Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Amatorskie skoki narciarskie powróciły na Podkarpacie

Wydawać by się mogło, że w województwie podkarpackim skoki narciarskie odeszły w zapomnienie. Po obiektach w Sanoku, Strzyżowie czy Iwoniczu-Zdroju ocalały pozostałości lub tylko wspomnienia, natomiast na skoczniach w Zagórzu w bieżącym sezonie nie zorganizowano żadnych oficjalnych zawodów. Dzięki pewnej inicjatywie zapoczątkowanej przez młodych miłośników amatorskich skoków istnieje szansa na to, że dyscyplina zostanie w tym rejonie wskrzeszona.


Krok ku reaktywacji skoków na Podkarpaciu postanowili wykonać pasjonaci z Dukli i Strachociny k. Sanoka. Na przełomie lutego i marca, bieżącego roku, zorganizowali cykl pod nazwą "Raw Air Podkarpacie". W jego ramach odbyły się dwa konkursy skoków. 18 lutego skoczkowie zmierzyli się na wzgórzu Franków w Dukli, natomiast 4 marca finałowe zmagania toczyły się na "Strachoczance".

W XX wieku wyżej wspomniane lokalizacje często były miejscami rywalizacji skoczków narciarskich. W latach 60-tych i 70-tych w Dukli organizowano zawody krajowe oraz konkursy lokalnego "Turnieju Czterech Skoczni", w ramach którego zmagania toczyły się również w Sanoku, Zagórzu i Iwoniczu-Zdroju. W latach 90-tych, w Strachocinie, znajdowała się skocznia narciarska, lecz obiekt, zaniedbany przez lata, popadł w ruinę.

Pierwszy konkurs cyklu "Raw Air Podkarpacie" rozegrany w Dukli zgromadził 22 skoczków. Triumfatorem okazał się Paweł Szyndlar z Jasienicy Rosielnej, który w czterech skokach zgromadził 92,5 punktu (17, 23, 26 i 26,5 metra). W finałowych zmaganiach, na obiekcie w Strachocinie, wzięło udział 20 osób. Zwycięzcą zawodów został Dawid Kaszuba, mieszkaniec podrzeszowskiej Bystrzycy. Po rywalizacji przyznał, że to pierwszy triumf odniesiony przez niego w oficjalnych zawodach.

- Skocznia została świetnie przygotowana. Oddałem dobre skoki, bardzo się z nich cieszę. Od ubiegłego roku jestem zawodnikiem Sokoła Zagórz. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będę miał okazję do rywalizacji np. w cyklu Lotos Cup. Muszę jednak jeszcze sporo potrenować, aby poprawić swój poziom – podsumował 22-latek, który skokiem na odległość 25 metrów ustanowił nowy, oficjalny rekord "Strachoczanki".

Jak przyznał Radosław Cecuła, jeden ze współautorów skoczni w Strachocinie, prace nad reaktywowaniem obiektu pochłonęły sporo sił.

- Od około dwudziestu lat wzgórze, na którym obecnie znajduje się skocznia, było wykorzystywane przez lokalnych pasjonatów narciarstwa. Niestety, ze względu na to, że zbocze posiadało bardzo stromy profil, oddawanie skoków było niebezpieczne. W 2011 roku spontanicznie, wraz z kilkoma znajomymi, pomyśleliśmy, że istnieje możliwość wybudowania tutaj obiektu z prawdziwego zdarzenia. Rozpoczęliśmy od zmiany nachylenia buli oraz ukształtowania rozbiegu. Wszystkie prace wykonywaliśmy przy pomocy prostych narzędzi, bez użycia ciężkich maszyn.

Ekipa zajmująca się rozwojem projektu w Strachocinie stara się podejść do niego w profesjonalny sposób. Jak sami przyznali, kąty nachylenia zeskoku w poszczególnych miejscach zostały przez nich wyznaczone zgodnie z wytycznymi FIS.

- Co roku sukcesywnie powiększaliśmy obiekt. Po tym sezonie zabieramy się do dalszych prac. Musimy skupić się na wydłużeniu najazdu na próg oraz lepszym wyprofilowaniu buli. W przyszłości będzie możliwe pogłębienie zeskoku, które pozwoli na osiąganie odległości zdecydowanie powyżej 30 metrów. Myślimy nad częstszą organizacją zawodów. Póki co, brakuje nam środków do działań i osób do pracy nad obiektem. Przy tworzeniu tego typu wydarzeń niezbędni są sponsorzy oraz chętni do pomocy fizycznej. W tym momencie wszystko wykonujemy sami. Napotykamy wiele przeszkód, lecz nie brakuje nam chęci do pracy. Gdy widzimy jej efekty, zapominamy o trudzie.

Co skłoniło organizatorów do stworzenia cyklu wzorowanego na norweskim odpowiedniku, którego inauguracja czeka nas już dzisiaj?

- Gdy przygotowaliśmy skocznię do bieżącego sezonu, chcieliśmy, by informacja o organizowanych przez nas zawodach dotarła do jak największej ilości osób. Wpadliśmy na pomysł, aby stworzyć mini-cykl, w ramach którego konkursy odbędą się w więcej niż jednym miejscu. Po zawodach w Dukli sporo osób zainteresowało się naszymi zmaganiami. Znalazło się wielu chętnych skorych do pomocy przy organizacji. Jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu spraw – powiedział Adrian Cecuła, brat Radosława, a zarazem główny organizator imprezy.

- W przygotowaniach obiektu oraz w pracach porządkowych mogliśmy liczyć na pomoc wielu osób, wśród których był między innymi Adam Ruda. Wicemistrz Polski z 2014 roku, wbrew zapowiedziom, nie pojawił się jednak na starcie.

Obiekt w Strachocinie odwiedziła za to inna znana postać związana z polskimi skokami narciarskimi. Był to Mateusz Rutkowski, były członek kadry A oraz mistrz świata juniorów z 2004 roku. Jak sam przyznał, od czasu do czasu wspiera swoją obecnością amatorskie inicjatywy związane ze skokami. Pod koniec lutego zagościł w małopolskiej Skawicy, gdzie na obiekcie K-25 odbył się konkurs skoków narciarskich "O puchar Mistrza Olimpijskiego Kamila Stocha". Wówczas sam stanął w szranki z innymi zawodnikami, zajmując 3. miejsce w gronie 33 skoczków.

– Niekiedy, gdy oglądam rywalizację w telewizji, zdarza mi się zatęsknić do chwil, gdy rywalizowałem na skoczni i pomyśleć, że mógłbym nadal skakać. Te czasy jednak już minęły – przyznał dawny kadrowicz.

Mateusz Rutkowski, wraz ze swoim bratem Łukaszem, skupia się w tym momencie nad rozwojem klubu sportowego. W ubiegłym roku rozpoczął działalność szkoleniową. Jako członek zarządu KS Rutkow-Ski, pomaga w odkrywaniu talentów na miarę Adama Małysza czy Kamila Stocha.

- W tym momencie szkolimy czterech młodych adeptów skoków. Początki są ciężkie, jednak chcemy rozwijać działalność naszego klubu, organizując m.in. spotkania dla młodzieży w pobliskich szkołach. Mamy nadzieję, że kolejni chętni niedługo do nas dołączą – zakończył 31-latek.

Więcej informacji o podkarpackich obiektach można znaleźć pod poniższymi odnośnikami:

Skocznia narciarska w Dukli

Skocznia narciarska w Strachocinie