. Tu mamy tylko 31...

Jeśli chodzi o szanse Kamila, to równanie w porównaniu z sytuacją przed Vikersundbakken zmieniło się zasadniczo. Przed Polakiem zadanie tyleż proste co arcytrudne: wygrać ostatnie dwa konkursy indywidualne tego sezonu i niech sobie Kraft zajmuje miejsca jakie chce. Musiałby więc zasadniczo zrobić to samo, co zrobił Małysz w 2007 roku – wygrać trzy razy z rzędu na mamucie. Taki już przewrotny los, że skoczek, który nie chce być "drugim Małyszem" i zasługuje na to, by być po prostu sobą, będzie zawsze porównywany do byłego mistrza. I Mojry stawiają przed nim podobne zadania. Oczywiście historia może potoczyć się na kilka innych sposobów. To są skoki. Tu nie ma nic pewnego.

Poczet Zwycięzców 20.03.2017
LpzawodnikkrajliczbawPŚ
1 Kamil Stoch Polska 7 2
2 Stefan Kraft Austria 6 1
3 Domen Prevc Słowenia 4 6
4 Daniel-Andre Tande Norwegia 2 3
5 Maciej Kot Polska 2 5
6 Andreas Wellinger Niemcy 1 4
7 Michael Hayböck Austria 1 7
8 Peter Prevc Słowenia 1 10
9 Severin Freund Niemcy 1 19

W tej klasyfikacji Kamil wrócił na szczyt. Drużynowo: Polska 9, Austria 7, Prevce 5, Niemcy i Norwegia po 2.

Poczet Podiumowiczów 20.03.2017
Lpzawodnikkraj123razemwPS
1 Kamil Stoch Polska 7 3 2 12 2
2 Stefan Kraft Austria 6 3 6 15 1
3 Domen Prevc Słowenia 4 1 1 6 6
4 Daniel-André Tande Norwegia 2 4 0 6 3
5 Maciej Kot Polska 2 1 0 3 5
6 Andreas Wellinger Niemcy 1 6 3 10 4
7 Michael Hayböck Austria 1 1 2 4 7
8 Severin Freund Niemcy 1 1 0 2 19
9 Peter Prevc Słowenia 1 0 1 2 10
10 Andreas Stjernen Norwegia 0 1 0 1 12
11 Robert Johansson Norwegia 0 1 0 1 16
12 Noriaki Kasai Japonia 0 1 0 1 22
13 Manuel Fettner Austria 0 0 2 2 9
14 Markus Eisenbichler Niemcy 0 0 2 2 8
15 Piotr Żyła Polska 0 0 1 1 11
16 Richard Freitag Niemcy 0 0 1 1 13
17 Andreas Kofler Austria 0 0 1 1 20
18 Jewgiennij Klimow Rosja 0 0 1 1 15
19 Jurij Tepeš Słowenia 0 0 1 1 23

W poczcie podiumowiczów witamy dostojnego samuraja. Banzai Noriaki-san!

Plastikowa Kulka 20.03.2017
LpzawodnikkrajliczbawPŚ
1 Jakub Janda Czechy 2 38
2 Jurij Tepeš Słowenia 2 23
3 Pius Paschke Niemcy 1 n
3 Tilen Bartol Słowenia 1 n
5 Kento Sakuyama Japonia 1 61
5 Aleksander Zniszczoł Polska 1 61
7 Davide Bresadola Włochy 1 58
8 Lukáš Hlava Czechy 1 48
9 MacKenzie Boyd-Clowes Kanada 1 41
10 Dienis Korniłow Rosja 1 39
11 Marcus Schiffner Austria 1 37
12 Andreas Wank Niemcy 1 35
13 Gregor Schlierenzauer Austria 1 33
14 Stefan Hula Polska 1 32
15 Simon Ammann Szwajcaria 1 29
16 Daiki Ito Japonia 1 24
17 Noriaki Kasai Japonia 1 22
18 Karl Geiger Niemcy 1 17
19 Robert Johansson Norwegia 1 16
20 Andreas Stjernen Norwegia 1 12
21 Michael Hayböck Austria 1 7
22 Andreas Wellinger Niemcy 1 4

Gdy tylko Marcus Schiffner dowiedział się o istnieniu Plastikowej Kulki (w Pjongczang) od razu zaczął o nią walczyć. Trudno jest tak wycyrklować, żeby z premedytacją zająć 31. miejsce, więc udało mu się dopiero za czwartym razem (był 27. i dwa razy 33.). Ale jest! Na prowadzeniu drużynowym wciąż Niemcy - cztery 31. miejsca. Indywidualnie - Jakub Janda.

Polacy 20.03.2017
Lpzawodnikpkt.wPSkadra
1 Kamil Stoch 1434 2 A
2 Maciej Kot 945 5 A
3 Piotr Żyła 574 11 A
4 Dawid Kubacki 321 18 A
5 Jan Ziobro 119 31 B
6 Stefan Hula 110 32 A
7 Aleksander Zniszczoł 9 61 B
8 Klemens Murańka 4 65 A

Poza żelazną czwórką żaden Polak nie zdobył punktów podczas Raw Air. Janek zgubił gdzieś formę z Lahti a Klimek nie wykorzystał należycie miejsca, które sam sobie wywalczył w PK. Ale pomimo to, wyniki nadal mamy imponujące. Nie wiadomo jeszcze kto poleci do Planicy a kto nie, ale może stać się rzecz bez precedensu. Mianowicie, w finałowym konkursie sezonu co piąty zawodnik na starcie konkursu może być Polakiem!

Prevce 20.03.2017
LpPrevcrocznikpkt.w PS
1 Domen 1999 938 6
2 Peter 1992 650 10
3 Cene 1996 67 40

Prevce trochę spuścili z tonu, ale z 1655 punktami nadal prezentują się lepiej niż Japonia, Czechy i Rosja razem wzięte.

Cytat zupełnie na temat: "Kolejne punkty wpadają na konto Alexa Insama. Będą to pierwsze punkty." Sebastian Szczęsny

Cytat zupełnie nie na temat: "Uśmiech ten sprawił, że wyglądał jak chłopiec, który próbuje przekonać swoją mamę, że pod choinkę powinien dostać bombę atomową" Jo Nesbo

Cytat zupełnie nie na temat (2):

"No to co, że forma brudna

i że błędy tam i tu?

przyjdzie walec i wyrówna,

przyjdzie walec i wyró,

przyjdzie walec i wyró!"

ś.p. Wojciech Młynarski

I tak to żegnamy się już z Norwegią i Rowerem i oczy nasze kierują się na inną wielką skocznię mamucią, która ma równie legendarny, a może nawet bardziej legendarny status. Planica to Planica. I każde słowo zbędne. I w ogóle i w szczególe i pod każdym innym względem. A w Planicy tylko dwie rzeczy są pewne. Pierwsza, że najprawdopodobniej będziemy świadkami kolejnej fascynującej walki o Puchar Świata do ostatniej sekundy lotu. Czy tak zaciętej, jak między Freundem a Prevcem dwa lata temu? Na pewno tak dla nas emocjonującej jak między Małyszem a Jacobsenem dokładnie 10 lat temu. Oby z tym samym rezultatem. Mógł Kamil wzorem Adama zostać Mistrzem Świata w Val di Fiemme, po 10 latach, może wzorem Adama wznieść do góry Kulę w Planicy po 10 latach. Druga rzecz pewna jest taka, że w związku ze zmianą czasu na letni ktoś zaśpi na finałowe zawody. Miejmy nadzieję, że nie będzie to żaden z polskich zawodników. Ani ja. Czego Wam i sobie życzę, amen.

Dzisiejszy felieton sponsorowała liczba "70", literki "K" i "S" oraz utwór "Don’t stop believin’" zespołu Journey.

***

Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejetność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Zlosliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Dzialania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem.