Strona główna • Austriackie Skoki Narciarskie

Heroska z Austrii. Pinkelnig o niedowiarkach i poważnych problemach ze zdrowiem

Eva Pinkelnig to prawdziwa rewelacja ostatnich miesięcy w świecie kobiecych skoków narciarskich. W zeszłym sezonie z mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym Austriaczka przywiozła dwa srebrne medale wywalczone w rywalizacji drużynowej, natomiast obecnie jest jedną z głównych faworytek wyścigu o Kryształową Kulę. W drodze na szczyt zawodniczka z Dornbirna pokonała przeszkody, które niejedną osobę zaprowadziłyby na skraj głębokiej przepaści.


Przygodę z zawodowym sportem Pinkelnig rozpoczęła niebywale późno. Pierwszy skok w życiu oddała we wrześniu 2012 roku, mając 24 lata. Niespełna dwa lata później progres, który stał się udziałem Austriaczki, pozwolił jej na porzucenie dotychczasowej pracy na rzecz treningów reprezentacyjnych. Mimo to tamtejsza federacja nie żywiła wobec niej zbyt wielkich nadziei. - W ÖSV nie uwzględniano mnie w planach na przyszłość. Nikt nie sądził, że osiągniecie czegoś ze mną jest możliwe - zdradza reprezentantka klubu SK Kehlegg-Vorarlberg.

Czy 31-letnia zawodniczka ma za złe austriackim działaczom sceptyczne nastawienie do jej osoby? - To była zwykła ludzka reakcja. Poza tym, w tamtym czasie najprawdopodobniej mieli rację.

Ostatecznie, Pinkelnig zdołała ugruntować swoją pozycję w elicie. Sezon 2014/15, notabene pierwszy w historii jej startów w zawodach najwyższej rangi, zakończyła na znakomitym 7. miejscu. Wydarzenia sprzed trzech lat raptownie zatrzymały jednak harmonijny rozwój skoczkini pochodzącej z kraju związkowego Vorarlberg. W konsekwencji dwóch groźnych upadków doktorzy zdiagnozowali u niej poważne uszkodzenia mózgu. - Mózg był spuchnięty znacznie dłużej, niż powinien. Jak się okazało, lewa strona nie była w pełni sprawna, co miało wpływ na obszar oczu. Przy 60 km/h mój wzrok pogrążał się w ciemności. Nie możesz zasiąść na belce i rozpędzić się do 90 km/h, nic przy tym nie widząc - tłumaczy ze szczegółami zwyciężczyni trzech ostatnich konkursów Pucharu Świata.

Co gorsza, stan Austriaczki przez długi czas pozostawał poza odpowiednią opieką lekarzy. Po pierwszym incydencie na skoczni, aż do drugiego, który miał miejsce w Oberstdorfie, Pinkelnig przez kilka tygodni, niczym w pełni zdrowa zawodniczka, uczestniczyła w  konkursach Pucharu Świata. - Nie pamiętam nic z tego okresu. Byłam w Niżnym Tagile, a nie ma tego w moich wspomnieniach. Bóg nade mną czuwał, inaczej wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej - przyznaje Pinkelnig.

Mimo to, dystans dzielący reprezentantkę Austrii od tragedii był naprawdę niewielki. Wspomniane wcześniej bolączki nie były bowiem jedynymi, które przysporzyły jej kłopotów oraz powodów do zmartwień. - Pojawiły się objawy choroby Alzhaimera. Mój mózg posiadał struktury nieodpowiadające mojemu wiekowi. Od tamtej pory liczył się przede wszystkim powrót do zdrowia - opowiada podopieczna trenera Haralda Rodlauera.

Pinkelnig udało się rozwiązać poważne problemy dopiero po konsultacji z neurologiem, przy pomocy którego wszystko wróciło do normy. Co więcej, profesjonalny sport pozostał nierozerwalną częścią życia urodzonej w 1988 roku zawodniczki. - Mogłam wrócić do normalnego treningu - wspomina dwukrotna uczestniczka mistrzostw świata.

Niejedna osoba o żelaznym charakterze, będąc zmuszona stanąć twarzą w twarz z takimi wyzwaniami, postanowiłaby zrezygnować ze swoich marzeń. Pinkelnig zrobiła dokładnie na odwrót, co w pełni wpisuje się w jej wojowniczy charakter. - Wola walki leży w mojej naturze. Dlatego podnoszę się po każdym upadku - zadeklarowała przedstawicielka austriackiej kadry narodowej.

Czy według Pinkelnig warto było pozostać przy skokach narciarskich? - Już teraz osiągnąłem więcej, niż ludzie mogli przypuszczać – zakończyła 31-latka.

Przed zawodami rangi Pucharu Świata w Rasnovie jej strata do liderującej w tym cyklu Maren Lundby wynosi zaledwie punkt.