Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Stoch i Kubacki po piątkowych skokach w Zakopanem

Decyzją trenera Stefana Horngachera to Kamil Stoch i Dawid Kubacki będą zamykać skład reprezentacji Polski w sobotnim konkursie drużynowym na Wielkiej Krokwi. W piątkowych kwalifikacjach, rozgrywanych w iście zimowych warunkach, Stoch otworzył trzecią dziesiątkę, a Kubacki zamknął pierwszą. Obaj podkreślali, jak wyjątkowym miejscem w kalendarzu Pucharu Świata jest Zakopane.


Dawid Kubacki (10. miejsce w kwalifikacjach; 125,5 metra):

- Pod koniec serii kwalifikacyjnej warunki uległy zmianie. Wróciliśmy do krótszego najazdu, a wiatru pod narty nie było, przez co trudno było odlecieć. Moim zdaniem, ostatni skok dnia był również w porządku (Kubacki wygrał obie serie treningowe - przy. red.). Czułem jednak, że narty trochę wisiały za progiem i nie współpracowały ze mną. To mogłoby wskazywać na to, że wiało w plecy. Po rozmowie z trenerem będę wiedział więcej, ale w mojej ocenie wszystkie skoki były na dobrym poziomie. W sobotę będę pracował nad tym, żeby był coraz wyższy.

- W seriach treningowych zeskok był miękki, ale każdy widział panujące warunki. Śnieg cały czas sypał z nieba, co tworzyło grubą pokrywę świeżego puchu na zeskoku. Było trochę miękko, ale doskonale o tym wiedzieliśmy. Nie tylko trenerzy nas przed tym uczulali, ale i starter na rozbiegu sugerował każdemu, żeby uważać przy lądowaniu. Jak widać, nie było większych problemów. Takie mieliśmy warunki, więc trzeba było skakać.

- Tydzień po Predazzo wyglądał normalnie. Był pracowity, jak zwykle. Czas na radość był na skoczni we Włoszech. Później czekała nas dalsza praca, bo to wygrana nie zmieniła diametralnie mojego życia. Wiem, że są pewne elementy, nad którymi dalej muszę pracować. To nie jest tak, iż mówimy o zamkniętym etapie. Na tym się koncentruję, bo tylko to da mi progres.

Jak na naszą kadrę wpływa atmosfera na Wielkiej Krokwi związana z żałobą narodową? - Nie tyle widać, co słychać różnicę na trybunach. Nie ma tutaj takiej wrzawy, ale taka jest sytuacja i musimy ją uszanować. W niedzielę odbijemy sobie tę atmosferę.

Kamil Stoch (21. miejsce w kwalifikacjach; 124 metry):

- Dziś zdarzało się lądować niemal bokiem... Spóźniłem skok kwalifikacyjny, czego skutkiem był brak prędkości w końcówce lotu. To było powodem przekrzywienia mnie. Choć bardzo cieszyłem się z możliwości występowania tutaj przed tak liczną publiką, trochę męczyłem się dziś na Wielkiej Krokwi. Moje skoki nie szły tak, jak bym chciał. Nie mam jednak powodów do obaw, bo niewiele im brakuje do dobrego poziomu.

- Co konkretnie nie wychodziło? Trafianie w próg. Nie ma problemu z pozycją dojazdową, problem jest na etapie wybicia. Pół metra za progiem w niczym by nie przeszkodziło, ale dwa metry to już spory kłopot <śmiech>... W ten weekend spodziewam się wsparcia kibiców, którzy zawsze dają nam dużo energii. Nastawiam się na dobre skakanie i solidną pracę. Z mojej strony będzie pełne skupienie na zadaniach do wykonania.

W czwartek minęło piętnaście lat od debiutu Kamila Stocha w Pucharze Świata. Czy sam zainteresowany pamięta tamte wydarzenia? - Musiałeś mi to przypominać <śmiech>... Trochę pamiętam, ale dużo zmieniłem się od tamtej pory. Jestem innym człowiekiem i zawodnikiem. Mam nadzieję, że wszystko zmienia się ku lepszemu. Skoki to wciąż mój ulubiony sport i ulubiona praca. Łączę przyjemne z pożytecznym. Czerpię korzyści, ale na każdym treningu daję z siebie wszystko. Sam moment lotu jest dla mnie ogromną frajdą.

Żałobna atmosfera udziela się zawodnikom? - Bez muzyki i całej oprawy akustycznej jest zupełnie inaczej. W pełni jednak rozumiemy powagę sytuacji i akceptujemy ją.

Korespondencja z Zakopanego, Dominik Formela