Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz krytykuje decyzje jury: To była parodia sportu

W swoim dorobku ma cztery medale olimpijskie wywalczone indywidualnie, a w Pjongczangu pełni rolę dyrektora-koordynatora ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związki Narciarskim. Adam Małysz, bo o nim mowa, podsumował rywalizację na obiekcie normalnym.


- Dalej nie wierzę, że tak się to potoczyło. Tylko pogoda mogła pokrzyżować plany, bo chłopaki oddały niezłe skoki. Dawida Kubackiego wycięło już w pierwszej serii, a w drugiej, pod koniec, wiatr słabł. Ja nie wierzę w finałową kompensatę Stefana Huli, bo na radio, przed jego próbą, słyszałem od trenerów, że warunki są słabe.

- Jest rozczarowanie choćby z tego powodu, że na półmetku mieliśmy dublet. Zawsze powtarzam, że konkurs się musi skończyć, bo to jest sport, ale dzisiaj to nie był sport. To była totalna loteria, która w tym sezonie nie miała miejsca. Tak krzywdzący konkurs nie powinien się odbyć. Tym bardziej, że mamy trzy dni do dużej skoczni i był czas, aby przenieść zawody na inny termin. Nie nam jednak o tym decydować, więc zaciskamy zęby, aby na większej skoczni pokazać siłę.

- Niejeden z trenerów, zapewne, składał nieformalne protesty do delegata technicznego. Wystarczy spojrzeć na Simona Ammanna, którego pięciokrotnie ściągano z belki, przykrywano kocykiem, ale nogi się wychładzają. Po takim oczekiwaniu są jak beton. Ciężko wstać z nich. Nie mam słów.

- Zazwyczaj, w Pucharze Świata, po kilku zejściach cofa się zawodnika do ponownej rozgrzewki na górze skoczni. Puszcza się przedskoczka i robi przerwę. Myślę, że ze względu na rangę zawodów, chciano to za wszelką cenę dokończyć, ale tym bardziej jest to krzywdzące. Czeka się cztery lata, a potem wydarza się coś takiego.

- Ze strony jury brakowało reakcji na dalekie skoki. Bądźmy szczerzy. Gdyby faktycznie Stefan i Kamil mieli takie warunki, to by przeskoczyli obiekt. Linia "to beat" znajdowała się znacznie poza HS-em. Musieliby lądować chyba na 118. metrze. A są w takiej formie, że byłoby ich na to stać.

- Po finałowym skoku Stefana byłem pewny medalu, ale kiedy zobaczyłem te punkty, które ma odjęte, byłem w szoku. Nie pokrywało się to z meldunkami trenerów przez drużynowe radio. Komu jak komu, ale szczególnie Stefanowi ten medal się należy. Za jego wytrwałość, cierpliwość i walkę do samego końca.

- To była parodia sportu. Nie ma innego określenia. Pierwszy konkurs igrzysk, na który czeka się cztery lata i przychodzą zawody, które nie miały prawa się odbyć. W naszym zespole będzie pełna mobilizacja, bo na dużej skoczni będziemy chcieli udowodnić, że wydarzenia na skoczni normalnej były winą wyłącznie warunków wietrznych. Chłopacy znają swoją wartość. To najbardziej doświadczona ekipa w całej stawce. Dziś zabrakło szczęścia, ale liczę, że to wszystko się odwróci.

Korespondencja z Pjongczangu, Dominik Formela