Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

FIS Cup od kuchni - Jakub Kot o detalach pracy w jury zawodów

Jakub Kot po raz ostatni na starcie zmagań międzynarodowych pojawił się w lutym 2017 roku. Choć od tamtego czasu minęły już niemal 3 lata, byłego sportowca nadal można obserwować na arenach rywalizacji skoczków z całego świata. W miniony weekend brał czynny udział w organizacji zawodów FIS Cup w Zakopanem. Jaką rolę pełnił na Wielkiej Krokwi i na czym ona dokładnie polegała?


Podczas zawodów na skoczni im. Stanisława Marusarza, starszy z braci Kotów był asystentem delegata technicznego. Czy jeszcze jako skoczek wiedział, że będzie chciał pozostać blisko uprawianej dyscypliny, zostając trenerem oraz osobą pracującą przy organizacji zawodów krajowych i międzynarodowych?

- Gdy wiedziałem, że nie mam już szans na utrzymanie się w kadrze A skoczków, zacząłem myśleć o tym, że należy „złapać” skoki od nieco innej strony. Cieszę się, że dalej mogę funkcjonować w tym środowisku. Jestem trenerem w AZS Zakopane oraz w zakopiańskiej szkole sportowej. Pracuję również w delegaturze technicznej, czy to dla Polskiego Związku Narciarskiego, czy dla FIS. Udzielam się także w telewizji jako ekspert, który omawia i komentuje wydarzenia w Pucharze Świata. Atakuję te skoki ze wszystkich stron, lecz nie z tej, z której powinienem <śmiech>...

W jaki sposób można zostać delegatem technicznym? - Droga do tego wcale nie jest taka prosta. Nie może nim zostać każdy. Należy ukończyć kursy i zdobyć odpowiednie uprawnienia. Mój główny sprawdzian miał miejsce rok temu, właśnie na zawodach z cyklu FIS Cup na Wielkiej Krokwi. Zdałem go pozytywnie i od tamtej pory mogę pełnić funkcję asystenta delegata technicznego.

Jak wygląda praca poszczególnych członków jury? - W skład jury wchodzi kierownik zawodów, delegat techniczny oraz jego asystent. Te osoby odpowiedzialne są za to, by zawody przebiegały sprawnie, bezpiecznie i zgodnie z zasadami. Przepisy dokładnie wyznaczają rolę poszczególnych członków jury. Tłumacząc to dość obrazowo, kierownik i delegat znajdują się zawsze na wieży sędziowskiej, czyli tam, gdzie znajdują się podczas zmagań PŚ Borek Sedlak czy Walter Hofer. W zawodach niższej rangi kierownik jest odpowiedzialny za sterowanie światłami startowymi. Miejsce asystenta delegata technicznego znajduje się na wieży trenerskiej. Przekazuje on trenerom decyzje jury, które słyszy na słuchawce. Można powiedzieć, że asystent jest w tym przypadku łącznikiem pomiędzy jury a trenerami. Podaje m.in. informacje o belce startowej, ewentualnych dyskwalifikacjach i ich powodach czy też godzinach rozpoczęcia poszczególnych serii. Istotna jest w tym wypadku umiejętność posługiwania się językiem angielskim, by móc bezproblemowo komunikować się z każdym.

Czy weekend w Zakopanem można uznać za udany pod względem organizacyjnym? - Tym razem tworzyliśmy jury zawodów wraz z panią Faustyną Malik oraz panem Ryszardem Guńką. Konkursy się udały, choć nie obyło się bez problemów. Mieliśmy mały problem ze światłami startowymi, dlatego musiałem komunikować się ze starterem oraz z trenerami. Zdarzyła się także sytuacja, w której zawodnik z Norwegii zgłosił awarię wiązań. Zakomunikowaliśmy to trenerowi, który udał się do góry, by pomóc swojemu podopiecznemu. Ostatecznie Norweg ruszył jako ostatni, na samym końcu. Jako jury mamy do czynienia ze sprawami, których nie widać w transmisji telewizyjnej. Takie sytuacje zdarzają się na zawodach niższej rangi, choć muszę przyznać że niektóre Puchary Świata mogłyby nam pozazdrościć tego, jak zorganizowane są u nas zawody „trzeciej ligi”. Dobre przygotowanie skoczni chwalili m.in. skoczkowie z Austrii. Należą się brawa dla organizatorów. Ja również cieszę się z tego, że konkursy obyły się bez większych przeszkód. Najważniejsze, że nie było upadków i kontuzji. Wprawdzie przydarzyło się parę dyskwalifikacji, ale to się zdarza. Daliśmy radę.

19 stycznia zakopiańczyk obchodził 30. urodziny. Czego należy mu życzyć z okazji tego święta? - Oczywiście zdrowie jest najważniejsze, bez niego ciężko cokolwiek osiągnąć. Jeśli chodzi o moją ścieżkę zawodową, to wiadomo, że chciałbym sobie życzyć złota olimpijskiego i zdobycia Złotego Orła niczym Dawid Kubacki podczas ostatniego Turnieju Czterech Skoczni. Wiem jednak, że to się już nigdy nie spełni. Trzeba cieszyć się z tego, co jest. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Zawsze chciałem być skoczkiem wielkiego kalibru, ale to się nie udało. Marzenia odkładam na bok, trzeba się teraz realizować inaczej.

Korespondencja z Zakopanego, Piotr Bąk