Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Były polski skoczek o życiu na uczelni walczącej z koronawirusem: "Staraliśmy się przestrzegać zasad"

- Robiono nam testy. Jestem zdrowy, natomiast sytuacja jest trudna - relacjonuje Szymon Pawłowski, były polski skoczek narciarski, który aktualnie przebywa na terenie Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie, gdzie stwierdzono ponad 40 przypadków zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2. 19-latek w 2019 roku porzucił sporty zimowe na rzecz edukacji w mieście stołecznym.


"Już 44 podchorążych w Szkole Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie zarażonych jest koronawirusem" - czytamy w niedzielnym artykule opublikowanym na łamach portalu Onet.pl. -  To prawda, robiono nam testy. Na szczęście ze mną wszystko jest w porządku i jestem zdrowy, natomiast sytuacja jest trudna - nie ukrywa Pawłowski w rozmowie z naszym serwisem.

- W mojej kompanii, czyli na pierwszym roku studiów, są przypadki zakażeń. Staraliśmy się możliwie przestrzegać zasad higieny oraz izolacji, jednak to nie wystarczyło. Wirus musiał dostać się na uczelnię z zewnątrz - kontynuuje były reprezentant Polski na arenie międzynarodowej w zawodach rangi FIS Cup.

Onet.pl informuje, że w niedzielny wieczór do 11 zakażonych wcześniej osób dołączyły kolejne 33 z pozytywnym wynikiem. - Testy wykonano nam w dniach 11-12 kwietnia. Wszystkim podchorążym zostały pobrane wymazy z nosa. Jak wygląda nasza codzienność? Od trzech dni siedzimy w swoich pokojach, unikając jakiegokolwiek kontaktu między sobą, aby ograniczyć ryzyko. Posiłki dostarczane są nam w pudełkach i zostawiane pod drzwiami pokoju. Wcześniej jadaliśmy na stołówce. Łazienki mamy wspólne, ale regularnie są one dezynfekowane, podobnie jak korytarze - relacjonuje Pawłowski.

Mimo sporych zmian w życiu i przeprowadzki do stolicy, Pawłowski w połowie lutego ponownie pojawił się na rozbiegu skoczni wchodzących w skład kompleksu Skalite w Szczyrku. Mowa o ostatnich konkursach LOTOS Cup 2020.

- Wystartowałem, ponieważ zawody wypadały akurat wtedy, kiedy miałem trzydniową przepustkę od dowódcy - tłumaczy absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku, który przez ostatni rok przybrał 18 kg.

Były członek polskiej kadry młodzieżowej rywalizował w kategorii "Junior". Pierwszego dnia zmagań zajął 10. miejsce w stawce 14 zawodników, a drugiego finiszował na 9. lokacie, gdy sklasyfikowano 11 skoczków. W najdłuższej próbie uzyskał 87 metrów. - W powietrzu czułem się stabilnie, a i odbicie było bardziej energiczne, ale nie oszukujmy się. Taka masa nie leci <śmiech>...

- Przede wszystkim dziękuję trenerom Jarosławowi Koniorowi i Jarosławowi Wegrzynkiewiczowi, bo to oni umożliwili mi te występy. Uznałem, że zawsze warto wspomóc swój klub. Choćby za to, co otrzymałem od niego przez 11 lat kariery. Klub zyskuje za każde punkty zawodnika. Chciałem też znowu poczuć trochę wysokości i powietrza pod sobą. Byłem też ciekaw wpływu wagi na długość lotu. Cudownie było wrócić choć na chwilę na skocznię. Od tego sportu nie da się odzwyczaić - tłumaczy reprezentant LKS-u Klimczok Bystra.

Pawłowski zapowiada, że nie zakłada wznowienia treningów skoczka. - Jeśli będę mógł wrócić do domu i będę miał możliwość skoczenia, to jak najbardziej. Kiedy wrócę? Mogę za dwa tygodnie, a mogę za pół roku. Moim bliskim na pewno jest trudno, ale jakoś sobie radzą. Nie szykuję powrotu do sportu. Do tej pory oddałem raptem kilka skoków, ponieważ nie chcę ryzykować jako funkcjonariusz Polskiej Straży Pożarnej.