Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Intrygująca magia lotów narciarskich, czyli polskie marzenia o skoczni mamuciej

Wizja posiadania skoczni, na której można by bić rekordy świata w długości skoku narciarskiego od zawsze rozpalała wyobraźnię wszystkich nacji posiadających takowe obiekty i geograficzne warunki do ich stworzenia. Wszystkich – z wyjątkiem (przez pewien czas) Norwegów, którzy nad długość skoku przedkładali jego piękno i przez kilka dziesięcioleci, zanim powstała Vikersundbakken, nie myśleli budowaniu przesadnie dużych obiektów. Jak się okazuje chrapkę na rekordy i zakusy na budowę skoczni – giganta mieli też Polacy. Temat nigdy nie wyszedł poza plany, bardzo wstępne ustalenia i słowne deklaracje, ale jednak istniał. Proponujemy w ramach majowej ciekawostki zapoznanie się z krótkim zarysem historii polskiej wizji skoczni mamuciej.


W planach działaczy IV Podhalańskiego Okręgu Narciarskiego w 1934 roku pojawił się pomysł wybudowania skoczni narciarskiej na stokach Nosala. Miała pozwalać na uzyskiwanie odległości dłuższych niż 90-metrowe. Przypomnijmy, że największym obiektem tego typu na świecie była wtedy słoweńska Velikanka, a jej rekord ustanowiony przez Birgera Ruuda w tamtym czasie wynosił 92 metry. Rekordem największej polskiej skoczni, Wielkiej Krokwi, były wówczas 74 metry Stanisława Marusarza. Powód, dla którego Zakopane nie zapisało się w annałach jako miejsce ustanowienia rekordu w długości lotu na nartach był odrobinę kuriozalny. Starania napotkały na przeszkodę w postaci braku zgody na wycięcie dwunastu drzew rosnących na wybranym na budowę obiektu terenie.

Inwestycje związane z infrastrukturą sportową w II Rzeczypospolitej były realizowane dużo bardziej dynamicznie niż ma to miejsce dzisiaj. W okresie międzywojennym po sukcesach Stanisława Marusarza nastąpił prawdziwy boom na skoki narciarskie. Młodzież wprost rwała się do skokowych nart zarażona bakcylem sukcesów zakopiańczyka i jego postawy na skoczni, pełnej waleczności i brawury. Doskonale wykorzystano to zjawisko. Zaczęto masowo stawiać i remontować skocznie narciarskie. W latach 30-tych PZN dysponował ponad dwustu pięćdziesięcioma obiektami, nie licząc małych 10- czy 15 metrowych skoczni! Można więc zaryzykować stwierdzenie, że gdyby działacze z Zakopanego uzyskali zgodę na wycięcie drzew ze stoku Nosala, powstanie zakopiańskiego mamuta mogłoby faktycznie dojść do skutku.

Nie wszystkich "Nosalowe" niepowodzenia zraziło. Rok później podczas XVI Zwyczajnego Walnego Zjazdu PZN w Krakowie pułkownik Wagner pod głosowanie zgłosił wniosek związany z koniecznością budowy w Zakopanem skoczni, na której możliwe byłoby latanie na odległości dłuższe niż 140 metrów! O tym jak szalony i futurystyczny był to pomysł niech świadczy fakt, że 140 metr przeskoczono na nartach dopiero 26 lat później na skoczni mamuciej w Oberstdorfie.

O olbrzymiej skoczni narciarskiej myślano nie tylko na Podhalu, ale również i w Beskidach. W latach 50-tych pojawił się pomysł wybudowania w Szczyrku skoczni mamuciej, na której można by oddawać skoki powyżej 110 metra. Była to inicjatywa znanego i cenionego wówczas zawodnika, trenera i działacza, Antoniego Wieczorka, inicjatora budowy wielu skoczni, niespokojnego ducha Beskidów. Wieczorek był pierwszym polskim skoczkiem, który na nartach osiągnął odległość 100 metrów. Miało to miejsce w Planicy w 1948 roku. Rekord Polski poprawił potem o jeszcze jeden metr i tytuł polskiego autora najdłuższego lotu na nartach dzierżył do 1957 roku. Być może to właśnie pokonanie magicznej dla skoczka w tamtych czasach granicy zainspirowało go do rozpoczęcia dyskusji na temat budowy wielkiej skoczni w Polsce. Pierwsza wersja tego projektu przewidywała budowę szczyrkowskiego mamuta pod Przełęczą Salmopolską, a druga między małym a dużym Skrzycznem. Był to jednak zbyt śmiały pomysł jak na lata powojenne i do powstania giganta w Szczyrku w końcu nie doszło.

Kiedy po wybuchu "Małyszomanii" zaczęto poważnie myśleć o przebudowie skoczni w Wiśle Malince, co poniektórych mocno poniosła wówczas wyobraźnia. Ówczesny prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Paweł Włodarczyk, zaczął otwarcie deklarować gotowość do rozmów na temat budowy w Wiśle mamuciej skoczni narciarskiej. O zamysłach włodarza polskiej narciarskiej centrali został nawet poinformowany Walter Hofer. - Myślimy o budowie mamuta. Takie są w tej chwili tendencje w FIS, konkursy na mamutach mają trafić do programu igrzysk. Największe imprezy światowe, w tym także Puchary Świata, będą przyznawane krajom mającym skocznie K 120 i K 185. - mówił w lipcu 2003 roku w rozmowie z Dziennikiem Polskim. Pół roku później w wywiadzie udzielonemu portalowi Interia.pl dodał, że w grę wchodzi także Zakopane. - Sfera inwestycyjna trwa długo – tłumaczył - Mamy pewne propozycje, ale muszą przejść one określone procedury. Najważniejsze jest, aby nie przerywać tych inwestycji, które trwają (Wisła, Zakopane), które są nam bardzo potrzebne. Po zakończeniu tych inwestycji niejako w naturalny sposób będzie można budować skocznię do lotów narciarskich.

Rok później na skutek afer wokół Polskiego Związku Narciarskiego Włodarczyk ustąpił z funkcji prezesa PZN-u, a jego następca Apoloniusz Tajner nigdy na poważniej nie zainteresował się tym tematem. - Byłoby fajnie gdybyśmy mieli taki obiekt, ale nie wiem czy jest on aż tak bardzo potrzebny – stwierdził kilka lat temu w rozmowie z portalem Onet.pl. Próżno dziś także szukać zwolenników budowy w Polsce skoczni mamuciej również wśród naszych skoczków. - Nie mamy w Polsce skoczni do lotów i nie powinniśmy jej mieć. Lepiej wydać pieniądze na budowę lub remont kilku małych skoczni dla młodych zawodników - powiedział niedawno Maciej Kot.

Przypomnijmy, że w tej chwili na świecie znajdują się cztery czynne skocznie mamucie, w Vikersund, Planicy, Oberstdorfie i Bad Mitterndorf. Wszystkie zostały w ostatnich latach przebudowane, są nowoczesne i pozwalają na osiąganie budzących respekt odległości. Niejasna jest przyszłość skoczni w Harrachovie, o której przebudowę i reaktywację toczy się na razie bezskuteczna walka. Od kilku lat na skokową mapę świata próbuje wrócić amerykańskie Ironwood, najmniejszy z mamutów, nieczynny od ponad dwudziestu lat, Ostatnio miejscowi działacze pochwalili się dofinansowaniem w wysokości 125.000 dolarów z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, ale do rozpoczęcia jakichkolwiek działań wciąż jeszcze daleko. Nic nie wskazuje na to, by do grona wyżej wymienionych miast miał dołączyć którykolwiek polski ośrodek, ale czy w sytuacji tak bardzo kulejącej bazy do podstawowego szkolenia młodych skoczków zasadny byłby chociażby powrót do debaty nad sensem budowy takiego obiektu?

Opracowano na podstawie:

Skoki narciarskie w Polsce w latach 1907-1939 - S. Zaborniak, Rzeszów-Krosno 2013

Na skoczniach Polski i świata - Stanisław Marusarz, W-wa 1974

Sprawozdanie PZN z działalności za lata 1936 i 1937,s. 146-147 - ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego.

Źródła własne