Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Wypowiedzi Stocha i Huli po zdobyciu drużynowego brązu MŚwL

Biało-Czerwoni po raz pierwszy w historii zdobyli medal Mistrzostw Świata w lotach narciarskich, plasując się w rywalizacji drużynowej w Oberstdorfie na 3. miejscu. Wśród członków "brązowej" drużyny znaleźli się reprezentanci klubu KS Eve-nement Zakopane - Kamil Stoch oraz Stefan Hula. Jak podsumowali swoje występy w światowym czempionacie?


Kamil Stoch (209,5 i 204 metry):

- To był elegancki weekend, chociaż dzisiaj miałem zdecydowanie najgorszy dzień. Miałem prawo być już nieco zmęczony. Czerpałem energię z rezerw, ale trener zbudował tak mocną drużynę, że nie musiałem skakać dziś nadzwyczajnie.

- Nie patrzyłem na wyniki po pierwszej serii, chociaż przed swoim finałowym skokiem wiedziałem, że jesteśmy na trzecim miejscu. Starałem się jednak oddalać wszystkie myśli związane z tym, jaką odległość mam osiągnąć. Wiedziałem tylko, po kim skaczę. Nie denerwowałem się przed ostatnią próbą. Chciałem skoczyć najlepiej, jak potrafię, lecz podświadomie wiedziałem, że dzisiaj niestety muszę przyjąć to, co jest.

- Dyspozycja Słoweńców mnie nie zaskoczyła. Skakali tutaj dobrze. Dobrą robotę wykonał Anze Semenic, który przez cały weekend spisywał się bardzo solidnie. Również Peter, który jest mistrzem świata w lotach sprzed dwóch lat, skakał dobrze. Mają ogromny potencjał.

- Walczymy już od jakiegoś czasu, więc zmęczenie daje się we znaki. Pamiętajmy, że to dopiero połowa sezonu. Teraz jednak powinno być z górki. Każdy ma prawo być zmęczony. Cztery dni lotów można odczuć w nogach.

- Ciężko mi stwierdzić, czy medale drużynowe dają więcej radości, niż te indywidualne. Każdy zdobyty krążek jest nagrodą za wykonaną pracę, włożony wysiłek, wiele wyrzeczeń. Medal w drużynie jest zasługą czterech zawodników. Każdy z nich ma swój wkład w jego zdobycie. To nie jest medal naszej czwórki, ale także całego sztabu szkoleniowego oraz wszystkich, którzy nawet w najmniejszym stopniu dołożyli się do tego sukcesu.

Stefan Hula (206 i 210 metrów):

To pierwszy medal Stefana Huli zdobyty na mistrzowskiej imprezie wśród seniorów. Ma również na koncie jeden juniorski sukces – 14 lat temu w norweskim Strynie wywalczył wicemistrzostwo świata juniorów wraz z Mateuszem Rutkowskim, Dawidem Kowalem oraz… Kamilem Stochem.

- Trzeba było trochę poczekać od debiutu w Pucharze Świata, aby ten krążek zawisnął na mojej szyi. Zasłużyliśmy na ten sukces. Faktycznie, niemiecka drużyna miała nieco pecha, ale uważam, że miejsce na podium nam się po prostu należało.

- Musiałem czekać dosyć długo na szansę od trenera na występ w drużynie, ale było warto. Wykonałem dziś dobrą robotę. Oddałem dobre skoki, takie, na jakie było mnie stać. To nie były dla mnie łatwe zawody, bo dawno nie startowałem w rywalizacji drużynowej. Wiadomo, że walczy się tutaj dla całej ekipy. Gdy oddam słabszy skok podczas konkursu indywidualnego, to jest tylko mój problem. Tu emocje są nieco inne.

- W pierwszym skoku pojawiło się trochę napięcia, nie był idealny, ale całkiem w porządku. Drugi minimalnie spóźniłem, ale nadrobiłem sporo w locie. Ciągnąłem, ile mogłem, moje lądowanie było katastrofalne, ale walczyłem do końca o jak najlepszą odległość. Powierzchnia zeskoku była nierówna, więc ciężko było o idealne lądowanie, ale już jest po wszystkim. Mamy medal, to jest najważniejsze.

- Mistrzostwa były dla mnie bardzo udane. W zeszłym roku na Pucharze Świata nie potrafiłem sobie poradzić z tą skocznią. Jadąc tutaj, przypominałem sobie o tym. Na szczęście sporo dały mi rady trenera. Poradziłem sobie z problemami i latało mi się całkiem nieźle.

- Jeśli chodzi o wszystkie skocznie mamucie, najbardziej odpowiada mi obiekt w Planicy. W Vikersund za każdym razem radziłem sobie coraz lepiej. Póki co skupmy się na tym, co przed nami. Do kolejnej rywalizacji w lotach zostało jeszcze nieco czasu.

- Fakt, że zdobyliśmy historyczny medal, dotrze do mnie pewnie niedługo. Krążek jest na szyi, nikt go nie zabrał (śmiech). Bardzo się z tego cieszę. To dla mnie bardzo ważny sukces. Jestem wzruszony, w telewizji prawie się popłakałem. Skaczę już od wielu lat. Zawsze, gdy skakałem w drużynie, byliśmy blisko medalu na imprezach mistrzowskich, jednak do miejsca na podium nieco brakowało. Cieszę się z tego. Mam go i nikt mi go nie zabierze, wywalczyliśmy go. To jest piękne.

- Czasy, gdy moje niepowodzenia były obiektem żartów i drwin były trudne, ale są już przeszłością. Nie będę tego rozpamiętywał. Warto czekać, warto mieć marzenia i ciężko pracować, by je spełnić.

Korespondencja z Oberstdorfu, Tadeusz Mieczyński i Marcin Hetnał