Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Zamieć przed skokiem Stocha. "Czegoś takiego nigdy nie widziałem"

- Pomyślałem, że teraz chyba mnie nie puści <śmiech>... Nic nie było widać. To było dziwne - mówi Kamil Stoch o sytuacji z drugiej serii konkursu drużynowego, kiedy tuż przed jego próbą w okolicach najazdu Wielkiej Krokwi doszło do istnej burzy śnieżnej. 33-latek, który uzyskał 131 oraz 126,5 metra, uważa sobotę za dobry dzień dla polskiej reprezentacji.


- Pierwszy skok był naprawdę super. Była w nim dobra energia, wszystko jak trzeba. W drugiej serii było tego mniej, wszystko poszło dobrze do momentu odbicia, które było bardzo mocno spóźnione. Cała energia poszła w pustkę... - tłumaczy trzykrotny zdobywca Złotego Orła.

Polacy, mimo prowadzenia przez większość konkursu, musieli uznać wyższość Austriaków. - Cieszę się, że jestem częścią drużyny, która zdobyła drugie miejsce. Wywalczyliśmy je, każdy dał z siebie maksimum. To był pozytywny dzień - podkreśla Stoch.

W rundzie finałowej Stoch musiał stawić czoło bardzo trudnym warunkom atmosferycznym. - Siadłem na belkę, zobaczyłem strzał śniegu i pomyślałem, że teraz chyba mnie nie puści <śmiech>... Nic nie było widać. To było dziwne. Czegoś takiego nigdy przed sobą nie widziałem, ale później uspokoiło się. Wierzyłem, że dostanę sygnał do startu w bezpiecznych warunkach, w których nic mi się nie stanie - kończy trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata 2020/21.

Korespondencja z Zakopanego, Dominik Formela