Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Aleksander Zniszczoł: Jest dobrze!

Pomimo upadku w pierwszej serii i odległej pozycji na półmetku rywalizacji, Aleksander Zniszczoł był bliski wskoczenia na podium niedzielnego konkursu z cyklu Pucharu Kontynentalnego w Lillehammer. Polak najpierw nie ustał próby na 139. metr, natomiast w finale uzyskał 135,5 metra, co dało mu awans o 11 miejsc. Naszemu rodakowi, który walczy o powiększenie limitu startowego na 67. Turniej Czterech Skoczni, do trzeciego Markusa Schiffnera z Austrii zabrakło dziś 0,7 pkt.


- To był trochę szalony konkurs. Szkoda upadku w pierwszej serii, bo to był naprawdę bardzo fajny skok. Niestety, narta złapała kant, po czym skleiło mnie do zeskoku… Niemniej, jestem usatysfakcjonowany z niedzielnych prób, gdyż były one porządne i na wysokim poziomie. Z takim czuciem trzeba kontynuować sezon i jechać na kolejne zawody do Ruki. Grunt, że w rundzie finałowej udało mi się zaliczyć spory awans. Uważam, że mogę być z siebie zadowolony - podkreśla wicemistrz świata juniorów z 2012 roku.

- Moja niedzielna dyspozycja jest porównywalna do tej, którą prezentowałem podczas ostatniego zgrupowania w Wiśle. Od czasu do czasu zdarzają się jeszcze lepsze skoki, czystsze technicznie. Dziś warunki nie były już tak stabilne. Wiatr nieco kręcił, w powietrzu zdarzały się dziury, więc skoki nie mogłyby idealnie czyste. Naprawdę szkoda mi początku zawodów, ale upadek wynikał m.in. z dołku zostawionego po ratraku. W przejściu, gdzie operator zaczyna zabierać śnieg, powstał uskok. To tam rozpoczęły się moje problemy zakończone upadkiem - tłumaczy Zniszczoł.

Jak wywrotka wpłynęła na drugą próbę? - Po takim upadku znacznie trudniej przygotować się do kolejnego skoku. Tym bardziej dziś, bo dość konkretnie zamiotło mną na dole. Najpierw działała adrenalina, ale po chwili dały o sobie znać kolano i biodro. Wszystko było jednak w porządku, ale już na górze, podczas zapinania nart do ostatniej próby, adrenalina zeszła i cały się trząsłem. Pomimo upadku zdołałem oddać solidny skok, który dał mi awans z piętnastej pozycji na czwartą, a więc prawie na podium. Jest dobrze!

Czy w przeciwieństwie do soboty, niedziela przyniosła mniej nerwów i złych emocji? – Na pewno. Myślę, że puściła blokada startowa i skoki zaczynają być powtarzalne.

Po konkursach w Norwegii 24-latek jest na dobrej drodze, aby w Ruce wywalczyć dla dodatkowe miejsce startowe dla Polski na 67. Turniej Czterech Skoczni. Czy podopieczny trenera Macieja Maciusiaka widzi w tym szansę na szybkie dołączenie do Pucharu Świata? - Może jest na to szansa, ale jak wielokrotnie mówiłem, dążę do tego, żeby dojść na szczyt.

Korespondencja z Lillehammer, Dominik Formela