Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kamil Stoch: Czuję radość pomieszaną z konsternacją

Dziewiąta wygrana Kamila Stocha w zawodach z cyklu Letniego Grand Prix stała się faktem! Polak nie miał sobie równych w sobotnie popołudnie w Hinterzarten, dzięki czemu umocnił się na czele klasyfikacji generalnej trwającego sezonu na igelicie. 31-latek po dwóch konkursach tegorocznej edycji LGP ma komplet punktów na swoim koncie. W rozmowie z naszym serwisem nie ukrywał zdziwienia takim stanem rzeczy.


- Jestem zaskoczony tym, co dzieje się na początku aktualnego sezonu letniego. Nie ukrywam, że wiosna była bardzo pracowita. Był to czas poświęcony nie tylko na przygotowanie bazy motorycznej. Od początku skupiałem się też na technicznych aspektach skoku. Zimą pewne elementy nie funkcjonowały, więc można je usprawnić. W dalszym ciągu mam poczucie, że moje skoki mogą być dużo lepsze, a wyniki? Są jakie są. Czuję radość pomieszaną z konsternacją. Cieszę się jednak z wygranych, więc nie będę narzekał, czy twierdził, że coś jest nie tak - zaznacza dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli.

Co odróżnia Hinterzarten od większości lokalizacji w całorocznym kalendarzu? - Ta skocznia jest specyficzna z dwóch powodów. Jednym jest to, że im mniejszy jest obiekt, tym większy wpływ na tabelę mają przeliczniki za wiatr. Drugim powodem jest ten nieszczęsny rozbieg. Zawodnicy, którzy trenują tutaj na co dzień, lepiej sobie z tym radzą. My jesteśmy też w dobrej dyspozycji i daliśmy radę. Piotrkowi zabrakło niewiele do podium, Stefan i Kuba wypadli super, a Dawid i Maciek nieco gorzej. Koniec końców, to był pozytywny dzień.

Jak smakuje zwycięstwo w okolicy, w której mieszka trener Stefan Horngacher przy jednoczesnym wsparciu polskich kibiców? - Chciałbym podziękować kibicom za wsparcie w Hinterzarten. Doceniam, że jeżdżą i nas dopingują. Miło jest skakać w takiej atmosferze. A trener? Może zorganizuje jakiegoś grilla dla nas. Do tej pory raz nas zaprosił, więc nie możemy mówić o jakiejś tradycji. Zwycięstwo na każdej skoczni smakuje super. To fajna nagroda za pracę wykonaną w ostatnich tygodniach.

Skąd decyzja o pozostaniu w Badenii-Wirtembergii i dalszych treningach na Adlerschanze? - Dla nas to wygodniejsze rozwiązanie, niż powrót do domu, aby następnie znów przejeżdżać ponad 1000 km z Polski do Einsiedeln. Spod Hinterzarten do tego miejsca jedzie się raptem dwie godziny, więc lepiej zostać tutaj kilka dni, spokojnie potrenować i odpocząć przed kolejnym konkursem. Nie ma sensu męczyć się w trasie.

Korespondencja z Hinterzarten, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela