Strona główna • Mistrzostwa Świata

Casey Larson: Małysz był absolutnie fantastyczny

Ze skokówkami dookoła świata. Podczas zmagań na Bergisel zaprezentowaliśmy Wam rozmowy z kilkoma skoczkami, których trudno jest spotkać podczas zawodów pucharu świata a czasem nawet kontynentalnego. Dziś spieszymy z informacjami o kilku następnych, o których być może nawet nie słyszeliście.


Radu Mihai Pacurar, to skoczek, który nawet w Pucharze Kontynentalnym pojawia się bardzo rzadko. Na arenie międzynarodowej najczęściej rywalizuje w Pucharze FIS. Jego największym sukcesem jest drugie miejsce podczas zawodów FIS w Rasnovie. Trzeba jednak podkreślić, że dokonał tego na skoczni HS71, a więc skoczni średniej. Na skoczniach normalnych, czy też dużych radzi sobie znacznie słabiej. W świetle tego, dzisiejszy występ w kwalifikacjach mistrzostw świata może uznać za zupełnie udany, wszak udało mu się pokonać sześciu rywali, a licząc z dyskwalifikacjami - ośmiu. Siedemnastolatek z Sacele mieszka w odległości około 30 kilometrów od skoczni w Rasnovie.

- To nie był mój najlepszy skok, stać mnie na lepsze. To było jakieś 70% moich możliwości. Skoki trenuję od dziesięciu lat - powiedział Pacurar.

- Tu jest cudownie. Ta atmosfera, kibice, muzyka... Te mistrzostwa to dla mnie wyjątkowe doświadczenie. To, że tu jestem, jest moim największym sukcesem, ale mam nadzieję, że nie ostatnim. Wciąż się rozwijam, staram się być coraz lepszym skoczkiem. Być może kiedyś wystąpię także w Igrzyskach Olimpijskich, czy Pucharze Świata - dodał Rumun.

Dla Witalija Kaliniczenki są to już czwarte mistrzostwa w ogóle a trzecie w roli skoczka. Ukrainiec startował przez jakiś czas równolegle w skokach i kombinacji norweskiej, ale od pięciu lat poświecił się wyłącznie skokom. Uważni kibice być może pamiętają go z zawodów pucharu świata w Wiśle i Zakopanem, gdzie czterokrotnie odpadał w kwalifikacjach. Ukraińcy właśnie z polskich skoczni uczynili ostatnio swoje główne bazy treningowe. Jak na razie Witalij ma powody do radości bo są to dla niego mistrzostwa najbardziej udane. W konkursie na Bergisel po raz pierwszy awansował do konkursu i zajął 42. miejsce. Niestety, na skoczni Toniego Seelosa kwalifikacje zakończył na 53. miejscu i jutro go w konkursie nie zobaczymy.

- Moim największym sukcesem poza mistrzostwami jest 21. miejsce w Pucharze Kontynentalnym (Erzurum, 2017). To fantastyczna sprawa startować znów na mistrzostwach świata. Ta atmosfera jest wyjątkowa. Do tego Seefeld to piękne miejsce. Jestem bardzo zadowolony. Takie zawody to zawsze radość dla sportowca - powiedział Kaliniczenko.

Matthew Soukup pochodzi z Calgary. Choć ma już 22 lata, w pucharze świata zadebiutował dopiero rok temu.

- Skoki trenuję od 13 lat. Moim największym sukcesem jest czwarte miejsce na zawodach Pucharu FIS w Park City. To moje pierwsze mistrzostwa świata. Różnica między tą imprezą a zawodami, podczas których zwykle występuję, jest ogromna. Tu jest jak na Pucharze Świata - poziom sportowy i otoczka naprawdę robi wrażenie. Dlaczego zostałem skoczkiem? Zawsze chciałem fruwać na nartach. To niezwykłe uczucie. Loty narciarskie to kwintesencja tego sportu - wtedy dopiero czuje się lot, powietrze - cudowne uczucie - powiedział Kanadyjczyk.

Niestety nie udało nam się porozmawiać z chińskimi skoczkami. Aby to zrobić, trzeba uzyskać pozwolenie z chińskiego ministerstwa sportu, o które należy się postarać z wyprzedzeniem. Ale ich trener, były słoweński skoczek Jure Radelj, odpowiedział na kilka pytań.

- W tej chwili budujemy system chińskich skoków, by odnosić sukcesy w przyszłości. To pierwszy krok. Na tych mistrzostwach zbieramy doświadczenie. Dwaj zawodnicy, którzy tu przyjechali, pochodzą z Tonghua, są już nieco starsi, niż większość sportowców, których przygotowujemy pod kątem Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Obaj jakiś czas temu skończyli nawet kariery, ale je wznowili, gdy się dowiedzieli, że Pekin je zorganizuje. Są obecnie najlepsi w Chinach, mają zebrać doświadczenie a następnie pomóc mi przygotować młodszych skoczków. Li Chao nie zdobył nigdy punktów w ważnych zawodach międzynarodowych, ale startował wielokrotnie w Europie. Yang Guang brał udział nawet w Igrzyskach Olimpijskich w Turynie. Jest bardzo utalentowany, ale fizycznie wciąż nie doszedł jeszcze do swojej dawnej wydolności.

Amerykanie będą mieć w konkursie dwóch przedstawicieli. Oprócz prezentującego w tym sezonie niezłą formę Kevina Bicknera, szerszej publiczności zaprezentuje się Casey Larson.

- Fajne uczucie, ale to dopiero pierwszy krok. Konkurs dopiero przyjdzie. Wiatr troszkę tu dziś wariował, ale najważniejsze, że się zakwalifikowałem. Może to nie był najlepszy skok, ale zadanie wykonałem - skomentował swój występ w kwalifikacjach Larson.

- Zacząłem skakać mając siedem lat. Na początku amatorsko na skoczni niedaleko Chicago. Koło piętnastego roku życia wiedziałem już, że to jest sport dla mnie. To absolutnie wyjątkowy sport, dający mnóstwo frajdy. Moja siostra też skacze na nartach. Mój rekord życiowy to 216,5 metra w Vikersund. To naprawdę wielka i dość przerażająca skocznia. Wychodzisz na górę i ręce trzęsą ci się tak, że ledwo dajesz radę zawiązać buty. Ale potem przypomina ci się trening, dochodzi do głosu profesjonalizm, siadasz na belce i robisz swoje. Moje największe marzenie? Wygrać jakieś wielkie trofeum - mówił Amerykanin.

- Gdy byłem mały, podziwiałem kombinatorów norweskich. Moim idolem był Billy Demong. Wśród obecnych skoczków nie mam idoli. To są rywale, których staram się pokonać. Kto był najlepszym skoczkiem w historii? Trudne pytanie. Małysz był absolutnie fantastyczny. Mogę oglądać filmiki z jego skokami z sezonu 2000/2001 godzinami. Ale było wielu świetnych skoczków. Podziwiałem Evensena, gdy skoczył te 246,5 metra. Ale przecież potem go przebili. Trudno powiedzieć. Pierwszy konkurs skoków, który oglądałem w telewizji to igrzyska w Turynie. Sam wtedy zaczynałem skakać. Oglądałem tych facetów i myślę "Kurczę, to się sporo różni od tego, co ja robię na K-15. Musze coś zmienić". No i zmieniłem - zakończył Larson.

Pechowo zakończyły się kwalifikacje dla Andrew Urlauba. Zajął 51. miejsce.

- Być tutaj - doświadczenie ekscytujące, ale stresujące. Tyle kibiców, mnóstwo kamer - nigdy do tej pory czegoś takiego nie doświadczyłem. Ale to też wielka radość, wielkie sportowe święto. Pozwiedzaliśmy z chłopakami Seefeld, mamy nadzieję, że uda się też obejrzeć Innsbruck. Jestem zawiedziony, że nie udało mi się zakwalifikować, ale jestem jeszcze młody, więc jeszcze będę miał kiedyś szansę. Moim wielkim marzeniem jest wystąpić na igrzyskach olimpijskich. Moi idole z dzieciństwa? Ahonen i Małysz - powiedział Amerykanin.

Korespondencja z Seefeld, Marcin Hetnał