Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Kot: "Czułem zmęczenie w nogach"

Czternastą pozycją w konkursie lotów w Vikersund i siódmą w końcowej klasyfikacji generalnej turnieju Raw Air zakończył swój pobyt w Norwegii Maciej Kot. 25-latek w niedzielę oddał dwa równe skoki mierzące 221,5 metra oraz 221 metrów, ale po ukończeniu rywalizacji na największym obiekcie świat odczuwał spory niedosyt.


- Jest lekkie rozczarowanie, bo skoki nie były złe, ale miejsce nie jest do końca satysfakcjonujące. Może skoki były nieco gorsze niż w sobotę, ponieważ delikatnie je spóźniałem, jednak wszystko było na dobrym, wysokim poziomie. Miałem wrażenie, że tym razem wiatr trochę mi nie sprzyjał. Cały czas wiał pod narty, ale tam, gdzie było go potrzeba najwięcej, a więc na dole, tam go brakowało. W drugim skoku skręciło mnie zaraz za progiem. Stało się coś podobnego, jak chociażby ze Stefanem Kraftem czy Andreasem Wellingerem. Paru zawodników miało problemy tuż po wyjściu z progu, gdzie zdarzały się boczne podmuchy. Mogło być lepiej, ale źle też nie jest. Weekend trzeba zaliczyć do udanych, głównie ze względu na sobotnie wydarzenia. Rekord życiowy zapadnie mi w pamięci na długo, ale taki jest teraz poziom w Pucharze Świata, że dwie próby powyżej 220 metrów nie dają nawet czołowej "10". Jest to zaskakujące, ale pokazuje, że poziom jest bardzo wysoki.

- W niedzielę czułem zmęczenie w nogach. Oczywiście, byłem gotowy do skakania na 100%, ale nogi lekko bolały. Energii było nieco mniej niż w sobotę, bo skoki w okolice 240 metrów wpływają na samopoczucie fizyczne. Są duże przeciążenia, a i lot trwa dłużej. To długotrwałe napięcie, które powoduje zmęczenie. Z fizjoterapeutą wykonaliśmy dobrą robotę, ale czułem zmęczenie w nogach - dodaje Polak.

Kevinowi Bicknerowi zabrakło doświadczenia, którego brak spowodował groźnie wyglądający upadek? - Doświadczenie jest niezbędne. Już w serii próbnej, kiedy leciał daleko, lądował bardzo niepewnie, machając rękami. Podobnie w pierwszej serii. Nie bardzo wiem dlaczego, musiał być to błąd techniczny. Oddał trzy bardzo dalekie skoki i powinien wyciągać wnioski z próby na próbę, a w każdej popełniał ten sam błąd pod koniec lotu. W drugiej serii konkursowej upadł w niefajny sposób, ale na szczęście wszystko skończyło się w miarę dobrze dla niego.

Kamil Stoch wrócił na najwyższe obroty? - Kamil skakał rewelacyjnie. Jako jedyny z czołówki miał radość z latania. Robił swoje. Stefan Kraft i Andreas Wellinger mieli za dużo ciśnienie, bo walczyli o klasyfikacje generalne konkursu, turnieju Raw Air, a dodatkowo Pucharu Świata. Mogło się to odbić na jakości skoków, a do tego pech do warunków przy skokach z niskiej belki. To pokazało nieprzewidywalność sportu i skoków narciarskich. To zarazem piękne i gorzkie.

Jak podopieczny Stefana Horngachera odbiera pierwszą w historii edycję turnieju Raw Air? - Wnioski są przede wszystkim pozytywne, bo jest to coś nowego, a nowości są potrzebne w skokach. Aby popularyzować ten sport, trzeba iść naprzód. Chcąc zebrać większą rzeszę fanów, taki turniej jest krokiem w dobrą stronę. Myślę, że trzeba przeanalizować to, co się działo. Na pogodę i warunki nie mamy wpływu, a to był największy minus Raw Air. Nie udało się rozegrać wszystkich planowanych serii, a niektóre były naprawdę loteryjne. Należy zastanowić się również nad harmonogramem zawodów. Mam tu na myśli pory konkursów i ewentualny dzień wolny. Pomysł sam w sobie jest bardzo dobry, ale są pewne niedociągnięcia. Z roku na rok turniej powinien stawać się coraz lepszy i prestiżowy.

Jest trudniej niż w Turnieju Czterech Skoczni? - Naprawdę ciężko to porównać. Turniej Czterech Skoczni jest tak wielką imprezą z bogatą historią, iż na tę chwilę nie zajmowałbym się porównywaniem. Norwegowie próbują, ale to nie jest jeszcze ten poziom. Nie powinni stwarzać konkurencji i naśladować poczynań Austriaków i Niemców. Powinni czerpać wzorce z organizacji, budować prestiż, zainteresować tym jak największą liczbę ludzi, ale zrobić coś zupełnie innego.

Od soboty Internet podbija reakcja Macieja Kota na rekord świata Roberta Johanssona. Czy do naszego zawodnika dotarły memy internautów? - Akurat rozpinałem taśmy z nart i zerkałem przez szybę. Widziałem, że ktoś poszybował daleko, a wszyscy wyskoczyli w górę. Starałem się dostrzec odległość na podglądzie telewizyjnym. Byłem pod wielkim wrażeniem tego lotu, stąd taka mina, którą dostrzegły czujne oczy internautów <śmiech>.

Korespondencja z Vikersund, Dominik Formela i Tadeusz Mieczyński