Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: To jest sport dla starych ludzi

Oglądaliście film "To nie jest kraj dla starych ludzi" braci Coen? Ja oglądałem. Fajny. Polecam. Aczkolwiek żeby rozkminić co tytuł ma wspólnego z treścią, musiałem chwilę pogłówkować. Ale pogłówkowałem i zrozumiałem. Ameryka z czasów Llewelyna Mossa i Antona Chigurha faktycznie nie była już krajem dla starego szeryfa Bella. Za to skoki narciarskie to sport w sam raz dla takich "staruszków" jak Piotr Żyła.


Zresztą, już starożytni Amerykanie mówili, że wszystko zależy od punktu widzenia (a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia). Dla kobiet wszyscy mężczyźni to tylko duże dzieci. A jeśli jakaś kobieta się z tym stwierdzeniem nie zgadza, to wystarczy jej puścić jeden z dowolnych wywiadów z Piotrem Żyłą po zdobyciu złotego medalu w Oberstdorfie i zaraz ta kobieta zmieni zdanie.

Jednak z punktu widzenia kibiców skoków narciarskich, szczególnie pamiętających, jak na skoczniach rządziły różne Niemineny, Nykäneny, Peterki czy Schmitty, albo nawet i Schlierenzauery, Piotr Żyła to staruszek. 34 lata i 32 dni. Poprzedni najstarszy mistrz świata - Anders Bardal - miał zaledwie 30 lat, 5 miesięcy i 30 dni. Żyła pobił więc Bardala o sporo. Ba, jest tylko czterech skoczków, którzy wygrywali konkurs na najwyższym światowym poziomie, w wieku bardzie zawansowanym. Chodzi oczywiście o konkursy pucharu świata. I ci czterej delikwenci to Jernej Damjan, (35 lat, 5 miesięcy, 29 dni), Robert Kranjec (34 lata, 8 miesięcy, 2 dni), Takanobu Okabe (39 lat, 4 miesiące i 12 dni)  i oczywiście Noriaki Kasai (42 lat, 5 miesięcy i 23 dni). 

O tym, jak ostatnio przesunął się średni wiek skoczków rządzących na skoczniach, pisałem wiele razu. Skoczkowie po "30" potrafią dominować, z kolei juniorzy prawie przestali się liczyć. O samym Piotrze też już kiedyś pisałem felieton. Strasznie dawno. O tym, jak niesamowicie mocne ma odbicie i że jeśli odpowiednio poukłada inne elementy, to dokona kiedyś wielkich rzeczy. No i dokonał. O matko i córko, jak ja kocham ten sport. Nieprzewidywalny jak irlandzka pogoda, jak kursy giełdowe, jak zakochana kobieta. Byłem pewien, że brązowy medal w Lahti to już było największe osiągnięcie Piotra, jego Austerlitz, jego dziewiąta symfonia, jego wisienka na torcie. A tu Piotr robi nam klasyczne WTEM! z komiksów o Tytusie. 

Kariera tego postrzelonego skoczka to w sumie też niezły materiał na film. Obiecujące starty w okresie juniorskim, pierwsze sukcesy, okres "garbika i fajeczki", rosnąca rozpoznawalność ze względu na charakterystyczny śmiech i dowcipkowanie, medale drużynowe, a potem brąz w Lahti, porażka na Igrzyskach w Pjongczang rok później, gdy nie znalazł się w składzie na żaden konkurs, perturbacje rodzinne, w końcu zadomowienie się na dobre w absolutnie ścisłej światowej czołówce, no i w końcu mistrzostwo świata. To się nazywa ukoronowanie kariery.

Fajny filmik nakręciły dla Piotrka dzieciaki z klubu. Jak ktoś jeszcze nie widział, warto zobaczyć. Co ta Wisła w sobie ma, że wychowała już dwóch mistrzów świata? No cóż, ma świetny klub i świetnego trenera. Oczywiście złoty medal Piotra to w pierwszym rzędzie zasługa jego samego. W drugim rzędzie - Michala Doležala i jego sztabu. Ale trudno nie zignorować faktu, że pierwsze skoki na skoczni Piotr oddawał pod okiem Jana Szturca, tak samo, jak to było w przypadku Adam Małysza. Dlatego i panu Janowi należą się ukłony i podziękowania. Swoją drogą może warto hasło "Tutaj lata nasz mistrz świata" zmienić na "W tym mieście lata już drugi mistrz świata"?

Szkoda trochę tego konkursu na skoczni dużej. Patrząc po pierwszej serii na układ w tabeli, stwierdziłem, że brązowy medal zdobędzie albo Żyła, albo Geiger. No i Pieter niestety zajął to najbardziej "ulubione" przez zawodników miejsce. Podobnie jak Marita Kramer - z wirtualnym medalem na półmetku, bez medalu na podium. Za to Geiger? Został specjalistą od zdobywania medali. W ogóle dla Szerszenia ten sezon jest absolutnie szalony. Chłop przeżył tej zimy więcej, niż niejeden przez całe życie. Przeżywa narodziny córeczki, zostaje mistrzem świata w lotach, odbębnia Covid, walczy o triumf w TCS, wygrywając w swoim rodzinnym Oberstdorfie, później zalicza zjazd formy jak stąd do Honolulu, a potem wraca w glorii i chwale do swego rodzinnego Oberstdorfu, by zdobyć medale w każdym starcie. Tak, przypominam, że Szerszeń za każdym razem kończył na podium - srebro i brąz indywidualnie, dwa złota w drużynie. Coś niesamowitego. Przecież w Klingenthal chłop dwa razy nie awansował do drugiej serii...

Konkurs drużynowy panów zapamiętam na długo jako chyba najbardziej emocjonującą drużynówkę w historii mistrzostw świata. Ten brąz oczywiście przyjmuję jako sukces. Ale to już teraz, na spokojnie. Bo w pierwszych chwilach chyba nie ja jeden uznałem go za porażkę. Trudno mieć inne odczucia, jeśli jeszcze przed ostatnim skokiem nasi chłopcy byli na prowadzeniu. Minimalnym, ale jednak. Summa summarum, wspólnie z Austriakami i Niemcami stworzyli wspaniałe widowisko stojące na wysokim poziomie. Michal Doležal wrócił z Oberstdorfu z tarczą. Złoty i brązowy medal, czwarte miejsce Piotra w drugim z konkursów. Kamil Stoch wrócił z Oberstorfu z medalem. "Tylko" brązowym i "tylko" w drużynie, ale przecież kolejne trofeum wzbogaca jego imponujący bukiet, kolejna FISowska gwiazdka znajdzie się w jego gablocie. Być może ostatnia gwiazdka z ostatniego czempionatu w karierze. A być może nie?  Przecież to sport dla "starych" ludzi. A Kamil już tyle razy odowadniał, że dla niego wiek to tylko mało znaczące cyferki w dokumencie.

Mocny Stefek mocnym akcentem zaznaczył swoją obecność na tych mistrzostwach. Kolejne indywidualne mistrzostwo świata dla Austriaka to kolejny argument za tym, uznać go za członka elitarnego grona skoczków wybitnych. Nawet wśród Austriaków jego nazwisko powinno się wymieniać jednym tchem obok nazwisk tych największych mistrzów. A do tego jeszcze dwa medale drużynowe. Stefka też można uznać za specjalistę od mś. Do tego, by uznać go za mistrza pełną gębą, potrzebny jest jeszcze choć jeden medal na Igrzyskach.

Za to na tarczy wraca z Oberstdorfu Golas. Norweg zdominował tej zimy puchar świata, ale w najważniejszych momentach dopadł go syndrom Sary Takanashi. A przecież startował w wyjątkowym sezonie. Sezonie, w którym były aż dwie duże imprezy. Miał wyjątkową okazję zostać jednej zimy mistrzem potrójnym - na każdym rodzaju skoczni. Był murowanym faworytem w Planicy - skończyło się na srebrnym medalu. To jeszcze całkiem nieźle, bo przecież medal, to medal. Ale srebrny medal jednak nieco inaczej smakuje, gdy zdobywasz go niespodziewanie, a inaczej, gdy już się przymierzałeś do złota. Miał się odkuć na Turnieju Czterech Skoczni. Miało być łatwiej, bo to przecież część pucharu. I skończyło się na czwartym miejscu. Oberstdorf miał być jego. Niektórzy dziennikarze już przebąkiwali, że to będą "wicemistrzostwa" bo złote medale Granerud ma już zaklepane. I co? Znów czwarte miejsce - na skoczni normalnej. Została mu jeszcze skocznia duża. Ale z tej rywalizacji wyeliminował go koronawirus. Podobnie zresztą, jak z drużynówki, gdzie pozbawieni swojego najmocniejszego punktu Wikingowie nie liczyli się w walce o medale. Choć  - nawiasem mówiąc - przecież mogli. Brak Graneruda nie przekreślał jeszcze ich szans. Te pogrzebały dopiero słabsze skoki Mariusa Lindvika (w pierwszej serii) i Daniel-André Tande (w obu). Ale do adremu - czyli Graneruda. Mistrzostwa ma do zapomnienia. Mógłby jeszcze wygrać Raw Air - turniej rozgrywany w całości na swojej, norweskiej ziemi. No ale mu go odwołali. Myślę, że jednak ostatecznie zdobycie Pucharu Świata - i to w tak pięknym stylu, z tak wyraźną przewagą - skutecznie go pocieszy. W końcu to Kryształowa Kula najadekwatniej pokazuje, kto był najlepszym skoczkiem sezonu.

Dość mocno się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że prestiżowe zawody na mistrzostwach świata sędziowali rosyjscy sędziowie. Rosja została zdyskwalifikowana za przekręty dopingowe. Przypomnijmy, że tu nie chodzi o to, że kilku rosyjskich zawodników samowolnie, albo za wiedzą trenerów, stosowało doping. Chodzi o to, że Rosja, jako państwo, oszukiwała systemowo. W oszukiwaniu Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) brały aktywny udział Rosyjska Agencja Antydopingowa, rosyjskie Ministerstwo Sportu oraz oficer Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Śledztwo wykazało, że w rosyjskim centrum badania dawek wywiercono w ścianie mały otwór, przez który podmieniano próbki moczu, by nie wykryto w nich śladów niedozwolonych substancji. Byłoby naiwnością twierdzić, że to wszystko działo się bez wiedzy prezydenta Putina. Tak więc rosyjskie państwo brało udział w oszukiwaniu innych państw. WADA postanowiła więc ukarać nie tylko zawodników, których w wyniku śledztwa udało się przyłapać na oszukiwaniu, ale kraj jako całość. Cóż to jednak za dyskwalifikacja kraju, gdy rosyjscy zawodnicy mogli jednak startować, tylko w transmisji telewizyjnej zamiast flagi rosyjskiej przy ich nazwisku widniała flaga rosyjskiej federacji olimpijskiej? Cóż to za dyskwalifikacja, jeśli podczas mistrzostw swoje funkcje pełnią też rosyjscy oficjele? Co to za dyskwalifikacja kraju z mistrzostw, jeśli do sędziowania w konkursie skoków zaprasza się rosyjskiego sędziego i on już przy swoim nazwisku na ekranie ma rosyjską flagę? To już lepiej dać sobie spokój z takim pozoranctwem. Tak, jakby nie można było tego zaszczytu zarezerwować dla sędziów z krajów, które nie organizowały dopingowego oszustwa na masową skalę. Trzeba się na coś zdecydować. Albo karzemy tylko tych, których złapaliśmy za rękę, a cała reszta może uczestniczyć w życiu sportowym na normalnych zasadach, albo jeśli już zdecydowaliśmy się zdyskwalifikować cały kraj, to cały kraj. 

Cytat zupełnie na temat:

"Jewgiennij Klimow nie przyjechał na skrzyżowanie"

Przemysław Babiarz

A kura przeszła na drugą stronę ulicy. Ale też zapomniałem po co.

Cytat zupełnie nie na temat:

"Smilin' with the mouth of the ocean

And I'll wave to you with the arms of the mountain"

Faith No More

I to było na tyle, jeśli chodzi o Oberstdorf. Jeśli ktoś przegapił moje podsumowanie mistrzostw w wykonaniu płci piękniejszej, to znajdzie je tutaj. A my powoli już przenosimy się myślami do Planicy, gdzie pod majestatycznymi szczytami Alp Julijskich i - miejmy nadzieję - w ciepłych promieniach wiosennego słońca, skoczkowie zakończą ten jakże dziwny, jakże nietypowy sezon. Ale że ten sezon jest tak dziwny, tak nietypowy, to w Planicy nic nie jest pewne.

Ceterum autem censeo notas style esse decedam.

***

Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejętność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Złośliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Działania pożądane - mądre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem. Kamil Stoch ostrzega - nieczytanie felietonów Samozwańczego Autorytetu grozi poważnymi brakami wiedzy powszechnej jak i szczegółowej o skokach.

P.S. Kochani, nie karmcie mi tu trolli. Ja też się będę starał.