Strona główna • Austriackie Skoki Narciarskie

Trzy lata w piekle. Alexander Pointner o tragicznej śmierci swojej córki

Minione lata były dla Alexandra Pointnera i jego rodziny naprawdę trudne. Po próbie samobójczej córki austriacki trener wycofał się ze sportu i z życia publicznego. Dziś chce pomagać innym i oswajać temat depresji.


W roku 2014 córka Alexandra Pointnera Nina po próbie samobójczej zapadła w śpiączkę. Zmarła po 13 miesiącach, w grudniu 2015 r. Teraz, 3 lata później, utytułowany austriacki trener zdecydował się opowiedzieć o traumatycznych doświadczeniach swojej rodziny.

- W ostatnich tygodniach jest nam ciężko, ale razem z moją żoną i dziećmi próbujemy jakoś sobie z tym radzić – opowiada Alexander Pointner. - Zaczęło się robić ciężko już w okolicach Dnia Wszystkich Świętych, Nina próbowała popełnić samobójstwo 5 listopada 2014 r. A teraz, 17 grudnia, przypada druga rocznica jej śmierci.

W książce "Mut zu Klarheit" ("Odwaga ku jasności" - przyp. Red.) Pointner przepracował ostatnie trzy lata. Jak sam jednak przyznaje, terapeutyczny charakter tej publikacji nie jest najważniejszy: - Bardzo wiele osób cierpi na depresję. Wiele z nich nie próbuje rozmawiać o tym z członkami rodziny, przyjaciółmi czy współpracownikami, nie mówiąc już nawet o lekarzu, bo boją się stygmatyzacji. Obawiają się też problemów zawodowych. O chorych psychicznie często mówi się, że nie będą już nigdy więcej zdolni do pracy, co jest oczywiście bzdurą. Schorzenia psychiczne dają się w pełni wyleczyć, jeśli zdać się na pomoc specjalistów.

Rozdział "Dzień, który zmienił nasze życie" to opowieść żony Pointnera, Angi, która jako pierwsza znalazła córkę w piwnicy tuż po próbie powieszenia się. Spisywanie tej tragicznej historii było dla niego bardzo trudne: - To przeżycie, którego nie da się zapomnieć do końca życia. Te obrazy zostają w pamięci na zawsze. Zdecydowaliśmy się jednak przelać te wydarzenia na papier, jako swego rodzaju apel o szczerość, wsparcie, a także przełamanie tabu i stygmatyzacji wobec osób cierpiących na depresję. Angi opisała moment, w którym znalazła naszą Ninę, bardzo szczerze, co wydaje się bardzo trudne. Pokój, w którym Nina próbowała odebrać sobie życie, nadal tu przecież jest. Po tym, jak przez dwa lata nie byliśmy w stanie nawet do niego wchodzić, próbujemy teraz powoli na nowo go ożywić, co przychodzi z trudem szczególnie Angi.

Co doprowadziło do tej tragedii? Zgodnie z książką powodami, dla których Nina targnęła się na swoje życie, była ciężka depresja, rosnąca presja w szkole, względnie zbliżający się tego feralnego dnia egzamin. - Nie znamy konkretnego powodu, ale tego dnia Nina wstała podczas jednej z lekcji i rozwścieczona opuściła klasę. Moja żona natychmiast po nią pojechała i próbowała dowiedzieć się, co się stało. Córka nie chciała jednak powiedzieć, o co chodzi. W gruncie rzeczy nie jest to jednak ważne. Nie szukamy winnych, bo zupełnie nikt nie spodziewał się i nie wyobrażał sobie, że nasza córka mogłaby zrobić coś takiego – ani my, ani jej przyjaciele, ani jej terapeutka. Faktem jest jednak, że terapeutka Niny prosiła nas, żeby poinformować grono pedagogiczne szkoły o jej depresji. Nina też o tym myślała i w końcu to zrobiliśmy – tylko że niestety coś poszło nie tak z komunikacją wewnętrzną w szkole, w związku z czym nauczyciele nic o tym nie wiedzieli.

- Szkoły, tak jak i inne instytucje, mają plany operacyjne w sytuacjach kryzysowych. Jest tam napisane, jak należy postępować z uczniem chorym psychicznie. Niestety, okazuje się, że nie są one wiążące, traktuje się je jako rodzaj podręcznika i jako takie tylko kurzą się one na książkowych regałach. Kiedy coś się dzieje, wiele rzeczy zamiata się pod dywan. Intensywnie zajmuję się tym tematem i wspieram świetny projekt "YAM" Austriackiego Towarzystwa Zapobiegania Samobójstwom (w oryg. Suizidprävention Austria – przyp. Red.). Rozjaśnia on wiele rzeczy uczniom i nauczycielom, tak, by mogli wzajemnie wspierać się w przypadku depresji lub myśli samobójczych.

W rozmowie z reporterem portalu GMX Pointner opowiedział też krótko o innych swoich działaniach. - Od 2007 r. prowadzę wykłady na temat rozwijania zespołu, wydajności i wyników – w sporcie wyczynowym, ale też w zupełnie innych branżach. Podejmuje przy tym przede wszystkim temat rozróżnienia między kompetencją podstawową a wynikiem, które tak w sporcie, jak i w przedsiębiorstwach często bywają niezrównoważone. Często gubimy się w szczegółach, co jest szkodliwe dla osiągnięć czy dla rozwoju produktu. W równowadze między kompetencją podstawową a wynikiem tkwi ogromny potencjał, który może zostać wykorzystany. Regularnie wykładam też na temat "Jak można czerpać siłę z sytuacji kryzysowych". Chodzi tu o profilaktykę i zdrowie psychiczne. Te zajęcia dają mi dużo satysfakcji.

Czy jest szansa, że zobaczymy jeszcze kiedyś Alexandra Pointnera w gnieździe trenerskim podczas konkursu skoków narciarskich? - W tej chwili nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Ostatnio wspierałem pewnego bułgarskiego skoczka i próbowałem dla niego odbudować struktury – piękne zadanie. Muszę jednak podkreślić, że w "cyrku skoków narciarskich" są po prostu osoby, których obecność mi nie służy. Stąd moja odpowiedź na to pytanie brzmi: w tej chwili raczej nie. Ale – nigdy nie mów nigdy. Bo sam wiem najlepiej, że życie może się zupełnie zmienić w ciągu jednej sekundy.