Strona główna • Skocznie Narciarskie

Trwają prace na skoczni w Iron Mountain

Dwanaście już lat czeka Ameryka Północna na Puchar Świata w skokach narciarskich, jeszcze dłużej, bo osiemnaście, czekają Stany Zjednoczone. I poczekają jeszcze przynajmniej dwa lata, bowiem, jak już wiadomo po ogłoszeniu kalendarza na przyszły sezon, najbliższej zimy najlepsi skoczkowie za wielką wodę znów się nie wybiorą. Działacze z Iron Mountain robią jednak wszystko, by zawody najważniejszego cyklu w końcu u siebie ugościć. Właśnie zapadły decyzje co do kluczowej kwestii, czyli windy dla zawodników.

- Niestety wszystko zatrzymał koronawirus - żalili się członkowie miejscowego klubu Kiwanis w rozmowie z Michałem Chmielewskim z TVP przed kilkoma tygodniami. -  Mamy skocznię, ale przez odwołanie wszystkich zawodów minionej zimy ta nie miała być kiedy certyfikowana. Wciąż jest więc teoretycznie nieczynna. Dlatego bezpieczniejszym ruchem będzie najpierw dopełnienie formalności, a potem przeprowadzenie na niej znów Pucharu Kontynentalnego. Jeśli to stanie się w sezonie 2021/22, w kolejnym będziemy już pewnie walczyć o główny cykl FIS.

Jedną z kwestii, która nie dawała pewności przeprowadzenia zawodów Pucharu Świata już następnej zimy był brak windy na skoczni, która jest jednym z warunków koniecznych do organizacji imprezy tej rangi postawionych przez Międzynarodową Federację Narciarską. Jak informuje portal Mountaindailynews.com w ostatnich dniach zarząd hrabstwa Dickinson przegłosował w stosunku trzy do dwóch projekt firmy Gundlach Champion of Iron Mountain na przygotowanie planu i realizację przedsięwzięcia nieprzekraczający 19 500 dolarów.

Dwoje przedstawicieli zarządu wyraziło sprzeciw z uwagi na fakt, że na spotkaniu podczas którego miała zostać podjęta decyzja, nie pojawił się żaden z przedstawicieli klubu Kiwanis. "Szczerze mówiąc, to jestem bardzo zaskoczona, że nikt z klubu się tu nie pofatygował" - powiedziała Ann Martin, która optowała za odroczeniem decyzji do 10 maja. Ostatecznie wykonawca został zaakceptowany. Po zamontowaniu windy, która służyć będzie nie tylko skoczkom, ale i turystom oraz przeprowadzeniu próby generalnej w postaci zawodów Pucharu Kontynentalnego w 2022 roku nic nie powinno stanąć już na przeszkodzie, by rok później zorganizować tu tak długo wyczekiwane przez kibiców konkursy Pucharu Świata.

A jak wyglądały tam  dotychczasowe zmagania najwyższej rangi? Skocznia Pine Mountain Jump po raz pierwszy gościła czołowych skoczków w 1996 roku. Weekend zaczął się od pewnego zwycięstwa Jensa Weissfloga, który o ponad dziesięć punktów wyprzedził Andreasa Widhoelzla. Dziewiąte miejsce zajął Adam Małysz. W drugim konkursie z ogromną przewagą nad drugim zawodnikiem, wynoszącą 35,2 pkt, triumfował Masahiko Harada. Tak zdecydowane zwycięstwo odniósł głównie dzięki pierwszemu skokowi na odległość 140 metrów, która to do dziś stanowi oficjalny rekord skoczni. Tym drugim zawodnikiem, który musiał uznać wyższość wyłącznie Japończyka była Adam Małysz, który w ten sposób zaliczył swoje pierwsze z dziewięćdziesięciu dwóch miejsc na podium w PŚ. Było to zarazem pierwsze podium dla reprezentanta Polski od dziewięciu lat, od czasu trzeciego miejsca Piotra Fijasa w Planicy. 

Pucharowa Karuzela do stanu Michigan zawitała jeszcze raz, w 2000 roku. Prawdziwą batalię o wyjazd za ocean musiał stoczyć wówczas z ówczesnym prezesem PZN, Pawłem Włodarczykiem, trener reprezentacji Polski, Apoloniusz Tajner. Sternik polskiej narciarskiej centrali nie widział sensu, w tym by słabo dysponowani wtedy polscy skoczkowie fatygowali się za ocean. Tajner się uparł i dopiął swego, a w pierwszym konkursie jego podopieczni zaliczyli najlepszy start w sezonie. Adam Małysz był 4., Wojciech Skupień 6., a punkty zdobył jeszcze Robert Mateja.

Zmagania były dość kuriozalne, końcowe wyniki zaskakujące (najwyższą w karierze, 11 pozycję, zanotował wtedy Koreańczyk Choi-Heung chul), ale rezultaty biało-czerwonych stanowiły miłą niespodziankę. Prowadzący po pierwszej serii Reinhard Schwarzenberger, w drugiej po dramatycznym locie wylądował na 60 metrze i ukończył rywalizację na 24 miejscu. Wygrał Martin Schmitt. Niemiec triumfował też drugiego dnia zmagań, kiedy to zaliczono wyniki jednej tylko serii. Małysz tym razem był 22. Polak oddał świetną drugą próbę, ale runda finałowa została odwołana.