Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Klemens Murańka: Wykonujemy pracę, za którą nic nie mamy

Klemens Murańka, trenujący tej zimy w kadrze B pod okiem trenera Macieja Maciusiaka, w piątkowych kwalifikacjach do niedzielnego konkursu Pucharu Świata w Zakopanem wywalczył 44. miejsce. 24-latek w gorzkich słowach wypowiada się na temat sytuacji zaplecza kadry Stefana Horngachera. Podkreśla, że miewał myśli o rzuceniu skoków narciarskich w kąt, jednak wciąż nie traci nadziei na powrót do światowej czołówki.


Brak przepracowanego okresu przygotowawczego, co wynikało z problemów zdrowotnych, ma duże znaczenie na tym etapie sezonu? - W skokach narciarskich nie ma taryfy ulgowej. Wszystko wiąże się z treningami, ale co zrobić? Nie skoczyłem najgorzej, patrząc na kolejnych zawodników lądujących na buli. Fajnie by było, przy odrobieni szczęścia, awansować do zawodów, bo na treningach pojawiają się dobre próby. Mam nadzieję, że kiedyś przeniesie się to na zawody i w końcu wszystko zadziała – mówił Murańka jeszcze podczas trwania kwalifikacji.

- Braku niewiele, bo mowa o głupich szczegółach. Niestety, ale skocznia ich nie wybacza. Nie ma we mnie zrezygnowania, ponieważ poddając się zabiegowi oka wiedziałem o okresie treningowym, który stracę. Jak widać, bliżej ode mnie lądują jednak zawodnicy, którzy przetrenowali całe lato… Liczę na to, że w następnym sezonie będę mógł dać z siebie wszystko i odpowiednio przygotować się do zimy. Idziemy dalej!

- Z trenerem Maciejem Maciusiakiem współpracuje mi się w porządku. Podchodzę do tego wszystkiego pozytywnym nastawieniem. Będzie dobrze. Wielu zawodników w moim wieku dopiero zaczynało osiągać sukcesy. Wiadomo, że fajnie by było jak najszybciej, ale u jednego dzieje się to wcześniej, a u innego później. Skrajnym przykładem jest choćby Gregor Schlierenzauer, który dziś też startuje w Pucharze Kontynentalnym. Skoro taki sportowiec może spaść na dno, dlaczego ja nie mogę mieć kryzysu? A może za rok karta się odwróci i będzie dobrze?

- Przez lata uważano mnie za wielki talent, którym zostałem okrzyknięty. To mogło odbić się na mojej psychice, ponieważ stale byłem maglowany przez media. Trudno mi to ocenić, ale niczego nie żałuję. Dużo mi to wszystko dało. Teraz jest mi nieco łatwiej, choć po dziś dzień nas maglujecie <śmiech>…

Jak Murańka ocenia sytuację młodziutkiego Tymoteusza Cienciały, który od kilku lat jest w centrum uwagi przedstawicieli mediów? – Nie jest to złe, aczkolwiek później będzie trzeba trochę popracować nad samym sobą. W przyszłości będzie pewniej czuł się przy mediach, ale czy na skoczni? Nie jestem pewien.

Jak na dziś dzień wygląda sytuacja w kadrze B? – Podchodzimy do tego na sto procent, ale trudno oddawać się czemuś w pełni, skoro brakuje dochodów. Byłoby lżej, gdyby coś z tego było, natomiast jest jak jest… Na początku sezonu zapowiadano sponsora dla członków naszego zespołu, jednak na tym się skończyło. Koledzy pootwierali działalności gospodarcze, po czym musieli je zawiesić. Sponsor miał być, ale się nie znalazł. Powinna być w nas sportowa złość, ale nie jest nam łatwo. Jeśli ktoś jeździ na Puchar Kontynentalny, gdzie nie ma kamer, to gdzie reklamować potencjalnego sponsora? Codziennie wstajemy na treningi, stawiamy czoła wyrzeczeniom, więc już za to powinniśmy być doceniani. Wykonujemy pracę, za którą nic nie mamy.

Czy zdaniem Murańki dzisiejsi młodzieżowcy mają łatwiejszą sytuację od niego, gdy był w ich wieku? – My mieliśmy chociażby stypendia za mistrzostwa świata juniorów. Co roku mieliśmy pewną kwotę z Polskiego Związku Narciarskiego za medale tej imprezy. Później stałem się seniorem i udało mi się zdobyć medal mistrzostw świata w Falun, dzięki czemu dalej miałem stypendium. Kiedy jednak wypadnie się z kadry A, wówczas trudno o sponsora czy jakiekolwiek większe wsparcie finansowe. Teraz jest dobrze w kadrze A, jednak nie robi się nic pod kątem utrzymania zapleczy. Zaraz może dojść do sytuacji, w której członkowie kadry A skończą kariery, a kadry B już nie będzie, ponieważ jej członkowie udadzą się do pracy. Już dziś Andrzej Stękała łączy pracę kelnera ze skakaniem, a niełatwo jest to połączyć. Trzeba się oddać jednej pracy. To tak, jakby dziennikarz miał jeszcze jeździć na tirach…

- Miałem okres, kiedy chciałem rzucić skoki narciarskie, ale wciąż chcę trenować i rozwijać się. Wierze, że wszystko się ułoży – zakończył przedstawiciel TS Wisły Zakopane.

Korespondencja z Zakopanego, Dominik Formela