Strona główna • Norweskie Skoki Narciarskie

Poruszająca historia Eirin Marii Kvandal. Od operacji kręgosłupa do zwycięstwa w Pucharze Świata

W grudniu 2018 roku norweska skoczkini Eirin Maria Kvandal przeszła rozległą operację, podczas której wstawiono jej do kręgosłupa dwadzieścia dwie metalowe śruby. Nieco ponad dwa lata później odniosła swoje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata w Ljubnie, szturmem dołączając do najlepszych zawodniczek tego sezonu.


Eirin Marię Kvandal można śmiało nazwać objawieniem skoków narciarskich kobiet. Do niedawna znana jedynie niewielkiej grupie kibiców, dziś Norweżka ma już na swoim koncie pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata. Jest to niesamowite osiągniecie biorąc pod uwagę fakt, jak ciężką drogę musiała przejść młoda sportsmenka.

Zawodniczka swoją przygodę ze skokami rozpoczęła w wieku pięciu lat. Sportem zafascynował ją ojciec, który sam w młodzieńczych latach skakał na nartach. Gdy dziewczyna była w wieku gimnazjalnym, po raz pierwszy stwierdzono u niej skrzywienie kręgosłupa. Problem był jednak niewielki - postanowiono, że Skandynawka pozostanie pod obserwacją lekarzy. Wkrótce, mając piętnaście lat, zdecydowała się na przeprowadzkę się do Trondheim. Zaczęła uczęszczać do szkoły średniej Heimdal o profilu sportowym, chcąc rozwijać swoją narciarską karierę.

Kvandal uczyła się i ciężko trenowała, jednak z czasem jej stan zdrowia uległ pogorszeniu. Prognozy nie były obiecujące. - To wrodzona wada, która pogłębiała się wraz ze wzrostem. Nagle, w dość krótkim czasie, sytuacja bardzo się skomplikowała. Musiałam szybko udać się do lekarza - opowiada zawodniczka.

Wada Eirin nazywana jest wrodzoną skoliozą. To boczne skrzywienie kręgosłupa, z którym większość ludzi jest w stanie normalnie funkcjonować. Niestety - w przypadku młodej skoczkini konieczne było podjęcie szybkich działań, aby w przyszłości była w stanie skakać na nartach.

-  Byłam sama, gdy usłyszałam tę wiadomość. Trudno było mi ją przyjąć. Czułam się okropnie przygnębiona - wspomina Norweżka. - Lekarz wspominał o możliwości noszenia gorsetu, jednak nie chciałam o tym słyszeć - kontynuuje. W przypadku zawodniczki jego noszenie oznaczałoby dwa lata przerwy od treningów. Ponadto nie dałoby to żadnej gwarancji, że plecy znów będą proste. Pozostała więc druga opcja - operacja.

Kvandal zwraca uwagę na to, że skrzywienie miało miejsce jedynie w górnej części kręgosłupa. Mimo wszystko należało działać szybko. - Ciało próbuje poprawić nierówności. Gdy górna część kręgosłupa staje się krzywa, to z czasem pogarsza się również dół. Jeśli na czas nie podjęlibyśmy kroków, mogłoby się to źle skończyć - opowiada skoczkini. W takim wypadku operacja niosłaby ze sobą ryzyko związane z koniecznością zakończenia kariery. - Można powiedzieć, że było to szczęście w nieszczęściu - dodaje Skandynawka.

- Pierwszą rzeczą, o której myślałam, było skakanie. Nie bałam się samej operacji, ale myślałam głównie o wszystkich treningach, który miałam stracić - podkreśla zawodniczka. Wizja nadchodzącego zabiegu nie wpływała też pozytywnie na jej nastawienie. - Ciężko było zmotywować się do treningów ze świadomością, że wkrótce miała mnie czekać długa przerwa. To było trudne - nie ukrywa.

- Chwilami bałam się, że nie będę w stanie wrócić do uprawiania sportu. O ile mi wiadomo, żaden skoczek w Norwegii nie przeszedł wcześniej takiej operacji. Na szczęście, dzięki dobrej obserwacji lekarskiej, udało się mnie zoperować, zanim dolna część kręgosłupa została naruszona - opowiada Kvandal.

Operacja trwała siedem godzin i zakończyła się sukcesem. Kręgosłup ustabilizowały dwa metalowe pręty i dwadzieścia dwie śruby. Musiało minąć sześć miesięcy nim Norweżka wróciła do swoich codziennych treningów. - Naprawdę nie mogłam się doczekać powrotu. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam 3 czerwca 2019 roku był przysiad z wyskokiem - śmieje się zawodniczka.

- To był ciężki okres, ale przez te miesiące zyskałam zupełnie nowe spojrzenie na wiele spraw i przekonałam się, ile tak naprawdę znaczy dla mnie uprawianie sportu. To jest coś, co uważa się za pewnik. Kiedy nagle nie miałam możliwości skakać, zdałam sobie sprawę, że to tego właśnie chcę - wyznaje Kvandal. Młoda zawodniczka dodaje, że nauczyła się wiele o motywacji i ciężkiej pracy. – Kusi mnie by powiedzieć, że dobrze się stało, iż do tego doszło. Nic tak naprawdę nie mogło pójść lepiej - uważa.

Norweżka dołączyła do kadry narodowej latem 2020 roku, a swoje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata odniosła 24 stycznia w Ljubnie. Warto zaznaczyć, że był to dopiero drugi indywidualny występ Kvandal w zawodach tej rangi. Swój debiut w Pucharze Świata zaliczyła nieco ponad miesiąc wcześniej, w austriackim Ramsau. Ostatnie zawody w Titisee-Neustadt ukończyła na 14. miejscu. 19-latka upadła w drugiej serii przy skoku na odległość 136,5 metra. Na szczęście wyszła z niego bez urazów.

Christian Meyer, szkoleniowiec norweskiej kadry kobiecej, jest pod wrażeniem postępu zrobionego przez Kvandal. - To jest absolutnie wspaniałe. Latem nie była w stanie skoczyć 85 metrów na 90-metrowym obiekcie. Dziś technicznie wyprzedza Maren Lundby, gdy ta była w jej wieku - porównuje trener.

Norweżka jest dopiero na początku kariery i ma przed sobą wiele marzeń. Jednym z nich są loty pań na Letalnicy w Planicy. - Byłoby niesamowicie, ale wszystko wskazuje na to, że przed nami jeszcze długa droga. Jest to jednak coś, o czym najbardziej marzę - kończy mistrzyni kraju.