Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Kot: Nie zmienię tego, że jestem ambitny

Maciej Kot zamieścił dziś na jednym z portali społecznościowych następujący wpis: "Nie zmienię tego kim jestem. I dobrze mi z tym. Mój czas nadejdzie". Jaka jest geneza takiego ruchu?


- Często przekazuję swoje przemyślenia za pomocą mediów społecznościowych. Staram się, żeby wpisy nie były oczywiste, tylko dawały do myślenia. Czasem są ironiczne, a innym razem stanowią przenośnię i każdy może sobie pewne rzeczy dopowiedzieć. Myślę, że to przesłanie, które miałem na myśli, było takie, że trzeba pracować nad sobą, eliminować swoje wady, ale równocześnie zawsze pozostać tym, kim się jest. Nie zmienię tego, że jestem zawodnikiem, który nie akceptuje takich sytuacji jak choćby ta z Lillehammer. Jestem na tyle ambitny, że cały czas walczę. Wiele osób mówi mi, żebym zaczął cieszyć się skokami, czy po prostu wyluzował, ale ja tak nie potrafię i uważam, że będąc dalej ambitnym i podążając za swoimi celami też można je realizować i na pewno będę chciał to udowodnić.

- Nie był to melancholijny wpis, bardziej udowadniający, że jestem pewny siebie, że ufam swoim możliwościom. Wiem, że w tym sezonie już nie zwojuję świata, ale nikt nie powiedział, czy za rok, czy za dwa lata, to nie nastąpi. Opisowi towarzyszyła na pewno nutka optymizmu.

- Dzisiejsza podróż była najdłuższą pomiędzy lokalizacjami kolejnych konkursów Raw Air. Spędziliśmy w autobusie ponad pięć godzin. Przespałem połowę podróży, więc minęła w miarę szybko, ale półtorej godziny w hotelu przed wyjazdem na skocznię, to bardzo mało czasu, żeby odpocząć. Do tego dochodzą jeszcze schody prowadzące na górę obiektu, które nie ułatwiają regeneracji, bo naliczyłem ich około stu siedemdziesięciu. Myślę, że jutro nogi to "odczują", dlatego dobrze, że Kamil odpuścił drugi skok treningowy. Po raz kolejny kluczową rolę odgrywa regeneracja. Trzeba szybko dojść do siebie, żeby jutro skakać na wysokim poziomie.

- Jeśli chodzi o wynik z kwalifikacji, progres jest duży. Nie można bezpośrednio porównywać choćby wczorajszych prób z Lillehammer do tej z kwalifikacji, ale podejście do skoku było zupełnie inne. Od początku do końca trzymałem się dziś swojego pomysłu i nie chciałem otrzymać rezultatu już w pierwszym skoku, ale poczekałem na niego. Z tyłu głowy miałem myśl, żeby dobre próby przygotować na konkursy w Vikersund i Planicy, żeby czerpać radość z latania, móc rywalizować o dobre miejsca i bardzo dalekie loty.

- Z faktem , że Stefan Horngacher zostaje z nami na kolejny rok, wiąże się duża ulga. Nie musimy obawiać się o to, kto będzie nas trenował, czy nastąpią jakieś zmiany… Przede wszystkim towarzyszy nam spokój. Możemy kontynuować wykonywaną pracę. Wiemy, że to co zrobimy w dniu dzisiejszym, może zaprocentować na kolejne lata. Jest to dużą motywacją. Istotne jest również to, że drużyna pozostanie w komplecie. Ważne, żeby wciąż iść naprzód, szukać rezerw. Jeśli chodzi o moją osobę, wiąże się to również z dużymi oczekiwaniami i nadziejami. Nadal zamierzam ciężko pracować, żeby w końcu nadszedł mój czas.

- Myśl o przyszłorocznych mistrzostwach w Seefeld pojawiła się w mojej głowie już po zakończeniu igrzysk. To jest miejsce, gdzie będzie można powalczyć o medale nie tylko drużynowo, ale także indywidualnie. Pjongczang nie było pod tym drugim względem udane, ale dobrze, że już za rok odbędzie się impreza, podczas której będzie można się "odkuć" i zawalczyć. Jest to na pewno cel, ale istotny będzie cały sezon. Trzeba będzie zacząć go dobrze, utrzymać wysoki poziom, wcześniej dobrze przepracować lato, wyeliminować błędy i dawać z siebie wszystko zimą.