Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Klemens Murańka: Mam jeszcze czas

Klemens Murańka sezon 2018/2019 rozpoczął od występów w Pucharze Kontynentalnym. Podczas premiery tego cyklu w Lillehammer, 24-latek najpierw zajął 16. miejsce, a drugiego dnia niegroźnie upadł, co pozbawiło go szans na kolejne punkty. Zawodnik, który przez lata był uważany za "złote dziecko polskich skoków", w Norwegii opowiedział naszej redakcji o realiach skoczka występującego na zapleczu Pucharu Świata i problemach, z którymi borykają się sportowcy jego pokroju.


Co było przyczyną wywrotki w pierwszej serii niedzielnych zmagań? - To był niegroźny upadek (Murańka skoczył 127,5 metra przyp. red.). Przy lądowaniu odjechała mi jedna z nart, ale tak się zdarza. Początki bywają trudne... Zeskok obiektu był wyjątkowo dobrze przygotowany. Wywróciłem się, ponieważ przed lądowaniem opadła mi lewa narta, przez co przeniosłem na tę nogę cały ciężar ciała. Uderzyłem w bandę, ale dość szczęśliwie, bo najpierw nartami, dzięki czemu nic się nie stało. Zdziwiła mnie reakcja, a w zasadzie jej brak, służb medycznych. Ratownicy być może widzieli jednak, że sam się zbieram i wszystko jest w porządku, przez co uznali, że interwencja jest zbędna.

- Ostatnie skoki, które oddałem w Norwegii, były naprawdę dobre. Szkoda tylko, że w niedzielę nie dostałem się do rundy finałowej. Nie przejmuję się jednak tym faktem przesadnie, bo moje skoki są stabilne. Wiem, że stać mnie na spokojne punktowanie, ale stawka jest większa, bo w zawodach tej rangi liczą się podia. Myślę, że jedyną słuszną drogą jest bojowe nastawienie i pełna koncentracja na swoich zadaniach. Rozmyślanie o niepotrzebnych rzeczach, na które nie mam wpływu, nie ma sensu - podkreśla przedstawiciel TS Wisła Zakopane.

Jak drużynowy medalista mistrzostw świata sprzed niespełna czterech lat ocenia pierwsze miesiące kooperacji z trenerem Maciejem Maciusiakiem, który wiosną przejął kadrę narodową B? - Nie narzekam. Współpraca z tym szkoleniowcem przebiega dobrze. Odpowiada mi plan treningowy i widać, że wszyscy uparcie przykładają się do swoich zajęć. Coś jest w trenerze Maciusiaku, że jego skoczkom nie brakuje motywacji. Nie myślę jednak o tym, że już kilku zawodników wyciągnął z kryzysu, bo co mi to da? Taki jest sport. Raz jest się na szczycie, a raz na dnie. Trzeba się z tym pogodzić, bo takie są koleje losu. Wierzę, że jeszcze kiedyś i mi się uda. Nie jestem starym zawodnikiem. Mam jeszcze czas, żeby się odbudować. Mam dopiero 24 lata. Niektórzy skoczkowie dopiero w takim wieku się budzą i zaczynają dobrze się prezentować.

- Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży... Skakać mogę dobrze, ale w pewnym momencie kwestie finansowe mogą spowodować, że nie będę mógł dalej uprawiać sportu, lecz będzie trzeba skupić się na pracy dającej zarobek. Wielu chłopaków o tym mówiło, a i ja nie będę ukrywał, że na chwilę obecną jest to duży problem w kadrze B. Aktualnie sobie radzę, ale byłoby więcej motywacji, gdyby coś z tego było - dodaje 24-latek.

- Między Pucharem Świata a Pucharem Kontynentalnym jest przepaść. Sportowa i finansowa. Moja sytuacja wygląda trochę inaczej niż niektórych kolegów z kadry. Założyłem rodzinę, więc mam dziecko i dom do utrzymania. W kadrze B są juniorzy, którzy są jeszcze na utrzymaniu rodziców, dzięki czemu nie muszą przejmować się takimi sprawami. Dla mnie ten temat jest pewną blokadą. Teraz jest w porządku, trenujemy i realizujemy plan, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość... - kontynuuje reprezentant Polski.

Jak wyglądają relacje w tak zróżnicowanej wiekowo kadrze? - Nie ma problemu, bo staramy się myśleć tylko o sporcie i nie przenosić problemów finansowych do grupy. Nie chcemy rozbijać tej grupy, bo to byłoby złe podejście.

Korespondencja z Lillehammer, Dominik Formela