Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Skocznie narciarskie w całej Polsce - czy spełni się wizja prezesa Tajnera?

W 2012 roku w ramach akcji „Małopolska. Zaskakuje.” w miastach takich jak Warszawa, Łódź, Kraków stanęła na chwilę niewielka mobilna miniskocznia narciarska, dzięki której każdy mógł się wcielić w rolę skoczka narciarskiego. Cała ta akcja sprowokowała wówczas do pewnych refleksji Apoloniusza Tajnera. - Przy okazji pomyślałem sobie, że warto byłoby stawiać w całej Polsce takie małe skocznie, które byłyby mobilne - mówił wtedy prezes PZN-u w rozmowie z portalem Kraków.sport.pl.

Marzenia prezesa

- Wystarczyłby kawałek płaskiego terenu, by ją postawić - przekonywał szef polskich skoków. - Niepotrzebne byłyby zupełnie góry, a na dodatek taka mała skocznia jest co najmniej 10 razy tańsza niż wybudowanie jej na stałe. Nie trzeba kupować działek, robić projektów, starać się o pozwolenia na budowę itd. Na Podhalu z kolei taka skocznia powinna stać przy każdej szkole. Większy problem jest z tym, że mamy za mało trenerów i instruktorów. 


Marzenie Tajnera mogłoby się spełnić, gdyby lokalne samorządy zdecydowały się zrealizować projekty, które wpłynęły do nich w ramach budżetów obywatelskich w poszczególnych miastach. Takie inicjatywy sporadycznie pojawiały się już w poprzednich latach, tym razem jednak ich liczba jest rekordowa. Duża w tym zasługa Dawida Jurgi z Łodzi, który stworzył innowacyjny projekt "Twoja skocznia". Pierwszy, ale w założeniu nieostatni obiekt w ramach tej inicjatywy, o punkcie konstrukcyjnym wynoszącym 4 metry, stanął w styczniu właśnie w Tajnerowej Wiśle obok wyciągu Klepki. Posiada parametry zgodne ze standardami FIS, jest wyposażony w igelit i tory najazdowe, a jego projekt powstawał we współpracy z Politechniką Łódzką.

- Dzieci były zachwycone - opowiada autor inicjatywy. - Chyba najmilej wspominam moment, gdy mogłem obserwować, jak w tym samym czasie skakała cała rodzina, dziecko, ojciec i matka. Były osoby, które specjalnie dla tej skoczni jechały wiele kilometrów. Zauważyłem, że w mniemaniu ludzi skoki są tak „nieosiągalnym” sportem dla przeciętnej osoby, że wielu było w szoku, iż to naprawdę obiekt dla każdego. Niektórzy myśleli wręcz, że to jakiś żart. Ruch na skoczni zaczął się tak naprawdę, gdy otworzyły się hotele i ludzie przyjeżdżali na dłuższy wypoczynek. Obecnie skocznia po zimie wymaga paru poprawek, które w najbliższych dniach będą wykonane. Liczę, że obiekt ten będzie wykorzystany podczas LGP. Rozmowy na ten temat trwają.

"Niech nasza narodowa dyscyplina rzeczywiście stanie się narodowa"

Mała składana skocznia, taka jak wyżej opisana, została zgłoszona do budżetów obywatelskich w Warszawie, Sopocie, Bielsku i Szczecinie. Na razie wnioski są w fazie oceny przez urzędników. - W razie pozytywnego odbioru przez mieszkańców moja firma stanie do przetargu o budowę takiej skoczni. W każdym z tych miast blisko współpracowałem z inicjatorami tego wniosku i cieszę się z ich zaangażowania - dodaje Jurga.

Odpowiedzialnym za projekt złożony w Szczecinie jest tamtejszy radny Przemysław Kabata. Jego miasto nie ma żadnych tradycji w skokach narciarskich, ale dużym atutem portowego ośrodka jest stosunkowo niewielka odległość do niemieckiego Bad Freienwalde, gdzie znajduje się duży i świetnie wyposażony kompleks skoczni. - Pomysł na dobre zakiełkował w mojej głowie, gdy dowiedziałem się istnieniu malutkiej skoczni w Ruczynowie i dość niskiej wycenie przez jej autora - mówi nam szczecinianin. - Zgłosiłem projekt w kategorii lokalnej w obszarze Bukowe-Klęskowo pod nazwą "SKOKI NARCIARSKIE DLA KAŻDEGO - budowa dwóch całorocznych skoczni narciarskich K-4 i K-15". Moje miasto dzięki realizacji tego projektu mogłoby zyskać nieoczywiste miejsce rekreacji i sportu, przestrzeń do spędzania czasu dla całych rodzin, bo przecież na skoczni K-4 skakać będzie mógł absolutnie każdy, współzawodnictwo dzieci z rodzicami byłoby mile widziane.

- Dodatkowo to szansa na zawiązanie się grupy pasjonatów, którzy mogliby stworzyć klub skoków narciarskich - tłumaczy Kabata. - Rozpocząć półprofesjonalną przygodę ze skokami na skoczni K-15 i w razie potrzeb rozwijać się dalej na obiektach w oddalonym o około 100 km Bad Freienwalde. W Szczecinie, jak w całej Polsce, jest mnóstwo pasjonatów skoków narciarskich, ale pokutuje przekonanie, że to dyscyplina zarezerwowana tylko dla terenów górskich. Może warto przełamać to myślenie i sprawić, żeby nasza zimowa dyscyplina narodowa stała się rzeczywiście narodowa. Ponadto realizacja tego projektu byłaby świetną promocją miasta, pozwoliłoby to chociażby na reklamę przepięknych terenów Puszczy Bukowej, która sąsiaduje z zaproponowaną lokalizacją skoczni.

Niecodzienna inicjatywa wzbudza i zaciekawienia i niedowierzanie - Po wytłumaczeniu ludziom, że to mają być skocznie całoroczne, z możliwością oddania skoków przez każdego, odbiór jest prawie zawsze pozytywny. Jednak na razie nie ruszyła promocja projektu z pełną mocą, bo tą zostawiam na czas głosowania. Wtedy też pewnie pojawi się o wiele więcej reakcji, z pewnością też tych skrajnych.

Z DSJ 4 do "reala"

Ale wymienione wyżej Warszawa, Szczecin, Bielsko-Biała i Sopot to nie wszystko. Co jakiś czas pojawiają się nowe informacje o projektach złożonych w innych miastach. Wiadomo już, że tego typu zgłoszenia pojawiły się w budżetach obywatelskich w Kielcach, Radomiu, Sosnowcu i Lublinie. W tym ostatnim stały już w przeszłości skocznie i na te tradycje powołuje się autor projektu. W jego opisie możemy przeczytać: Rozmiar skoczni zostanie dostosowany do możliwości budżetu projektu oraz dostępnej przestrzeni. Będzie to skocznia mała (między K5 a K25). Lublin ma tradycje skoków narciarskich. W latach 1955-1964 skocznia narciarska była elementem kompleksu sportowego WKS Lublinianka przy ul. Leszczyńskiego. Zeskok znajdował się z boku boiska treningowego, wybieg sięgał do Czechówki. Rekord tego obiektu wynosił 19,5 m. W latach 2006-2011 istniała z kolei mała skocznia "Krokiewka", jednak zlokalizowana była na prywatnym terenie i została zdemontowana. Późniejsze plany uruchomienia skoczni na Globusie nie powiodły się. Zmieńmy to!

W Sosnowcu natomiast, w przypadku pozytywnego odzewu, powstałaby największa spośród omawianych skoczni. Miałaby mieć punkt konstrukcyjny usytuowany na 38 metrze i rozmiar wynoszący 45 m. Inspiracją dla 25-letniego Pawła Czausa, autora projektu, była co ciekawe możliwość dodawania własnych skoczni w Deluxe Ski Jumping 4. Przyszedł mu do głowy pomysł, by z wirtualnej rzeczywistości przenieść skocznię do tzw. "reala". - Poprosiłem o pomoc kilku radnych w swoim mieście i znalazł się jeden bliżej zainteresowany skocznią. Uświadomił mi, że ma to rację bytu - opowiada mieszkaniec Sosnowca, który utworzył już nawet fanpage skoczni na portalu Facebook. Budowa takiego obiektu miałaby pochłonąć 320 tysięcy złotych. 

- Reakcja na projekt? Przyznam szczerze, że różna. Jedni mówią, że będzie to kolejny powód do drwin z Sosnowca, inni z kolei chwalą i przyznają, że to bardzo ciekawy pomysł, który chętnie poprą. Spotykałem się zarówno falą hejtu jak i wieloma gratulacjami takiego pomysłu. Pojawiło się sporo chętnych do współpracy. Razem z radnym w razie potrzeby będziemy starać się o dodatkowych sponsorów czy przeniesienie projektu do strefy ogólnomiejskiej. Przydałby się igelit i oczywiście mniejsze skocznie - zauważa inicjator sosnowieckiej akcji.

Ruczynów wzorem

Powiedzmy sobie szczerze - szanse na to, że w naszym kraju dokona się inwazja miniskoczni narciarskich na duże ośrodki miejskie rozproszone po całej Polsce nie są duże. Marzyć jednak wolno, a dzięki narzędziu takiemu jak budżet obywatelski, marzenia można przedłużać. A te jak wiadomo, czasem się nawet spełniają. Pasja Polaków do skoków narciarskich na pewno nie maleje, atmosfera sprzyja dalszej ekspansji tej dyscypliny w nasze życie codzienne. - W następnym roku mamy zimowe igrzyska olimpijskie - zauważa Dawid Jurga. - Taka akcja stawiania małych skoczni w całej Polsce mogłaby idealnie wpasować się w olimpijski klimat. W wielu miastach nadal można składać wnioski, w razie czego służę pomocą. Warto pamiętać, że naszą skocznię w razie potrzeby można złożyć i przenieść w inne miejsce.

Dużą rolę w propagowaniu skakania na miniobiektach odegrał położony nieopodal Buska-Zdroju wspomniany już wyżej Ruczynów, o którym pisaliśmy swego czasu na naszych łamach. Profesjonalna miniskocznia K-4 zbudowana na terenie posiadłości państwa Seremaków w miniony weekend gościła sekcję skoków klubu LKS Klimczok Bystra. Młodzi skoczkowie i skoczkinie pod okiem trenera Jarosława Koniora odbyli w ten sposób kompleksowy wyjazdowy trening. Szkoleniowiec podkreślał dużą wagę takich maleńkich obiektów w kontekście stawiania pierwszych kroków przez młodych skoczków, a sami zawodnicy o skoczeńce wypowiadali się w samych superlatywach. Kacper Seremak, który pierwsze skoki oddawał we własnym ogródku, dziś jest już zawodnikiem bystrzańskiego klubu.