Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Markus Eisenbichler zmierzy się z niemieckimi demonami Bergisel

Niemieccy kibice na triumf swojego zawodnika w Turnieju Czterech Skoczni czekają nieprzerwanie od 2002 roku, gdy wszystkie konkursy składające się na tę imprezę padły łupem Svena Hannawalda. Po osiemnastu latach szansę na zwycięstwo w całym wydarzeniu ma Markus Eisenbichler, który aktualnie do Ryoyu Kobayashiego traci zaledwie 2,3 pkt.


Od 2002 roku przedstawiciele naszych zachodnich sąsiadów tylko trzykrotnie kończyli Turniej Czterech Skoczni na podium. Najpierw zrobił to Michael Neumayer (trzecie miejsce w sezonie 2007/2008), a następnie na drugiej pozycji plasowali się Severin Freund (sezon 2015/2016) i Andreas Wellinger (2017/2018). Obaj notowali jednak spore straty do Petera Prevca i Kamila Stocha, którzy okazywali się bezkonkurencyjni.

W tym czasie spore szanse na zwycięstwo dawano też Richardowi Freitagowi, który przed rokiem walcząc z Kamilem Stochem, upadł w pierwszej odsłonie zmagań na Bergisel. Niemiec w rundzie finałowej nie startował, a dzień później nie wziął udziału w kwalifikacjach w Bischofshofen, co pozbawiło go szans na Złotego Orła. Podobny los spotkał Freunda, który dwa lata wcześniej, tracąc niespełna dziewięć punktów do Prevca, upadł w serii próbnej poprzedzającej zawody w Austrii. Niemiec z impetem uderzył w zeskok areny najbliższych mistrzostw świata, a kontuzjowane wówczas biodro jeszcze długo dawało mu się we znaki. Ostatecznie dokończył Turniej Czterech Skoczni, ale w Austrii nie był w stanie sprostać formie Słoweńca. Po sezonie poddał się operacji wynikającej ze wspomnianego wydarzenia.

Jak do pechowego dla Niemców miejsca odnosi się Eisenbichler? – To nie ma większego znaczenia. Innsbruck to Innsbruck. Wielokrotnie tam trenowaliśmy, chociażby minionego lata. Oddawałem tam całkiem niezłe skoki, co pozytywnie nastraja mnie przed nachodzącymi zawodami. Przed rokiem w szczytowej formie był tam Richard Freitag, który nieszczęśliwie upadł podczas konkursu. Nie zamierzam jednak o tym myśleć. Chcę wykonywać swoje zadania i złapać odpowiedni rytm już od pierwszego skoku. To mój sposób przygotowań do rywalizacji na Bergisel - mówi 27-latek.

Eisenbichler w Garmisch-Partenkirchen, podobnie jak w Oberstdorfie, o włos przegrał z liderem Pucharu Świata, Ryoyu Kobayashim. - Za mną niesamowity start 2019 roku. Już pierwszy skok oceniany był bardzo dobry, a i w drugiej rundzie wyszło to nieźle raz jeszcze. Dwukrotnie otarłem się o jeden z moich największych celów, którym jest zwycięstwo w zawodach rangi Pucharu Świata. W Ga-Pa myślałem, że tym razem się uda. Teraz muszę po prostu dobrze skakać, dzięki czemu być może pokonam Kobayashiego, bądź kogoś innego.

Do tej pory członek klubu TSV Siegsdorf sześciokrotnie wskakiwał na podium Pucharu Świata. Jego największym dotychczasowym sukcesem są wyniki osiągnięte w 2017 roku podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Lahti. Zawodnik, mający policyjne wykształcenie, z Finlandii wrócił ze złotym krążkiem zdobytym w mikście, a także z brązem wywalczonym w indywidualnie na skoczni normalnej.