Strona główna • Norweskie Skoki Narciarskie

Trudny czas norweskiej reprezentacji

Śmierć utalentowanej zawodniczki, choroba nowotworowa legendy zespołu i kontuzje gwiazd kadry narodowej. Drużyna mistrzów olimpijskich z Pjongczangu przechodzi skomplikowany okres, być może najbardziej dramatyczny w swojej bogatej historii, o czym opowiada dyrektor tamtejszej kadry - Clas Brede Braathen.


W grudniu środowisko norweskich skoków narciarskich zostało wstrząśnięte nagłą śmiercią niespełna 18-letniej Thei Sofie Kleven. Trzy dni przed lipcowym upadkiem Andersa Fannemela w Wiśle-Malince, wskutek którego 28-latek uszkodził więzadła krzyżowe i łąkotkę w kolanie, okazało się, iż Bjoern-Einar Romoeren walczy z rakiem. Wcześniej rzadka choroba dotknęła Daniela-Andre Tandego (zespół Stevensa-Johnsona - przyp. red.), który po uporaniu się z nią stracił szanse na występ na mistrzostwach świata z powodu kontuzji kolana doznanej w Lahti.

- Wszyscy jesteśmy świadomi potencjalnego zagrożenia i niebezpieczeństwa, jednak ludzka śmierć czy poważne choroby to coś, na co nie da się przygotować. W takich chwilach widać, że jesteśmy zgraną grupą, która wzajemnie troszczy się o siebie - mówi Clas Brede Braathen, dyrektor norweskich skoków. 

Krajowe media wyliczają serię zdarzeń, z którą w ostatnich miesiącach musiało zmierzyć się tamtejsze środowisko skoków narciarskich. Po grudniowej śmierci reprezentantki kraju, w czasie Świąt Bożego Narodzenia koniec kariery sportowej ogłosił Kenneth Gangnes, przez lata trapiony urazami kolan. W lutym przedwcześnie sezon zakończył Tande, a podczas tego samego weekendu bardzo groźnie wyglądający upadek zaliczył Andreas Stjernen, co przyspieszyło jego decyzję o rozstaniu się z nartami skokowymi. Latem Norwegowie dowiedzieli się o problemach Bjoerna-Einara Romoerena. Były rekordzista świata w długości skoku, a obecnie pracownik tamtejszego związku narciarskiego, wyjawił mediom informacje o walce z rakiem pleców, zdiagnozowanym jako mięsak Ewinga.

Braathen, w rozmowie z serwisem dagbladet.no, oddziela kontuzje sportowców od sytuacji zagrażających życiu czy śmierci. - Utrata kogoś, kto był częścią zespołu, jest nie do opisania. Nie ma słów, aby opisać emocje związane ze śmiercią Thei. Myślami jestem z jej rodziną.

- Bjoern radzi sobie z chorobą w sposób, który sprawia, iż jest nam nieco łatwiej. Nie narzeka na swoją sytuację i nigdy nie wyraża rozpaczy ani niczego, co przypominałoby depresyjne myśli. To świetny człowiek i współpracownik - kontynuuje działacz, zaznaczając uprzywilejowaną pozycję w takich przypadkach. - Otrzymujemy bardzo duże wsparcie z Norweskiego Komitetu Olimpijskiego. Kiedy dzieje się coś poważnego, mamy dostęp do najlepszych środków w każdej dziedzinie. Następnie od każdego zależy, jak z tego skorzysta. Dobrze jednak wiedzieć, że system działa w takich przypadkach. 

- Nie ma limitu pecha na tego typu sytuacje. Musimy być przygotowani na to, iż podobne rzeczy nadal będą działy się w przyszłości. Pomimo tych wszystkich zdarzeń, nadal jestesmy w stanie rywalizować na arenie międzynarodowej. To pokazuje siłę naszego środowiska, z czego ogromnie się cieszę - kończy Norweg.