Strona główna • Puchar Świata

Upadki i wzloty - po weekendzie w Zakopanem

Wielkie emocje na Wielkiej Krokwi już za nami. Biało-Czerwoni być może nie rozpoczęli zmagań w Zakopanem od mocnego akcentu, lecz Kamil Stoch postarał się o fantastyczne zakończenie, triumfując w zmaganiach indywidualnych. W cotygodniowym rankingu upadków i wzlotów nie mogło zabraknąć dla niego miejsca, a kto tym razem będzie mu towarzyszył? Przekonajmy się.


Upadki:

5. Gregor Schlierenzauer

Więcej zwycięstw wywiózł jedynie z Lillehammer, tyle samo razy triumfował w Planicy. Gregora Schlierenzauera wiąże z Zakopanem przynajmniej pięć miłych wspomnień w postaci miejsca na najwyższym stopniu podium zmagań indywidualnych PŚ. Do wywiezienia szóstego w tym roku było mu jednak bardzo daleko. Przeciętne treningi i kwalifikacje spowodowały, że skoczek z Fulpmes nie zdołał wywalczyć miejsca w zespole na sobotnie zmagania drużynowe. Mało tego, podczas rywalizacji indywidualnej zajął dopiero 32. miejsce, wprawiając w zawód wielu jego fanów zgromadzonych u podnóża Tatr. Austriak będzie chciał powetować swoje niepowodzenie już w najbliższy weekend w Japonii, do której udaje się zimą po 10 sezonach nieobecności. 

4. Mackenzie Boyd-Clowes

Słynący z sarkastycznego poczucia humoru oraz dość sporej aktywności w mediach społecznościowych Boyd-Clowes w bieżącym sezonie radził sobie dość stabilnie. Co prawda miejsca na pograniczu czwartej i piątej dziesiątki nie stanowią powodu do wielkiej chluby, ale gdyby nie odpadnięcie w kwalifikacjach w Engelbergu, 28-latek na półmetku sezonu miałby na koncie komplet konkursów w TOP 50, co dotychczas mu się jeszcze nie udało.

Ze względu na jego sporą popularność wśród fanów z kraju nad Wisłą, Telewizja Polska postanowiła stworzyć materiał wideo, w którym towarzyszyła Kanadyjczykowi na skoczni niemal przez cały piątek. Być może ten fakt go nieco zdekoncentrował, bo w rundzie eliminacyjnej uplasował się na 52. miejscu, przedwcześnie kończąc weekend na Wielkiej Krokwi. Oczywiście, kolegom z telewizji publicznej nie mam tego za złe, natomiast do króla skokowego Twittera apeluję o powrót do dobrej formy.

3. Naoki Nakamura

Japończyk w tym sezonie skacze w kratkę, lecz ani razu nie zdarzyło się, by okazał się zbyt słaby na przebrnięcie kwalifikacji. Stało się to na polskiej ziemi. Nakamura nieoczekiwanie lądując na 115. metrze Wielkiej Krokwi wyprzedził zaledwie 5 rywali w walce o miejsce w „50”. Co prawda od początku sezonu znajdował się w gronie wybrańców głównego trenera kadry, Hideharu Myiahiry, lecz musi się strzec. Podczas domowych zawodów w Sapporo wielu jego rodaków będzie miało chrapkę na to, by wygryźć go z zespołu. 

2. Jakub Wolny

Gdy pucharowa karuzela udała się do Włoch, Jakub Wolny wyruszył do Polski, aby spokojnie potrenować przed domowymi zawodami. W końcu szkoda byłoby wypaść blado wśród dziesiątek tysięcy kibiców ubranych w białe i czerwone barwy. Progresu jednak w Zakopanem nie zauważyliśmy. Przed tym sezonem skoczek z Bielska-Białej pracował nad szlifowaniem swojej techniki. Dzięki płasko prowadzonym nartom i charakterystycznemu ułożeniu rąk miał upodabniać się w locie do Noriakiego Kasaiego. Szkoda tylko, że obaj osiągają ostatnio bardzo podobne rezultaty. Podczas, gdy nasza żelazna trójka wraz ze skoczkami z kadry B wyruszyła do Kraju Kwitnącej Wiśni, a Stefan Hula wraz z Maciejem Kotem udali się do Planicy, Wolny ponownie został w kraju. Cel na tę zimę wydaje się jasny – doprowadzić go do porządku przed mistrzostwami świata w lotach, które zwieńczą obecny sezon. Przekonaliśmy się już przecież podczas minionej kampanii, że najmłodszy członek kadry trenera Dolezala potrafi latać jak mało kto.

1. Richard Freitag

Nie ma wąsa, nie ma fal… Jeśli Jakub Wolny nie sprostał oczekiwaniom, to co należy powiedzieć o Richardzie Freitagu? Z przykrością muszę stwierdzić fakty – utytułowany Niemiec może się poszczycić stuprocentową skutecznością, jeśli chodzi o obecność w mniej przyjemnej części naszego zestawienia. W Pucharze Świata nie widzieliśmy go przez niemal miesiąc. Po blamażu w Oberstdorfie sztab szkoleniowy postanowił wycofać go z pucharowych zawodów, aby skupić się na spokojnym wyeliminowaniu błędów. Wprawdzie w piątek było całkiem nieźle – w jednym z treningów i w kwalifikacjach sklasyfikowany został w czołowej „20”, lecz na tym pozytywy się skończyły. Niestety, w konkursie indywidualnym demony powróciły. 108,5 metra i 48. lokata – powrót do punktu wyjścia. Na kolejne szlify czasu brak – następnym przystankiem dla Freitaga będzie Sapporo. Błędy popełnione na Okurayamie mogą się okazać dla Niemca niewybaczalne.

Wzloty: 

5. Antti Aalto

Fin rodem z Kitee pnie się w górę, lecz małymi krokami. Do życiowych rezultatów póki co mu daleko, jednakże należy zwrócić uwagę na to, iż początek sezonu nie był dla niego usłany różami. Wręcz przeciwnie, musiał przedzierać się przez kolce. Kontuzja stawu skokowego odniesiona pod koniec października nieco storpedowała jego plany. Po raz pierwszy tej zimy ujrzeliśmy go dopiero podczas zawodów w Ruce. Od austriackiej części Turnieju Czterech Skoczni zaczął regularnie punktować. 24. w Innsbrucku, 21. w Titisee-Neustadt, w miniony weekend 27. w Zakopanem. Teraz czeka go start w Japonii, gdzie w PŚ pojawił się tylko raz, zajmując 48. i 51. miejsce. Z aktualną dyspozycją musi być lepiej.

4. Stephan Leyhe

Czwarte miejsce w tym zestawieniu zawodnika, który od wielu lat znajduje się w szerokiej czołówce, nie jest przypadkiem. No właśnie, w SZEROKIEJ czołówce. Policzmy – na 136 pucharowych startów aż 108 kończył w czołowej trzydziestce, co daje niemal 80% skuteczność. W zmaganiach najwyższej rangi pozycję tuż za podium zajmował pięciokrotnie. Przełamując te statystyki godne solidnego średniaka należy dodać, że na pudle udało mu się zameldować raz, a miało to miejsce… w Polsce, podczas ubiegłorocznej inauguracji PŚ w Wiśle. Jak widać, obecność w naszym kraju służy 28-latkowi. Fenomenalne skoki podczas zmagań drużynowych sprawiły, że wielu upatrywało w nim faworyta do triumfu w niedzielnym konkursie indywidualnym. Seria próbna? Wygrana. Po pierwszej rundzie – drugie miejsce za Dawidem Kubackim. Niemiec mógł nawet powalczyć o premierowe zwycięstwo, lecz nie udźwignął presji, lądując ostatecznie tuż za podium. Nie powinien się jednak łamać, bo początek sezonu był w jego wykonaniu bardzo niemrawy. Teraz wszystko zmierza w dobrym kierunku. Leyhe’s on fire!

3. Stefan Kraft

Drugi zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata udowodnił, że jest sportowcem z krwi i kości. Z austriackiego obozu przed konkursami w Zakopanem dochodziły wieści o domniemanym bólu pleców, z którym zmaga się zdobywca Kryształowej Kuli z sezonu 2016/17. Na prezentacji wideo przed rywalizacją zespołową Krafta nieoczekiwanie zastąpił… Junshiro Kobayashi, stając się współtwórcą jednego z najpopularniejszych viralów fruwających po sieci w trakcie weekendu w Zakopanem.

Wróćmy do meritum. Konkurs drużynowy w wykonaniu Austriaka nie należał do najlepszych, bowiem uzyskał 14. wynik indywidualnie, a jego zespół sklasyfikowany został ostatecznie dopiero na 6. miejscu. Dwukrotny mistrz świata nie poddał się i w niedzielę walczył jak lew, ostatecznie ulegając jedynie Kamilowi Stochowi. 26-latek po raz szósty tej zimy zajął 2. lokatę, umacniając się na pozycji wicelidera w klasyfikacji generalnej PŚ. Po drodze triumfował tylko raz, w Niżnym Tagile. Pytanie, czy w tym szaleństwie jest metoda? Jeden rabin powie tak, inny powie nie, pewne jest natomiast, że podopieczny Andreasa Feldera nie zamierza rezygnować z walki o najwyższe laury.

2. Yukiya Sato

Co prawda 4. miejsce wraz z drużyną i 22. pozycja indywidualnie w wykonaniu filigranowego skoczka nie powalają, lecz wyczyn, którego dokonał w sobotę, na długo zapadnie w pamięci kibicom zgromadzonym na trybunach u podnóży Tatr (rzecz jasna tym, którzy byli w stanie skupić się w pełni na oglądaniu sportowego widowiska). Wieść ludowa niesie, że polscy skoczkowie niejednokrotnie osiągali na zakopiańskim obiekcie podczas nieoficjalnych treningów dalsze odległości, ale wedle zasady „pic or it didn’t happen” zaufać im nie możemy. Sato za to doleciał aż do 147. metra, a zdarzenie to zostało zarejestrowane przez kamery. Bez żadnego oszukaństwa można przyznać, że był to oficjalnie najdalszy skok oddany na terenie naszego kraju. Japończyk musi mieć jakiś patent na Wielką Krokiew – w końcu po tym weekendzie stał się absolutnym rekordzistą obiektu, do osiągnięcia letniego (145 metrów z LGP 2019) dołączając zimowe.

1. Kamil Stoch

Kto spodziewał się innego rozwiązania, ten musiał przespać cały weekend. Tego na pewno nie przespały niedźwiedzie z Tatrzańskiego Parku Narodowego, które musiały zostać wybudzone z zimowego letargu przez okrzyk szczęścia wydany przez pewnego 32-latka z Zębu. Zacznijmy jednak od początku. Krzątając się w niedzielę w okolicach wybiegu Wielkiej Krokwi obserwowałem, jakie nastroje malują się na twarzach zawodników przed pierwszą serią konkursu wieńczącego zakopiański weekend. Wielu było bardzo skupionych. Patrzyli w ziemię, unikali kontaktu z otaczającą ich rzeczywistością. A Kamil? Pewny siebie, z szarmanckim uśmiechem pozujący do zdjęcia. Wiedziałem, że to dobry omen i tuż przed rozpoczęciem zmagań byłem pewien, że to będzie jego dzień. Jak widać, moje przypuszczenia się sprawdziły, a nasz trzykrotny mistrz olimpijski ponownie odfrunął konkurencji. Dziesiąty rok z rzędu z triumfem w PŚ? Niesamowite osiągnięcie, tego nie dokonał nikt inny. Czy to wszystko dzięki zmianie podejścia do rywalizacji? Bohater niedzielnych zmagań tego nie wykluczył. – Ostatnio zmieniłem nastawienie z pomocą innych ludzi, szczególnie mojej żony. Bardziej zacząłem doceniać to, w jakim miejscu się znajduję i to, co robię, niż próbować wykonać to, czego w danej chwili zrobić nie mogę – przyznał tuż po swoim 35. triumfie w karierze. I mam wrażenie, że nie ostatnim. A że w przewidywaniach jestem niezły, to już wiemy.