Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Maciusiak na półmetku sezonu letniego: Kwoty startowe są ważne, ale nic na siłę

Kadra narodowa B to najbardziej zapracowana polska grupa szkoleniowa podczas trwającego sezonu letniego. Zespół dowodzony przez trenera Macieja Maciusiaka jako pierwszy - już na początku lipca - rozpoczął starty na arenie międzynarodowej, a w miniony weekend reprezentował nasz kraj podczas zawodów rangi Letniego Grand Prix w Hakubie. Z Maciusiakiem, po powrocie z Azji, porozmawialiśmy na temat występu jego podopiecznych w Japonii, zacieśniająćej się współpracy między polskimi kadrami, celami kadry B na drugą część sezonu letniego. 37-letni szkoleniowiec odniósł się też do priorytetowo traktowanych przez Polaków kwot startowych na sezon zimowy.


O wizycie w tunelu aerodynamicznym

- Przed wylotem do Tokio pojawiliśmy się w tunelu aerodynamicznym pod Warszawą, który pamięta jeszcze czasy Adama Małysza. Do dziś wiszą tam zdjęcia z treningów z jego udziałem. Czy w takim miejscu można przetestować coś konkretnego? Zawodnicy mogą popracować tam nad czuciem i prowadzeniem nart w locie. Chodziło o to, aby pobawili się powietrzem. Moim zdaniem kilku z nich sporo wyniosło z tej wizyty.

- Różnica nie jest widoczna od razu, taki trening ma cel długoterminowy. Każde odchylenie ciała czy poluzowanie napięcia mięśni nóg powoduje niekorzystne skutki. Część zawodników miała styczność z takim miejscem po raz pierwszy, ale wielu z nich miało możliwość odbycia tego typu treningu już przed rokiem. Każdemu skoczkowi takie ćwiczenia mogą coś dać na skoczni.

O logistyce związanej z podróżą do Azji

- Wszystko zostało świetnie zorganizowane, więc podróż do Hakuby przebiegła bez problemów. Obyło się bez jakichkolwiek kłoptów. Po zajęciach w tunelu aerodynamicznym, jeszcze tego samego dnia, mieliśmy bezpośredni lot z Warszawy do Tokio i to chyba po raz pierwszy polskimi liniami. Dużym plusem był brak przesiadek na trasie do Japonii. Do samej Hakuby musieliśmy dostać się dwoma pociągami, a w drodze powrotnej do portu lotniczego dojechaliśmy autokarem. Wszystko działo się bardzo szybko, ponieważ w sobotę konkurs zakończył się wieczorem czasu lokalnego, a po nich trzeba było szybko spakować sprzęt i bagaże, ponieważ o drugiej w nocy wyruszaliśmy z pensjonatu. Do domów dotarliśmy w niedzielę, po około 20 godzinach podróży. 

O wpływie wyprawy do Japonii na przygotowania do zimy

- Nie lata się tam często, więc raz na jakiś czas można wybrać się do Azji i nie wiąże się to z żadnymi problemami. Jak przebiegła aklimatyzacja związana ze zmianą stref czasowych? Tym razem nie przestawialiśmy się na czas lokalny. Jeśli kogoś zmogło, wówczas przysypiał na chwilę, jednak byliśmy tam zbyt krótko, aby przestawiać się z czasu polskiego. Wszyscy chodziliśmy spać bardzo późno, pomijaliśmy śniadania, a pierwszym posiłkiem był obiad. Aklimatyzacja do czasu lokalnego wyrządziłaby więcej szkód niż pożytku. Dobrze, że oba konkursy rozpoczynały się porą popołudniową, przez co mogliśmy się wysypiać. Mieszkaliśmy tam w małym pensjonacie, więc rodzinnie spędziliśmy weekend w Japonii czy wspólnych rozmowach.

- Nie należy demonizować wylotów do Japonii. Już dziś, w poniedziałek, wstałem o siódmej rano. Rozmawiałem też z niektórymi zawodnikami i większość z nich wstała o normalnej porze na śniadanie. Mimo ciężkiej podróży, jesteśmy przygotowani do kolejnego etapu treningów. Kilku zawodników z kadry B i tak rozpoczęła teraz krótki urlop, co było zaplanowane wcześniej. Do 3 września mają czas na dojście do siebie. 

O wynikach Polaków w Hakubie

- W Japonii przeanalizowałem z Aleksandrem Zniszczołem jego sytuację. Przez ostatnie miesiące jego dyspozycja szła do góry, po czym nastąpiło zatrzymanie. Uważam, iż w przerwie wakacyjnej odpocznie od startów i nabierze nowych sił. Trochę się tego nazbierało tego lata, ale tak to było zaplanowane, aby wziąć udział w jak największej liczbie zawodów. Po to skoczkowie wylewają poty na treningach, żeby następnie rywalizować w zawodach. Staraliśmy się startować wszędzie, gdzie się da. W przypadku Olka technicznie wygląda to dobrze, ale pojawił się kłopot z timingiem na progu. Olek za bardzo koncentrował się na tym elemencie, przez co inne zaczęły się sypać. Ważne, że skoki w zawodach przeważnie mu wychodziły. Próby wykonywane przez niego w Hakubie były solidne, choć nie perfekcyjne. Problem z timingiem zniknął po... korekcie ułożenia głowy w pozycji najazdowej. Jej podniesienie i poszerzenie pola widzenia od razu dały wymierny efekt. Na tym obiekcie dużo zależało jednak od warunków wietrznych. 

- Klemens Murańka skacze dobrze, co pokazywał w czwartkowych seriach treningowych. Tego dnia dobrze trafiał z warunkami, a i same skoki wyglądały odpowiednio. W piątek, pierwszego dnia zawodów, miał pecha. W pierwszej serii trafił na niekorzystny wiatr, a w drugiej rundzie chciał zrobić wszystko na siłę, przez co nie poszło to po jego naszej myśli. W sobotę zaczął należycie od serii próbnej i pierwszej serii, z kolei w finale pojawiły się małe błędy w technice. Niemniej, dla niego był to udany wyjazd do Hakuby.

- Paweł Wąsek miał ogromnego pecha do warunków. W piątek, podobnie jak Klimek, miał bardzo niekorzystny wiatr. Szczęście w nieszczęściu, że dostał dużą kompensatę za warunki, ponieważ były tragiczne. Chwała Pawłowi, że oddał dobry skok. To niesamowite, że tyle uleciał w pierwszej serii. To pozwoliło mu walczyć do końca. Drugi skok był niekoniecznie lepszy technicznie, ale za to znacznie dłuższy. Wszystko złożyło się na najlepszy wynik w karierze. Istotne, że jego skoki są powtarzalne i pokazuje to zawodów. Jeszcze kilka tygodni temu skakał dużo gorzej na treningach, ale takie są skoki narciarskie. W tej dyscyplinie nie ma już przypadku. Jeśli ktoś nie poprze wszystkiego ciężką pracą, wówczas trudno oczekiwać rezultatów podczas zawodów. Czasem trzeba być cierpliwym, niekiedy zagryźć zębyi wierzyć w to, że niedługo będzie lepiej. Choć to młody zawodnik, już dziś jest przykładem cierpliwego sportowca, potrafiącego opanować emocje. Wystarczyły dwa-trzy konkursy, aby nabrał pewności siebie przed kolejnymi występami.

- Andrzej Stękała zapomniał już o zeszłorocznym występie w Hakubie. To przeszłość. Dziś pracuje na 120% i szkoda pierwszego dnia w Hakubie, kiedy nie zdobył punktów. W sobotę udowodnił, że wszystko jest na właściwej drodze do poczynienia kolejnego kroku w sezonie zimowym. Najważniejsze, że Andrzejowi to wszystko sprawia radość. Od podróży, przez trening, po zawody. Rezultaty tego wszystkiego widać na skoczni. W piątek nie miał szczęścia, gdzie wiatr mocno kręcił na buli. Nikt z grupy zmagającej się z wiatrem w plecy za progiem nie uleciał daleko, a do tego Andrzej popełnił błąd techniczny. Przeleciał do przodu, trudno było mu nabrać wysokości, ale ostatecznym efektem był brak awansu do drugiej serii. W drugim konkursie odbił to sobie najlepszym wynikiem w karierze w cyklu Letniego Grand Prix.

- Dla Kacpra Juroszka był to debiut w zawodach najwyższej rangi poza granicami Polski. Pierwszy raz miał miejsce tego lata w Wiśle. Szkoda drugiego dnia, bo niewiele brakowało mu do czołowej "30". Oddał solidny skok, jednak nie wystarczyło to do premierowych punktów. Nabrał doświadczenia, zwiedził nowe miejsce i myślę, że zaprocentuje to w przyszłości. To zawodnik z wielkim potencjałem. Starcie z Azją go nie zszokowało, przyjął to naturalnie.

O Czyżu i Pilchu

- Tomek Pilch w ostatnich dniach miał kilka dni urlopu, a od środy wraca do zajęć. Najpierw przejdzie zajęcia siłowe a już w czwartek wyrusza do Rumunii, gdzie weźmie udział w Letnim Pucharze Kontynentalnym w Rasnovie. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało bez wcześniejszego treningu na skoczni. Fizycznie wygląda bardzo dobrze i myślę, że wkrótce wróci na odpowiednie tory, bo teraz nie pokazuje pełni swoich możliwości. Jak w przypadku Pawła, musi trochę poczekać na poprawę, co również powinno nadejść.

- Bartek w miniony weekend startował w zawodach FIS Cup w Rasnovie. W locie wygląda to znacznie lepiej, jednak wciąż boryka się z problemami dotyczącymi wybicia i timingu na progu. Rozmawiałem z nim dziś i mentalnie jest dobrze nastawiony do kolejnych miesięcy. Do treningów powróci po krótkich wakacjach.

O Huli i składzie na LPK w Rasnovie

Już wcześniej ustaliliśmy, że część juniorów zostanie z trenerem Wojciechem Toporem w Rumunii. Ilu? To zależało od kwoty startowej, którą będziemy dysponować. Możemy wystawić sześciu zawodników, więc tylu wystartuje. Obecność Stefana Huli jest decyzją trenera Michala Dolezala. Pojedzie do Rasnova, aby spróbować swoich sił i oddać jak najwięcej udanych skoków w zawodach. Po Letnim Grand Prix w Hinterzarten widziałem go podczas obozu w Innsbrucku, gdzie oddawał może nie wyśmienite, ale bardzo dobre skoki. Brakuje mu przełożenia takich prób na konkursy. Plan zakłada, że teraz wystartuje w Letnim Pucharze Kontynentalnym. Ciężko mówić o zbieraniu doświadczenia, bo tego ma ogrom, ale potrzeba mu przeświadczenia, iż w zawodach też się da. Stefan musi nabrać pewności siebie poprzez solidne skoki w konkursach.

O polskiej filozofii skakania na nartach

- Wszyscy, jako trenerzy polskich kadr narodowych, mamy wspólną wizję skakania. Spędzamy razem dużo czasu na zawodach i zgrupowaniach, więc każdy wie, o co chodzi. Niezależnie jacy przedstawiciele sztabu szkoleniowego jadą z poszczególnymi kadrowiczami na zawody, wyjdzie na to samo. Trzon techniki skoku narciarskiego i podstawowe rzeczy mają wyglądać podobnie. Nie zapominamy jednak o tym, iż do każdego skoczka należy podejść indywidualnie, z uwzględnieniem jego predyspozycji i techniki. Tak ścisła współpraca między poszczególnymi zespołami jest bardzo ważna i pozytywna. 

O planach kadry B na koniec lata i jesień

- Przed nami ciężki wrzesień. Etatowi członkowie kadry B odpoczną podczas zawodów w Rasnovie, a na skocznię powrócą 8 września. Wtedy rozpoczniemy trzydniowy obóz na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, po czym przystąpimy do kolejnego etapu Letniego Pucharu Kontynentalnego, czyli zawodów w Lillehammer, Stams i Klingenthal. Przed nimi realizacja kolejnych celów.

- Tego lata kładziemy duży nacisk na walkę o kwoty startowe, ponieważ nie możemy obudzić się w listopadzie. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby teoretycznie w Pucharze Świata mogło występować czterech skoczków, a w Pucharze Kontynentalnym trzech. Monitorujemy sytuację na bieżąco i na tę chwilę śmiało można powiedzieć, że praktycznie na cały sezon zimowy mamy zapewnione po sześciu skoczków w PŚ i PK, a o to nam chodziło. Oczywiście, jest jeszcze do ugrania dodatkowe miejsce. Jak się to potoczy? Teraz jedzie Stefan Hula, a w kolejnych konkursach do walki dołączą członkowie kadry B. Nie chcemy jednak niczego robić na siłę, bo kiedy skupia się wyłącznie na kwotach startowych, wówczas nic z tego nie wychodzi. Najważniejsze jest poziom skoków, który musi być wysoki. Wtedy wyniki i kwoty startowe zrobią się same.

- Jak będzie wyglądał podział zawodników zimą? Trudno teraz gdybać. Sezon zbliża się wielkimi krokami, ale jest jeszcze trochę czasu do listopada. Będziemy walczyć o to, żeby kwota startowa pozwalała na wystawianie siedmiu skoczków.

Z Maciejem Maciusiakiem rozmawiał Dominik Formela