Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

30 lat minęło... Trzy dekady Kasaiego w Pucharze Świata

W grudniu 1988 roku premier Mieczysław Rakowski odbył prestiżową dla ówczesnych władz kraju wizytę w NRD, gdzie spotkał się z premierem Willi Stophem i sekretarzem generalnym KC NSPJ, Erichem Honeckerem. W atmosferze nadchodzącego przesilenia politycznego zawiązuje się półlegalna organizacja "Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie". Na przemówieniu wygłoszonym przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ Michaił Gorbaczow zapowiedział jednostronną redukcję zbrojeń konwencjonalnych. Jan Bokloev wygrywa pierwszy konkurs Pucharu Świata stylem V, Adam Małysz świętuje 11 urodziny, a Kamil Stoch stawia pierwsze kroki (jeszcze bez nart) po błękitnej planecie. Wtedy również, 17 grudnia 1988 roku, a więc dokładnie 30 lat temu, w Pucharze Świata w skokach debiutuje Noriaki Kasai.


Wydaje się, że od tego czasu minęło w świecie sportu, świecie skoków i w ogóle w świecie kilka epok. Wybuchały wojny, rewolucje, upadały rządy, zmieniała się rzeczywistość, a niezmordowany samuraj z Sapporo jak skakał, tak skacze na najwyższym szczeblu skokowych rozgrywek. W trakcie trzydziestu lat kariery siedemnastokrotnego triumfatora zawodów PŚ, aż siedemnastokrotnie dochodziło do zmiany na stanowisku premiera Japonii. Nie chcemy w tym miejscu przytaczać po raz kolejny wszystkich, niezliczonych rekordów, jakie stały się udziałem Azjaty, bo są one ogólnie dostępne. Chcielibyśmy przy tej okazji ukazać narciarską przygodę Japończyka z nieco innej perspektywy.

Historia kariery Kasaiego to pogoń za raz bardziej raz mniej odległym marzeniem, którym jest złoty medal olimpijski. Sukcesy odnoszone w Pucharze Świata czy podczas innych imprez najwyższej rangi, choć cenne, miały być tylko środkiem prowadzącym do innego celu. To właśnie ten najcenniejszy do zdobycia olimpijski laur stanowi od lat obsesję skoczka z wyspy Hokkaido. A kilkukrotnie już uciekał mu sprzed nosa. Weteran skoków przyznał kiedyś, że na dalszy plan zeszłoby nawet to, czy złoty kruszec przypadłby mu w udziale w konkursie indywidualnym czy drużynowym. Złoto to złoto. Ale koniecznie olimpijskie.

Pierwszy start na igrzyskach Kasai zanotował w 1992 roku na skoczni w Courchevel w ramach olimpiady organizowanej przez Albertville. Choć drugą cześć olimpijskiego sezonu Noriaki miał znakomitą, to na same igrzyska zupełnie nie trafił z formą. Indywidualnie zajął odległe pozycje, a do tego dość wyraźnie odstawał od kolegów podczas konkursu drużynowego i to m.in. jego słabe skoki spowodowały, że zawody zespołowe Azjaci zakończyli bez medalu, na czwartym miejscu.

Co się nie udało we Francji, miało się udać dwa lata później w norweskim Lillehammer. Podczas legendarnego już konkursu drużynowego Japończycy z Kasaim w składzie prowadzili do ostatniego skoku z ogromną przewagą nad Niemcami. Ciśnienia nie wytrzymał Masahiko Harada, zdaniem niektórych zdeprymowany przez Jensa Weissfloga, i lądował tuż za bulą. Stało się coś nieprawdopodobnego. Niemal pewne złoto wymsknęło się w ostatniej chwili z rąk Japończyków i trafiło na pierś Weissfloga i jego kolegów. Srebrny medal dla reprezentacji Kraju Kwitnącej Wiśni był w tym układzie czymś znacznie większym niż porażką. Indywidualnie Kasai był w Norwegii 5. i 14.

To jednak nie norweskie igrzyska, a te rozegrane cztery lata później w Nagano Kasai do dziś wspomina z największą zadrą w sercu. Nie załapał się wówczas do czwórki wyselekcjonowanej na konkurs drużynowy, która sięgnęła po mistrzostwo olimpijskie. Z tym faktem nie mógł się pogodzić przez bardzo długi czas, zwłaszcza, że w konkursie indywidualnym na mniejszej skoczni zajął wysokie, siódme miejsce. W zawodach zespołowych zamiast niego wystąpił Hiroya Saito, który na obiekcie K-120 zajął bardzo odległą, 47 lokatę. Rozgoryczenie tą sytuacją i brak możliwości pogodzenia się z decyzją trenera to do dziś najtrudniejszy moment w jego karierze. - Po igrzyskach w Nagano czułem ogromny żal, który ciągnął się przez wiele lat – wspomina - Wiadomo, że w konkursie drużynowym mogą wystąpić tylko cztery osoby, ale nie mogłem się pogodzić z tym, że to dla mnie nie starczyło miejsca w tej drużynie. Mam wrażenie, że dopiero po srebrnym medalu zdobytym w Soczi to uczucie żalu trochę osłabło, ale chyba nadal w jakiś sposób we mnie to siedzi.

W Park City Kasai pełnił rolę statysty, plasował się w piątej dziesiątce, w Turynie w drugiej, a w Vancouver konkurs na dużej skoczni zakończył na ósmym miejscu. Na swoje dwa kolejne medale musiał czekać aż do igrzysk w Soczi w 2014 roku. Na dużej skoczni minimalnie przegrał złoto z Kamilem Stochem, a do medalowego dorobku dołożył jeszcze brąz w konkursie drużynowym. Brak złotego krążka stanowił dla niego motywację, by spróbować sięgnąć po niego w Pjongczangu. W Korei był jednak daleki od formy sprzed czterech lat i jedyne o co był w stanie walczyć, to awans do drugiej serii. Ile jeszcze olimpijskich szans będzie miał Kasai? Sam zainteresowany nie wyklucza jednoznacznie nawet startu w 2030 roku, gdyby prawa organizacji igrzysk otrzymało jego rodzinne Sapporo. Teoretycznie szanse na zdobycie złota od 2022 roku, od igrzysk, które odbędą się w Pekinie, nieco wzrosną, ponieważ do olimpijskiego programu zostanie włączony konkurs mieszany.

Kasai jest multimedalistą mistrzostw świata, jednakże jego jedynym złotym medalem dużej imprezy pozostaje ten z mistrzostw świata w lotach z Harrachova z 1992 roku, stanowiący jednocześnie jego pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata. - Byłem bardzo szczęśliwy – wspomina Kasai - Właśnie wtedy udało mi się dobrze opanować nowy jeszcze na ten czas styl V i świetnie mi się na Czertaku latało. Pamiętam jak bardzo chciałem się podzielić z bliskimi tą radosną informacją. Połączenie telefoniczne z Japonią było wtedy niezwykle trudne do osiągnięcia, próbowałem przez cztery czy pięć godzin dodzwonić się do Sapporo, aż w końcu mi się udało.

Nie umniejszając sukcesu Japończyka, to nadmienić należy, iż tamte mistrzostwa były bardzo loteryjne. Na końcowe wyniki zawodów składały się trzy serie jednego tylko rozegranego dnia zawodów. Na starcie zabrakło kilku czołowych zawodników klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a paru innych faworytów zdmuchnął wiatr, przez co nie odegrali w zawodach żadnej roli.

Początek obecnego sezonu jest dla Kasaiego bardzo trudny. Latem dokonał znacznych korekt w pozycji dojazdowej. Eksperyment nie do końca się powiódł, co znajduje swoje nomen omen negatywne odbicie w pierwszych konkursach tej zimy. Nie zraża się jednak. Wierzy, że nadejdą jeszcze jego wielkie chwile - Interesują mnie tylko zwycięstwa - oświadcza zawodnik - Mój umysł, serce i myśli krążą wokół złotych medali od 46 lat i wciąż nic się nie zmieniło...