Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kamil Stoch: Też miewam wpadki, nie wstydzę się tego

Kamil Stoch rzutem na taśmę wywalczył awans do niedzielnego konkursu indywidualnego w Wiśle-Malince. Zdobywca Kryształowej Kuli pierwsze kwalifikacje nowego sezonu zakończył lotem na 111. metr, który pozwolił zająć mu jedno z ostatnich miejsc premiowanych awansem.


- Rozbieg, który jest zamontowany w Wiśle, sprawiał mi dziś trudności. Nie mogłem złapać dobrego czucia w pozycji najazdowej, co jest moim problemem od kilku tygodni. Na zgrupowaniu w Zakopanem było już dość dobrze, ale na torach od innego producenta, które nieco się różnią, muszę na nowo uzyskać prawidłową receptę. Nie jest to coś, co może zadziałać na pstryknięcie palcem. Trzeba się bardziej zmobilizować, włożyć w to więcej wysiłku i pracy, przez co czasami wychodzą i takie skoki, jak dzisiaj - mówi 31-latek.

- Po wylądowaniu w kwalifikacjach byłem pewny, że dzisiaj wracam do domu. Na szczęście, mam jeszcze szansę poskakać na śniegu, na który tak długo czekałem. Może nie zdziałam za dużo, ale zamierzam solidnie popracować. W kolejnych dniach postaram się trzymać swojego planu i konsekwentnie działać, bo jest jeszcze dużo pracy do wykonania - podkreśla trzykrotny mistrz olimpijski.

- Patrzę w przyszłość. To dopiero pierwsze trzy skoki z iluś setek, które czekają nas tej zimy. Jest jeszcze dużo czasu. Bywa tak, że początek sezonu jest trudny. Są emocje i jest chęć rywalizacji. Dochodzi też nowy bodziec w postaci śniegu. My sami staramy się robić coś więcej, czego w danym momencie nie jesteśmy w stanie zrobić. Nawet ja, z latami doświadczeń, miewam wpadki i nie wstydzę się tego. Na moje szczęście nie zakończyło się na kwalifikacjach - zauważa najlepszy skoczek sezonu 2017/2018.

Jak można ocenić tegoroczne przygotowanie obiektu im. Adama Małysza w Wiśle? - Nie zamierzam ściemniać, zeskok nie jest w idealnym stanie. Jest bardzo nierówno, ale spodziewaliśmy się tego, bo podobnie było przed rokiem. Przygotowano tutaj sztucznie wyprodukowane kryształki lodu, które później w odczuciu przechodzą w coś przypominającego piasek. Po kilkunastu zawodnikach tworzą się dziury na zeskoku. Trzeba bardzo uważać i nie dziwię się niektórym skoczkom, że nawet nie próbują lądować telemarkiem. Najważniejsze jest bezpieczeństwo i przetrwanie.

Korespondencja z Wisły, Dominik Formela