Strona główna • Inne

Serbski jedynak, czyli jak syn realizuje marzenia ojca

Skoki narciarskie na terenie dzisiejszej Serbii swoje chwile "wielkości" przeżywały za czasów istnienia Jugosławii. Wówczas to Serbowie mieli okazję uprawiać ten sport na kilku tamtejszych skoczniach narciarskich. Skoki nigdy jednak nie wybiły się ponad pozycję co najwyżej ciekawostki, interesującej tylko stosunkowo niewielką grupę pasjonatów. Serbscy amatorzy tego sportu nie byli w stanie przebić się do jugosłowiańskiej reprezentacji, zdominowanej przez rozkochanych w nim Słoweńców. Właśnie dlatego po rozpadzie Jugosławii serbskie skoki narciarskie przestały istnieć. Jednakże za sprawą wyjątkowego duetu ojca i syna wkrótce na światowych skoczniach po raz pierwszy od tego czasu będziemy mogli zobaczyć serbską flagę. Jak do tego doszło?


Serbską historię zacząć należy od starszego przedstawiciela rodziny. Nenad Stevanović to urodzony w marcu 1971 roku nauczyciel socjologii. Jako dziecko chętnie jeździł na nartach. Nigdy nie miał jednak okazji zrealizować swojego marzenia o uprawianiu skoków narciarskich. Sportem tym zainteresował się już w latach 80., gdy zyskały one w Jugosławii dużą popularność za sprawą zimowych igrzysk olimpijskich zorganizowanych w Sarajewie. Jego ulubionymi skoczkami byli wówczas Primož Ulaga i Jari Puikkonen. Dziecięca fascynacja sprawiła, że już jako osoba dorosła Stevanović został dziennikarzem, pisząc o skokach dla różnych serwisów informacyjnych i portali internetowych. Przez 10 lat co roku gościł również na kończących sezon konkursach lotów narciarskich w Planicy. Wówczas też jego idolem został Janne Ahonen, z którym miał okazję spotkać się osobiście właśnie pod Letalnicą w 2011 roku.

We wrześniu 2003 roku na świat przyszedł syn Nenada Stevanovicia – Nikola. W wieku 6 lat, zainteresowany pasją ojca do sportów zimowych, oddał swoje pierwsze skoki na nartach. W kolejnych latach obaj coraz częściej jeździli na nartach, a Nikola powoli oswajał się ze skokami na niewielkich, śnieżnych mini-skoczniach. Na tym etapie była to rzecz jasna głównie zabawa, które jako 8-latek skakało regularnie po 3-4 metry, a jako 9-latek osiągało dystans 5-6 metrów. Dziecięce wkrótce później przerodziły się jednak w poważne hobby, a punktem zwrotnym i olbrzymią motywację Nikola Stevanović zyskał w marcu 2012 roku, gdy w Planicy spotkał kończącego wówczas swoją karierę Mattiego Hautamäkiego. Serb otrzymał wówczas od Fina "błogosławieństwo" w postaci pamiątkowego zdjęcia, autografu i zachęty do treningów. Rok później, w sierpniu 2013 roku po raz pierwszy miał okazję skakać na profesjonalnej skoczni narciarskiej, osiągając w słoweńskim Ljubnie odległość 8 metrów.

Mimo niezłych ośrodków narciarskich jak Kopaonik i Stara Planina nie istnieje jakakolwiek strategia odbudowy serbskich skoków narciarskich. Bierność tamtejszego związku narciarskiego sprawiła, iż Nenad Stevanović "wziął sprawy w swoje ręce", chcąc spopularyzować swoją ukochaną dyscyplinę sportu. Z własnych środków, przy wsparciu jedynie przyjaciół, zbudował niewielką skocznię, na której jego syn mógł skakać zimami. Przygotował także sprzęt umożliwiający trenowanie "na sucho" – taki jak konstrukcja z wykorzystaniem 20-metrowej liny (podobną wykorzystywał Mike Holland), pomagająca ćwiczyć balans podczas "lotu" w powietrzu, czy też wypełniony piankami "basen" dający możliwość bezpiecznego lądowania po symulacji skoku. Serbski nauczyciel planował pójść jeszcze dalej. Powstać miał klub skoków narciarskich, zainicjowana miała być też budowa kompleksu 3 skoczni narciarskich (K-10, K-15 i K-25) do szkolenia przyszłych adeptów tego sportu. Niestety ambitne plany zderzyły się boleśnie z szarą rzeczywistością. Brak chęci porozumienia ze strony lokalnych władz, działaczy serbskiego związku i potencjalnych zagranicznych inwestorów sprawił, iż były dziennikarze postanowił nie tracić więcej czasu i skupił się na zapewnieniu odpowiednich warunków swojemu synowi. Być może w przyszłości temat realizacji tego projektu jeszcze powróci, w czym pomóc mogłyby ewentualne sukcesy Nikoli, jednak jako osoba indywidualna Nenad przekonał się, że nie jest obecnie w stanie doprowadzić do tej budowy.

Po fiasku w swojej ojczyźnie duet ojca i syna zaczął częściej wyjeżdżać do Słowenii, gdzie młodszy członek rodziny ma nieporównywalnie lepsze możliwości treningowe. We wrześniu 2014 roku Nikola po raz pierwszy wystąpił w roli przedskoczka w lokalnych zawodach dzieci w Vizore i Mislinji na tamtejszych kilkunastometrowych skoczniach. 1 sierpnia 2015 w Ljubnie, w ramach konkursu "Pokal Flosar" na skoczni HS24 zadebiutował już jako zawodnik, uzyskując odległości 17 i 17,5 metra. Pochodzący ze Smedereva skoczek stał się tym samym pierwszym w historii Serbem, który dostąpił tego zaszczytu występując pod flagą swojej ojczyzny (wcześniej bowiem wszyscy Serbowie startowali wyłącznie jako reprezentanci Jugosławii). Choć widok skoczka z Serbii początkowo wywoływał w Słowenii olbrzymie zdziwienie to wkrótce mógł on liczyć na pomoc, a w 2016 roku został zawodnikiem SSK Ljubno BTC (który wychował m.in. Timiego Zajca), co daje mu możliwość startu we wszystkich słoweńskich zawodach krajowych, z wyjątkiem mistrzostw Słowenii. W kolejnych latach Nikola powoli przenosił się na większe skocznie. 28 lipca 2017 podczas treningu na obiekcie K56 w Planicy po raz pierwszy pokonał barierę 40 metrów, uzyskując odległość 41,5 metra, tym samym o 1,5 metra poprawiając uznawany wcześniej za nieoficjalny rekord Serbii wynik uzyskany w 1949 roku przez Vida Černe.

Nieregularne wyjazdy do Słowenii (początkowo ograniczone zresztą tylko do części sezonu letniego) i brak odpowiednich warunków w ojczyźnie sprawił, iż Nikola, mimo czynienia postępów, nie był w stanie nadążyć za swymi słoweńskimi rówieśnikami. Treningi "na sucho", praca nad równowagą, siłą wybicia, wygimnastykowaniem, czy techniką okazywały się niewystarczające. W związku z tym serbski duet we wrześniu tego roku przeniósł się na stałe do Kranja, poświęcając się całkowicie treningowi. Regularne oddawanie skoków, mimo wciąż krótkiego okresu, przyniosło już pierwsze efekty. W sezonie letnim na skoczni HS80 w Planicy Nikola Stevanović poprawił swój rekord życiowy (a zarazem rekord kraju) uzyskując odległość 60 metrów. W ostatnich dniach na mniejszym obiekcie (HS61) regularnie skakał już w okolice punktu konstrukcyjnego (K-56). Swoje umiejętności poprawia również Nenad, który niedawno ukończył kurs, uzyskując licencję trenera skoków narciarskich klasy B.

Serbski duet skupia się obecnie na skoczniach średnich, wkrótce planuje jednak również treningi na obiektach normalnych. Dzięki znacznie większej liczbie oddawanych skoków Nikola poczynił w ostatnim okresie znaczące postępy, zwłaszcza w kwestii wybicia, czy ułożenia ciała w locie, choć, rzecz jasna, wciąż pozostaje przed nim wiele pracy nad własną techniką. Najbliższa zima ma być dla niego przełomowa i to nie tylko za sprawą lepszych warunków treningowych. Już w grudniu Nikola ma uzyskać tzw. FIS Code, uprawniający do startów w oficjalnych zawodach międzynarodowych rangi FIS. Na drugą połowę sezonu planowany jest jego debiut w tego typu konkursie – dokładne miejsce i rodzaj zawodach zostaną jeszcze ustalone w kolejnych tygodniach po ustaleniach z serbskim związkiem narciarskim. Niezależnie od tego gdzie dokładnie on nastąpi, występ Nikoli Stevanovicia w zawodach FIS-owskich będzie z pewnością nie lada gratką dla fanów tzw. "egzotyki" – warto przypomnieć, że ostatnimi krajami z grona "outsiderów", które dołączyły do rodziny skoków narciarskich, debiutując w zawodach organizowanych przez FIS były Grecja i Łotwa w sezonie 2012/2013.