Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Wyciąg przy Średniej Krokwi wciąż stoi, dramatyczna sytuacja młodych skoczków w Zakopanem

Sprawa niedziałającego wyciągu przy kompleksie średnich skoczni w Zakopanem to temat, który był wielokrotnie poruszany na łamach mediów. Wielu kibiców sądziło, że problem dawno został rozwiązany, a tymczasem młodzi adepci skoków narciarskich w stolicy polskich Tatr nadal muszą na górę skoczni wchodzić. Co więcej, kolejka już od roku jest sprawna, ale nie może być uruchomiona... ze względów formalnych.


By oddać skoki na zakopiańskich skoczniach, trzeba wspiąć się od samego ich podnóża na sam szczyt po... schodach. O ile na skoczniach K-15 i K-35 nie jest to wielki problem, o tyle na dwóch większych znacznie ogranicza to możliwości treningu. Zawodnicy zamiast sześciu-siedmiu skoków oddają trzy-cztery. Poza tym, żeby trening był efektywny, to skoczek powinien siadać na belce wypoczęty. Tymczasem po dwóch podejściach na sam szczyt skoczni nogi są już mocno zmęczone. To powoduje, że tego samego dnia nie można wykonać treningu uzupełniającego na siłowni - pisze Tomasz Kalemba z serwisu Eurosport.onet.pl.

- W takich warunkach nie ma szansy, by wytrenować technikę skoku, którą trenuje się na świeżości. To jest jak z treningiem akrobatycznym. Jeżeli zawodnik przebiegnie 20 kilometrów, to potem salta nie zrobi. Czwarty rok nie mamy już wyciągu. Brak mi słów. Sam już nie wiem, czy to nie jest przypadkiem celowe działanie. Nie rozumiem tego. Problemy z wyciągiem przekładają się na mniejszą liczbę skoków, a to powoduje, że skoczkowie z Zakopanego są w tyle za tymi ze Szczyrku i Wisły. Nie mamy szans na równą rywalizację z nimi - mówił Józef Jarząbek, trener klubu TS Wisła Zakopane.

Brak wyciągu największym problemem jest w zimie.

- Wcześnie robi się ciemno, a treningi zaczynamy najczęściej koło godziny 15.00, bo przecież zawodniczki i zawodnicy muszą przyjść ze szkoły. Na skoczniach nie ma oświetlenia, więc udaje się oddać jeden albo dwa skoki. W grudniu i styczniu, kiedy dni są najkrótsze, nie da się w ogóle trenować. Jesteśmy więc "ugotowani". Gdyby był wyciąg, to w ciągu godziny można skoczyć cztery-pięć razy - tłumaczy Jarząbek.

Wspinaczka w butach skokowych na szczyt skoczni oznacza także bardzo szybkie niszczenie butów, których koszt to ponad 300 Euro.

Zakopiańskie kluby ratują się wyjazdami do Szczyrku, ale to wyprawa na cały dzień oraz dodatkowy koszt.

Przypomnijmy, iż wszystko zaczęło się w roku 2013, kiedy to gałąź uszkodziła linę wyciągu Zespołu Skoczni Narciarskich w Zakopanem.

- Podjęliśmy próby uruchomienia kolei. Ustalono zakres prac. Był on akceptowalny przez Transportowy Dozór Techniczny. Zleciliśmy zatem wykonanie wszystkich napraw producentowi kolejki firmie Mostostal. Zgodnie z tym, co było wcześniej ustalone i zgodnie z ekspertyzą wykonaną w 2014 roku. Została wykonana modernizacja, a nie naprawa kolejki. Transportowy Dozór Techniczny zobowiązał wykonawcę robót, a zarazem producenta kolejki, do rozszerzenia swoich prac o kolejne badania i kolejne naprawy. Wszystko przeciągnęło się do stycznia 2017 roku - tłumaczył Sebastian Danikiewicz, dyrektor COS w Zakopanem, w rozmowie z Onet.Sport.pl.

Rok temu, przy okazji zawodów PŚ w Wiśle, o wyciągu w Zakopanem zrobiło się głośno. O szybkie załatwienie sprawy apelował m.in. Kamil Stoch, a o pomoc skoczniom w Zakopanem prosił Adam Małysz.

- Gdzieś aż ściska w sercu, że te skocznie w Zakopanem, kolebce naszych sportów zimowych, są w tak opłakanym stanie. Inwestuje się tylko w Wielką Krokiew, a nie w obiekty, na których mają trenować następcy zawodników, startujących obecnie w Pucharze Świata. Oni muszą jeździć do Szczyrku czy Wisły - mówił Małysz w marcowym wywiadzie z RMF FM.

Okazało się jednak, że wyciąg nie może zostać uruchomiony z powodów formalno-proceduralnych.

- Z końcem stycznia Mostostal złożył kompletną dokumentację. Po ponad miesiącu wróciła do firmy z informacją, że trzeba ją uzupełnić, bo jest niekompletna. Potrzebne były kolejne badania i kolejne ekspertyzy. Firma podjęła - po raz kolejny - współpracę z krakowską Akademią Górniczo-Hutniczą. Uzupełniono dokumentację i złożono ją raz jeszcze. Okazało się, że TDT znowu miał zastrzeżenia. Były spotkania każdej ze stron. Zwrócono do Mostostalu drugą wersję dokumentacji. Mostostal wykonał po raz trzeci różne badania. Z informacji, które otrzymałem wynika, że w najbliższych dniach po raz kolejny dokumentacja zostanie złożona do TDT. Jaki będzie wynik? Nie mam pojęcia - mówił dyrektor Danikiewicz.

- Właściciele kolejki, która jest nadzorowana przez TDT, w momencie problemu powinni powiadomić o tym TDT, czego nie zrobiono. Wszystko, co wydarzyło się potem, jest konsekwencją tych działań. Nie wolno zabrać się samemu do napraw, jeżeli nie są to rzeczy najpierw uzgodnione z inspektorem. Chodzi o bezpieczeństwo. Jeżeli właściciel wyciągu zacznie robić to, co ma robić, o czym doskonale wie, to nie będzie problemu z uruchomieniem wyciągu. Jeszcze nie było tak, żeby inspektor zatrzymał coś tylko dlatego, że tak mu się podoba. On ma pełną świadomość tego, jak ten wyciąg jest potrzebny i ważny. Nie wolno mu jednak podpisać własnym imieniem i nazwiskiem czegoś, czego przepisy mu nie pozwalają - stwierdził Antoni Mielniczuk, rzecznik prasowego TDT, w rozmowie z Onet Sport.

- Dokumentacja jest uzgadniana między producentem i wykonawcą modernizacji a TDT. COS jedynie zlecił wykonanie producentowi kolejki i jedynej firmie, jaka miała w tamtym czasie uprawnienia. Dzisiejsze przepisy są takie, a nie inne i trzeba kolejkę do nich dostosować. Wszystko musi być bezpieczne. Każda za stron musi być w stu procentach pewna, że jest ona bezpieczna do użytku. Wszelkie naciski nie przyspieszą prac. Wszystko, co można było w tej sprawie zrobić, zostało zrobione. Dzisiaj ze względów bezpieczeństwa każda ze stron oczekuje, że wszystko zostanie wykonane zgodnie z obowiązującymi przepisami - tłumaczy dyrektor zakopiańskiego COS.

Głos w sprawie kompleksu skoczni zabierał także prezes Polskiego Związku Narciarskiego - Apoloniusz Tajner.

- W tej chwili baza szkoleniowa dla tych młodszych grup skoczków w Zespole Skoczni Narciarskich wymaga poprawienia profilów. Są to skocznie przestarzałe. Skacząc na nich, uczy się błędnej techniki. Naciskaliśmy na COS, by uporządkował sprawę z wyciągiem, bo lepiej skakać i trenować na takim obiekcie niż w ogóle. Kluby zakopiańskie nie mogą bez przerwy jeździć na treningi do Szczyrku. Trudno mi sobie wyobrazić, by te obiekty miały nie zostać zmodernizowane.

- Proceduralne sprawy spowodowały, że cierpią najmłodsi skoczkowie. Ten wyciąg miał być uruchomiony już jesienią ubiegłego roku, a nie działa do tej chwili. Tak naprawdę od ponad dwóch lat zwracałem się do COS, by postawiono nową kolejkę linową z krzesełkiem dwuosobowym. Budowa nowej kolejki była najlogiczniejszym rozwiązaniem. Ta, która jest, nawet po uruchomieniu nie jest zdolna przewieźć takiej liczby skoczków, jaka tam trenuje - mówił Apoloniusz Tajner w rozmowie z Eurosport.onet.pl.

Jest jednak światełko w tunelu. Dyrektor COS w Zakopanem - Sebastian Dankiewicz - zapewnia, że skocznie pod Giewontem odzyskają swój dawny blask.

- Pracując w COS w Szczyrku, mocno działaliśmy w tym kierunku, żeby zaczęli przyjeżdżać do nas zagraniczni zawodnicy. W ostatnim roku, kiedy pracowałem na Skalitem, trenowali tam skoczkowie z 26 państw. Wierzę głęboko, że za kilka lat tak samo będzie w Zakopanem. Trzeba pamiętać, że COS, jak każda inna firma, ma plan działania i rozwoju. Chcemy, by Zakopane odzyskało blask - zapowiada.

Trzymamy kciuki, aby te zapowiedzi faktycznie się spełniły, a przede wszystkim, aby jeszcze przed sezonem zimowym wreszcie został uruchomiony wyciąg w Zakopanem. To sprawa aktualnie priorytetowa. Tylko sprawna kolejka pozwoli młodym skoczkom względnie komfortowo i efektywnie trenować w Zakopanem i czekać na obiecane, nowe obiekty.

Więcej na ten temat w serwisie Sport.onet.pl