Strona główna • Puchar Świata

Upadki i wzloty - po weekendzie w Predazzo

Kolejne zmagania Pucharu Świata za nami. W miniony weekend na obiekcie normalnym kompleksu Trampolino Dal Ben dwukrotnie triumfował Karl Geiger. Kto zaskoczył nas we Włoszech? Oto cykliczny ranking „upadków” i „wzlotów”, w którym pod lupę bierzemy aktualną dyspozycję zawodników występujących w Pucharze Świata.


Upadki:

5. Marius Lindvik

Na początku listy znalazło się miejsce dla tego, który do samego końca walczył o Złotego Orła w Turnieju Czterech Skoczni. Czy trafił tu ze względu na słabą dyspozycję na obiekcie o punkcie HS ulokowanym na 104. metrze? Niekoniecznie, bo Lindvik radził sobie we Włoszech nieźle. Wprawdzie jego loty nie były tak spektakularne jak podczas niemiecko-austriackiego cyklu, lecz nic nie zwiastowało tego, że Norweg nie zdobędzie punktów w jednym z konkursów. W osiągnięciu dobrego rezultatu przeszkodziła mu w sobotę dyskwalifikacja. – Niestety, kombinezon był zbyt luźny w okolicach uda. Czy zostałem potraktowany niesprawiedliwie? Absolutnie nie – przyznał szczerze podopieczny trenera Stoeckla. Sobotni pech powetował sobie podczas niedzielnego konkursu, który ukończył na 7. lokacie. Wszystko wskazuje na to, że na dużej skoczni w Titisee-Neustadt znów będzie groźnym rywalem dla najlepszych. O ile ponownie nie zostanie przyłapany na gorącym uczynku podczas kontroli.

4. Daiki Ito

Tak nachwaliłem się Japończyka po ostatnich zawodach w Bischofshofen. Że stabilny, że jego dyspozycja idzie w górę. A tu klops. Po niezłym, 12. miejscu w sobotę, kolejnego dnia Ito kompletnie zawalił swój skok konkursowy. I należy przyznać, że wcale nie miał fatalnych warunków, w przeciwieństwie chociażby do Killiana Peiera czy Constantina Schmida. Zaledwie 90 metrów przekreśliło jego szansę na awans do finału. I to (tak, chciałem za wszelką cenę wpleść tę zbitkę spójnika z zaimkiem) dokładnie tam, gdzie został mistrzem świata w zmaganiach drużyn mieszanych. 34-latek chwilowo obniżył loty. Zresztą, nie tylko on, bo z Włoch z identycznym dorobkiem punktowym wyjedzie…

3. Philipp Aschenwald

Skoczek, który zimę zaczął wybornie, radzi sobie teraz nieco słabiej. Podczas sobotniego konkursu na Trampolino Giuseppe Dal Ben nie wszedł do czołowej „30” po raz pierwszy w obecnym sezonie. Co prawda zabrakło niewiele, bo tylko 1,5 metra lub o punkt wyższych not za styl od każdego sędziego, lecz, cytując Tomasza Hajtę: „To są właśnie te detale”. Takich kwestii należy pilnować, szczególnie na obiekcie normalnym, gdzie o ostatecznej pozycji decydują ułamki punktów. Wespół z Janem Hoerlem, Aschenwald był najgorszym Austriakiem w sobotę. Dzień później poprawił nieco swój humor 12. miejscem, choć musi się mieć na baczności. Jego rodacy w Pucharze Kontynentalnym nie próżnują, czekając na swoją okazję.

2. Alex Insam

Cofnijmy się w czasie o przeszło 3 lata. 19-letni Włoch podczas weekendu wieńczącego sezon 2016/17 w Planicy zadziwia wszystkich zgromadzonych wokół skoczni, niemal w każdym skoku znacznie przekraczając punkt konstrukcyjny Letalnicy. Jeszcze rok temu, ówczesny trener Italii, Łukasz Kruczek, mówił o Insamie jako o jedynej włoskiej szansie na regularne punktowanie w elicie. Jego podopieczny był niestety daleki od regularnego punktowania, lecz przeważnie kwalifikował się do zawodów, zajmując miejsca na pograniczu czwartej i piątej dziesiątki. Bieżący sezon w jego wykonaniu przypomina niestety najgorszy koszmar. Przed weekendem w Dolinie Płomieni ani razu nie zdołał wejść do czołowej „50”. Zdawało się, że na domowym obiekcie ta sztuka będzie zdecydowanie łatwiejsza. Aby awansować do konkursu, Insam musiał pokonać jedynie 8 rywali. To wyzwanie jednak go przerosło. Prezentowanie się na poziomie reprezentantów Ukrainy chluby nie przynosi. Nadzieja na to, że zawodnik pochodzący z Bressanone nagle przypomni sobie, jak powinno się skakać, niknie.

1. Ryoyu Kobayashi

Lider zdetronizowany. Można było się spodziewać, że dotychczasowy posiadacz żółtego plastronu nie zaprezentuje się na skoczni normalnej w Predazzo fantastycznie, jednak mało kto przypuszczał, że nie zamelduje się nawet w szerokiej czołówce. Ryoyu ma pecha do mniejszych obiektów. Ubiegłej zimy był o krok od zdobycia medalu mistrzostw świata, ale w pamiętnym konkursie w Seefeld poległ w nierównej walce z warunkami atmosferycznymi. Tym razem również mu się nie poszczęściło. Mimo pojedynczych, całkiem niezłych skoków treningowych, te konkursowe nie dały mu nawet miejsca w czołowej „10”. Zupełnie bezbarwne próby pozwoliły mu na zajęcie 26. i 25. pozycji. Roy może być zadowolony wyłącznie z faktu, że podtrzymał imponującą passę pucharowych konkursów, w których punktuje. Licznik aktualnie zatrzymał się na liczbie 48.

Wzloty:

5. Viktor Polasek

To jeden z największych talentów młodego pokolenia czeskich skoczków. W 2017 z Park City przywiózł złoty medal mistrzostw świata juniorów. W seniorskiej rywalizacji swojego potencjału jeszcze w pełni nie uwolnił, lecz zdarzają mu się pojedyncze przebłyski. Najwidoczniej normalne obiekty mu pasują, ponieważ w Predazzo dwukrotnie uplasował się w czołowej „30”. Wprawdzie 24. i 27. miejsce nie są rezultatami, które wywołałyby u 22-latka olbrzymią euforię, aczkolwiek powinny nieco podnieść jego morale. To szczególnie istotne w świetle ostatnich doniesień dochodzących z czeskiego obozu znajdującego się w zupełnej rozsypce. Najnowsze informacje o zmianie trenera w środku sezonu nie napawają optymizmem, dlatego też nasi południowi sąsiedzi powinni doceniać nawet najdrobniejsze sukcesy.

4. Cene Prevc

Zmiana w składzie dokonana przez trenera Gorazda Bertoncelja w trakcie TCS okazała się być strzałem w dziesiątkę. Cene Prevc po raz kolejny spłacił dług zaufania, dwukrotnie bezproblemowo meldując się w finałowej serii. Nie dość powiedzieć, że 15. miejsce, na którym sklasyfikowany został w niedzielę, jest jego drugim wynikiem w karierze. Lepiej spisał się tylko w Oberstdorfie w 2016 roku, gdy zakończył rywalizację na 8. lokacie. – Cene wykonał dobrą robotę – skwitował krótko szkoleniowiec Słoweńców. I chyba kogoś takiego potrzebował w swojej ekipie. Skoczka, którego stać będzie na pewne punktowanie. 23-latek nie zawiódł, niczym szeregowiec wypełniający polecenia generała. We Włoszech zadanie zostało wykonane. Następny przystanek – Niemcy. Naprzód marsz!

3. Kamil Stoch

Chyba każdy pamięta mistrzostwa świata rozgrywane w rejonie Val di Fiemme w 2013 roku i zrozpaczonego Kamila Stocha, który po nieudanym konkursie na skoczni normalnej nie mógł powstrzymać na wizji żalu i rozgoryczenia. Zdaje się, że feralna skocznia została w tym roku odczarowana. Wprawdzie nie w pełni, bo dwukrotne zajęcie 4. pozycji z minimalną stratą do podium jest nieco pechowe, jednak jeśli spojrzeć na zmagania w Italii z szerszej perspektywy, można stwierdzić, iż te wyniki świadczą o coraz większej stabilizacji u naszego czempiona. W szczególności, że miejsca tuż za „pudłem” wywalczył na skoczni, która mu nie odpowiada. - Obiekt normalny w Predazzo nie należy do moich ulubionych, w przeciwieństwie do tego obok, na którym nie odbyły się w tym roku zawody – powiedział po weekendzie. Ale starsze pokolenia powiadały: „Jak ktoś nie umie pływać, to mówi, że woda za rzadka”. A skoczek z Zębu „pływać” w powietrzu potrafi doskonale. Wytłumaczeń nie ma sensu szukać, bo powodu ku temu nie ma. Kamilu, rób swoje!

2. Stefan Kraft

Po niewielkim dołku przyszły dla Krafta dużo milsze chwile. Miejsca w czołówce austriackiej części 68. TCS były oznaką wzrostu formy zdobywcy Kryształowej Kuli za sezon 2016/17. W Dolinie Płomieni zaprezentował się z najlepszej strony. Co prawda nieco zabrakło do zwycięstwa, lecz to nie zmartwiło 26-latka. - Jestem naprawdę szczęśliwy z osiągniętego rezultatu. Weekend był niemal perfekcyjny – powiedział po zmaganiach Kraft, przyznając także, iż nie może się już doczekać startu na większych obiektach. – Liczę na to, że pokażę, na co mnie stać – podsumował. A wiadomo, że możliwości ma ogromne, szczególnie, gdy forma dopisuje.

1. Karl Geiger

Dominator weekendu w Predazzo. Gdy pozostali skoczkowie frunęli na swoim poziomie, wydawało się, że Geiger szybuje o pół piętra wyżej. Nawet nie do końca udane lądowanie w pierwszej rundzie niedzielnych zmagań nie odebrało mu wygranej. Jednej z dwóch, które wysforowały go na pozycję numer 1. w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. – Przywdzianie żółtego plastronu jest czymś naprawdę szczególnym. To piękna nagroda, na pewno zatrzymam go na pamiątkę. Nie spodziewałem się, że zwyciężę tutaj dwa razy. Liczyłem wyłącznie na to, że oddam dobre skoki – skwitował skromnie swój występ nowy lider PŚ. Zdecydowany, dodajmy, bo nad drugim Kraftem ma już 120 punktów przewagi. Niemiec może powoli dostrzegać za horyzontem Kryształową Kulę, lecz droga do jej zdobycia jest odległa i wyboista. Po piętach depcze mu wielu, którzy również mają na nią chrapkę...