Strona główna • Igrzyska Olimpijskie

Gęsta atmosfera w Austrii i Słowenii po igrzyskach w Pjongczangu

Zmagania skoczków narciarskich na ZIO w Pjongczangu dobiegły już końca. Podczas gdy kibice w Norwegii, Niemczech i Polsce mogą świętować olimpijskie medale, w Austrii i Słowenii panuje zgoła odmienna atmosfera. Trwa szukanie winnych słabych rezultatów obu reprezentacji w Korei. Tamtejsze media informują o możliwym zwolnieniu trenerów kadr narodowych - Heinza Kuttina i Gorana Janusa.


Austriackie media nie zostawiają suchej nitki na Heinzu Kuttinie. Ich reprezentacja po raz pierwszy od 2002 roku wróci z zimowych igrzysk olimpijskich bez medalu w skokach narciarskich. Oliwy do ognia dolewa spór pomiędzy szkoleniowcem i 53-krotnym zwycięzcą zawodów Pucharu Świata, Gregorem Schlierenzauerem.

- To haniebny wynik - tak Heinz Kuttin skomentował czwarte miejsce Austrii w olimpijskim konkursie drużynowym, ze stratą 97 punktów do trzeciej Polski: - Muszę przyznać, że Hayboeck i Kraft zaprezentowali się dobrze. Natomiast Fettner i Schlierenzuer... nie jestem w stanie zrozumieć ich prób.

- Dałem im swoje zaufanie, uczestniczyli w przygotowaniach do igrzysk. Na treningach w Pjongczangu, Manuel i Gregor potrafili oddać dobre skoki. Ale dziś - wybaczcie, ale to nie była nawet przeciętność - grzmiał szkoleniowiec.

W Austrii pojawia się coraz więcej głosów o błędach w przygotowaniach do sezonu. Zeszłoroczny dominator, Stefan Kraft jest cieniem samego siebie. - Oczywiście, codziennie stawiam sobie pytania, czy robimy wszystko jak trzeba i czy prowadzę zespół prawidłowo - mówi Kuttin: - Wykonaliśmy identyczną pracę jak w poprzednim sezonie. Była mała liczba zmian w materiałach kombinezonów, ale to nie jest żadna wymówka. Jesteśmy dobrze przygotowani, osiągamy wysokie prędkości na progu, mamy też świetne kombinezony.

- Nadchodzi czas, kiedy trzeba zaufać młodszym zawodnikom i pewnie tak zrobimy w przyszłości. Będę rozmawiał z prowadzącym drugą kadrę Florianem Lieglem w sprawie kto mógłby już teraz wystąpić w Pucharze Świata. Mamy na to tydzień. Zobaczymy jak będzie wyglądał skład naszej drużyny w Lahti, Raw Air i Planicy - kończy Kuttin.

Zawiedziony ze swojego występu w igrzyskach jest Gregor Schlierenzauer: - Nie jest tajemnicą państwową, że przeżywam teraz trudne chwile. Obecnie czuję się znacznie lepiej niż w Soczi... ale pod względem osobistym.

Mistrz świata z Oslo nie chce jednak wypowiadać się na temat ewentualnej zmiany trenera: - To niebezpieczne pytania. Jestem bardzo emocjonalny i już raz się sparzyłem w takiej sytuacji. Musimy się spotkać w komplecie i przeanalizować dokładnie wszystko co się wydarzyło.

- Czy nie ma obecnie wizji w sztabie szkoleniowym? Nie mogę na to pytanie udzielić odpowiedzi - odpowiedział dyplomatycznie dwukrotny zdobywca Pucharu Świata. Jak sam przyznaje, chce dokończyć obecny sezon zimowy, a następnie planuje przemyśleć swoją obecną sytuację. Niewykluczone, że Schlierenzauer będzie rozważał nawet zakończenie kariery.

Jedynym austriackim skoczkiem, który był zadowolony ze swojego występu w Pjongczangu jest Michael Hayboeck: - Oczywiście, że byliśmy daleko, nawet jeśli to czwarte miejsce. Ja osobiście obrałem tu jednak dobry kierunek, ponieważ naprawdę potrafiłem przygotować się na tyle, żeby na główną imprezę być w bardzo dobrej formie.

Członek srebrnej drużyny z Soczi nie chce słyszeć o potencjalnym odejściu Kuttina: - Czuję się bardzo dobrze pracując z Heinzem, zrobiliśmy progres w ciągu ostatnich kilku dni. Nie chciałbym teraz zmieniać głównego trenera.

O rozczarowaniu może mówić Stefan Kraft. Dominator poprzedniego sezonu obecnie nie jest w stanie nawiązać walki ze światową czołówką: - W trakcie Turnieju Czterech Skoczni przeżyłem drobne rozczarowanie, bo nie osiągnąłem w nim dobrego wyniku. W takich momentach chcesz jeszcze bardziej uzyskać ponownie najlepszy wynik. Niestety, taka sytuacja jeszcze bardziej obróciła się przeciwko mnie.

- Niedługo pewnie nadejdzie moment, kiedy znów będę na szczycie. Na szczęście dostałem tutaj lekcję, która mi się przyda na kolejnych igrzyskach - zaznacza dwukrotny mistrz świata z Lahti.

Obrońca Kryształowej Kuli dostrzega, że w obecnych przygotowaniach do sezonu coś się wypaliło: - Potrzebujemy odświeżonego podejścia do pracy, nowego startu. Musimy pomyśleć nad materiałem do kombinezonów, przyjrzeć się wiązaniom.

Jednocześnie Stefan Kraft staje po stronie obecnego sztabu szkoleniowego: - To nie moja działka [aby decydować o zmianie trenera - przyp. red.], ale myślę, że oni wszyscy włożyli sporo wysiłku w pracę, o której z pewnością każdy myślał, że przyniesie inne efekty.

Austriak dostrzega również ogromną różnicę, jaką dzieli obecnie jego zespół od Norwegii, Niemiec i Polski: - Trzy drużyny są w tym momencie brutalnie potężne, więc będziemy szukać czegoś, co pomoże nam powrócić do ich poziomu.

Stefan Kraft przez najbliższy tydzień pragnie przede wszystkim spokoju medialnego. Triumfator 63. Turnieju Czterech Skoczni liczy na dobry występ w Lahti, w którym przed rokiem został podwójnym mistrzem świata. Zawodnik chce jak najlepiej przygotować się do kolejnego występu: - Będę rozglądał się za drobną zmianą materiału w moim kombinezonie, potrzebuję tego.

- Musimy dokończyć Puchar Świata, oddając przy tym normalne skoki - mówi Ernst Vettori, dyrektor ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Austriackim Związku Narciarskim (OSV). Na pytanie czy możliwa jest zmiana głównego trenera kadry po sezonie olimpijskim, odpowiada: - Nikt nie może niczego wykluczać, włącznie ze mną.

W austriackiej prasie pojawiają się głosy, iż ich związek narciarski jest zainteresowany osobami Alexandra Stoeckla, Wernera Schustera i Stefana Horngachera. Trener Norwegów już oświadczył w norweskich mediach, że nie ma szans na jego przejście do Austrii i chce wypełnić kontrakt do igrzysk w Pekinie. Z kolei niemieccy skoczkowie w wywiadach proszą władze rodzimego związku narciarskiego (DSV) o przedłużenie umowy z Wernerem Schusterem.

Główną imprezą przyszłego sezonu będą mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w Seefeld i Innsbrucku. Austriacy mają nadzieję, że przed ich rozpoczęciem powrócą na szczyt.

Zawód wynikami skoczków narciarskich słyszany jest również w Słowenii. Miejscowe media niemal do końca liczyły na medal przynajmniej w rywalizacji drużynowej. Zdaniem dziennikarzy, tylko podium w poniedziałkowych zawodach mogło uratować posadę trenera Gorana Janusa. Wcześniej Słoweńcy zawiedli w konkursach indywidualnych.

- Moje skoki były lepsze niż w sobotę, więc mogę być zadowolony. Wynik? Wszyscy skakaliśmy w stylu obecnego sezonu, niektórzy nawet lepiej. Szkoda, że nie udało się pokonać Austriaków - przyznaje Peter Prevc.

- Dla mnie igrzyska dobiegły końca. To nie był łatwy czas, ale każdego ranka budziłem się z nadzieją, że mi się powiedzie. Każdego dnia robiłem powolne postępy. Kto wie, może miałbym o wiele lepsze wyniki w Pjongczangu, gdybyśmy tu zostali jeszcze na dwa tygodnie - zastanawia się dwukrotny medalista olimpijski z Soczi.

Sfrustrowany swoimi rezultatami był Jernej Damjan. Słoweniec nie miał ochoty na rozmowy z dziennikarzami. Dopiero podczas czyszczenia nart przyznał, że w ostatnim tygodniu próbował różnych rozwiązań związanych z pozycją na najeździe i sylwetką w locie, które jednak nie przekładały się na odległości. W konkursie drużynowym za cel stawiał sobie rywalizację z Austriakami, bo zdawał sobie sprawę, że Norwegowie, Niemcy i Polacy skaczą w innej lidze.

- Medal? To media napompowały atmosferę, że będziemy walczyć o podium. W rzeczywistości... W tym sezonie, z wyłączeniem lotów, które są zupełnie inną dyscypliną, nie byliśmy nawet przez moment blisko medalu. Presja była zatem jeszcze większa. Możemy porozmawiać o czymś innym, nie o medalu - mówi najwyżej sklasyfikowany Słoweniec w aktualnym sezonie Pucharu Świata. Jak przyznaje, w Pjongczangu wszystko mu przeszkadzało, od jedzenia po łóżko.

Więcej optymizmu wykazywali debiutanci: - Czuję się szczęśliwy, że mogłem wziąć udział w igrzyskach olimpijskich. Teraz wiem jak to wszystko wygląda - twierdzi Tilen Bartol. Bardziej krytyczny był z kolei zwycięzca z Zakopanego, Anze Semenic: - Jestem zawiedziony, ponieważ nie byłem w stanie dać drużynie tego, na co ode mnie liczyła. Jeszcze przed igrzyskami moje skoki były na przyzwoitym poziomie. To było dla mnie nowe doświadczenie. Mam nadzieję, że zapamiętam przynajmniej parę miłych rzeczy.

- To był sprawiedliwy konkurs, ale pierwsze trzy zespoły za bardzo nam uciekły. Pozostała nam rywalizacja z Austriakami o czwarte miejsce i to wszystko. Wszyscy chłopcy zasługują na gratulację za walkę. Piąte miejsce jest potwierdzeniem naszej obecnej pozycji. Mieliśmy nadzieję na coś więcej - przyznaje trener Goran Janus.

Nad pracującym od 2011 roku ze słoweńską kadrą szkoleniowcem zawisły czarne chmury. Podobnie jak z mistrzostw świata w Falun (2015) i Lahti (2017), również i z igrzysk w Pjongczangu jego zawodnicy wrócą bez choćby jednego medalu. Słoweńcy przeżywają obecnie jednak najgorszy sezon w ostatnim czteroleciu: - Każdy sezon jest dla mnie osobnym rozdziałem. Nic więcej nie mogę na ten temat powiedzieć - odpowiada Janus.

Jak twierdzi, nie boi się on utraty posady, ponieważ przed miesiącem słoweńscy skoczkowie wywalczyli srebrny medal na MŚ w lotach narciarskich w Oberstdorfie. Goran Janus zapowiadał jednak mediom również olimpijski krążek: - Nie boję się utraty posady. W przeszłości były już sytuacje, że trenerzy, którzy nie wrócili z medalem z imprezy docelowej, zostawali na stanowisku.

- Mówiłem już tysiąc razy - mam kontrakt do 2020 roku i zamierzam go wypełnić - kończy Goran Janus.