Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kamil Stoch: Na belce startowej nie mogę myśleć o wygranej

Kamil Stoch w sobotnim konkursie drużynowym okazał się zawodnikiem, który indywidualnie byłby najlepszy. W pierwszej serii dwukrotny mistrz olimpijski o pół metra przekroczył rozmiar Hochfirstschanze, osiągając 142,5 metra, natomiast w finale wylądował siedem metrów bliżej. Jak podsumował zmagania, w których Norwegowie pokonali nasz zespół o niespełna punkt?


- Muszę przyznać, że jest niedosyt. Cieszymy się, ale zostaje świadomość, iż zwycięstwo było naprawdę blisko. Wiemy, na jakim jesteśmy aktualnie poziomie i przy dalszej walce oraz odrobinie szczęścia, stać nas na super wynik. W piątek i sobotę zrobiłem dobrą pracę i uważam, że wszystko zaczyna się powoli układać. Nie tylko dla mnie, ale i całej grupy. Wszyscy wkładają dużo energii, aby tak było - twierdzi podopieczny Stefana Horngachera.

W drugiej serii pojawił się błąd czy o krótszej odległości zaważyły warunki wietrzne? - Chyba jedno i drugie. Ten skok nie był już tak "czysty" i płynny. Z drugiej strony, był on na bardzo dobrym poziomie. Wiadomo, że przy walce o zwycięstwo, kiedy gra toczy się na żyletki, trzeba oddać skok idealny, a ten taki nie był.

Co kryje się za często powtarzanym zwrocie o potrzebie wykonania dobrej pracy? - Oznacza to, że muszę zrealizować pewne elementy, które mam zadane na skoczni. Siedząc na belce startowej, nie mogę myśleć o wygraniu zawodów czy odległości, którą chciałbym osiągnąć. W głowie muszę mieć zakodowane to, co i jak muszę wykonać. Na tym nadal będę się skupiał. Na pracy i dobrych skokach.

- Norwegowie nie śnią mi się po nocach. Jest jeszcze dużo czasu, a sezon jest bardzo długi. Może to i lepiej, że teraz skaczą tak dobrze, bo będą mieli trochę więcej ciśnienia <śmiech> - zakończył 30-latek.

Korespondencja z Titisee-Neustadt, Dominik Formela