Strona główna • Igrzyska Olimpijskie

Austriacy pogrążeni w kryzysie

Pucharowy bilans austriackich skoczków w trwającym sezonie to zaledwie cztery podia. Równie marnie prezentuje się w ich wykonaniu klasyfikacja generalna. Łatwo zauważyć austriacką flagę przypisaną do siódmej lokaty, ale by dostrzec kolejne, należy powędrować wzrokiem aż do trzeciej dziesiątki. Czy po braku sukcesów w Turnieju Czterech Skoczni i mistrzostwach świata w lotach przyszedł czas na bezowocne igrzyska?


Przed czterema laty, w Soczi, sytuacja Austriaków była pozornie podobna do tej z dnia dzisiejszego. Podczas konkursów na skoczni normalnej i dużej nie zdołali zdobyć olimpijskich medali. Pomimo indywidualnych niepowodzeń, swoich szans upatrywali w zmaganiach drużynowych. I słusznie. Z Rosji powrócili jako srebrna drużyna, ulegając Niemcom o niecałe trzy punkty.

Nadzieje pokładane wówczas w "drużynówce" były jednak uzasadnione, mimo gorszego występu na dużej skoczni, na której do czołowej "30" zakwalifikowało się jedynie dwóch reprezentantów Austrii. Podczas pierwszego konkursu na obiekcie normalnym wszyscy podopieczni trenera Alexandra Pointneta zmieścili się w najlepszej "piętnastce". Drużyna była również znacznie silniejsza mentalnie. Przewodziło jej dwóch świetnych zawodników - Gregor Schlierenzauer oraz Thomas Morgenstern. Skład zespołu uzupełniali ówczesny triumfator Turnieju Czterech Skoczni Thomas Diethart i Michael Hayboeck, dla którego był to przełomowy sezon – w styczniu 2014 roku po raz pierwszy stanął na podium zawodów Pucharu Świata.

Zarówno w Soczi, jak i w Pjongczangu, do skromnego grona ratującego honor utytułowanej kadry należał właśnie Hayboeck. Po jego fenomenalnym skoku w pierwszej serii sobotniego konkursu, szansa na podium dla Austrii stała się całkiem realna. W ostatecznym rozrachunku do medalu zabrakło ponad siedmiu punktów.

- Na początku byłem zawiedziony. Spóźniłem drugi skok. Próbowałem wykrzesać z niego maksimum, ale zielona linia była zbyt daleko. Później doszedłem do wniosku, że był to mój najlepszy rezultat w tym sezonie, choć z gorzkim posmakiem – mówił tuż po zakończeniu zmagań.

Owszem, szóste miejsce to dobry rezultat, zwłaszcza, jeśli stanowi najlepszy wynik tej zimy. Jednak jak podkreślają austriackie media – na igrzyskach nie ma żadnej wartości.

W drugiej serii skakał również Stefan Kraft. Osiemnaste miejsce nie było zadowalające zarówno dla samego zawodnika, jak i dla kibiców. To w końcu on – lider, najwyżej sklasyfikowany reprezentant Austrii w Pucharze Świata, miał bić się o najwyższe lokaty. Lepszym okazał się Hayboeck, na którego dorobek trwającej edycji Pucharu Świata składają się: kontuzja stawu skokowego oraz związane z nią problemy na początku sezonu, upadek podczas mistrzostw świata w lotach i zaledwie jedno miejsce w czołowej dziesiątce.

- Na pewno nie poszło mi tak, jak sobie to wyobrażałem. Może byłoby trochę lepiej, gdyby warunki wietrzne bardziej mi sprzyjały. Musimy wyciągnąć z tego konkursu wnioski i stanąć w poniedziałek do walki – zapowiada Kraft.

Znamienną była także absencja Gregora Schlierenzauera, który przegrał wewnętrzną rywalizację z Clemensem Aignerem. - Jestem bardzo rozczarowany, jednak takie są prawa sportowej rywalizacji. Moja dyspozycja nie była wystarczająco dobra. Teraz muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by wystąpić w konkursie drużynowym – napisał na jednym z portali społecznościowych.

W zamieszczonym wpisie, Schlierenzauer nawiązał także do ubiegłorocznego światowego czempionatu. - W Lahti zakwalifikowałem się do zmagań na skoczni normalnej, ale z powodu słabej dyspozycji nie wystartowałem w drugim konkursie. Dwa dni później wywalczyłem medal z drużyną.

Wszystko wskazuje jednak na to, że w zestawieniu z poprzednimi igrzyskami, "austriacka analogia" pozostanie na etapie dwóch zawodników w "trzydziestce" podczas zmagań indywidualnych, a w odniesieniu do ubiegłorocznych mistrzostw – chwilowej nieobecności Schlierenzauera. W aktualnej sytuacji bowiem trudno upatrywać dla Austriaków miejsca na podium, a sam powrót do drużyny rekordzisty w ilości pucharowych zwycięstw – niczego mu nie ujmując – prawdopodobnie niewiele zmieni.

Ostatni raz austriaccy skoczkowie powrócili z igrzysk bez żadnego medalu w 2002 r. Najlepszym wynikiem było wówczas piąte miejsce Stefana Horngachera podczas konkursu na dużej skoczni. Piąta lokata jest zarazem najsłabszą, jaką Austriacy osiągnęli w historii zmagań drużynowych na igrzyskach. Niechlubny rezultat przywieźli w 1988r. z Calgary, kiedy po raz pierwszy rywalizację zespołową umieszczono w olimpijskim kalendarzu. Czyżby historia zatoczyła koło i po 30 latach sytuacja miałaby się powtórzyć?

- Nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by było lepiej, jednak kiedy to nie działa, każdy dzień jest ciężki. Chowanie głowy w piasek przed poniedziałkowym konkursem byłoby jednak największym błędem - przyznaje Heinz Kuttin.

Czy po jednej z najsłabszych edycji Turnieju Czterech Skoczni ostatnich lat przyszedł czas na jedne z gorszych igrzysk w historii austriackich skoków? Co musiałby zrobić Kuttin, by – parafrazując klasyk – lekiem na całe zło i nadzieją na przyszły sezon nie okazał się nowy trener?