Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kolejny krok w karierze Anny Twardosz. "Dałam z siebie więcej"

Anna Twardosz była najjaśniejszym punktem żeńskiej reprezentacji Polski w skokach narciarskich w sezonie 2020/21. 20-latka zdobyła osiem punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a w debiucie na mistrzostwach świata wskoczyła do drugiej serii konkursu na dużej skoczni. W Oberstdorfie reprezentowała także nasz kraj w zawodach drużyn mieszanych, gdzie Biało-Czerwoni zajęli szóstą lokatę. - Wydaje się, że to nie są duże osiągnięcia, ale jestem bardzo zadowolona. Dla mnie to już "coś" - mówi nam skoczkini, która tej wiosny zyskała indywidualnego sponsora.


Skijumping.pl: Rozmawiamy po pierwszym teście na igelicie. Na początek Memoriał Tadeusza Pawlusiaka w Szczyrku. Jak było?

Anna Twardosz: Nie jestem zbyt zadowolona z tych zawodów. Mogę powiedzieć, że to były moje najgorsze skoki od dłuższego czasu. Wiem, że na tym etapie stać mnie na więcej.

Próby mierzące 67 i 65,5 metra dały drugie miejsce, za Nicole Konderlą, na obiekcie HS77.

Od zawsze mam tak, że krajowe zawody najbardziej mnie stresują. Niby są to podwórkowe zmagania, ale jest rywalizacja między nami. Jest to forma sprawdzianu. Mam z tyłu głowy fakt, że wszyscy z otoczenia na nas patrzą.

Z czego wynika ta zależność?

Myślę, że wynika to z tego, że w przeszłości krajowe zawody były formą kwalifikacji na międzynarodowe zawody, na które nie jeździłyśmy tak często. Najczęściej mierzyłyśmy się w kraju, między sobą.

Wyniki ze średniej skoczni w pierwszych dniach czerwca są wymierne czy nie należy do nich przykładać dużej wagi?

Moim zdaniem trzeba nauczyć się skakać na każdym obiekcie. Przy dobrej formie wszędzie skacze się dobrze, więc jej rozmiar nie ma znaczenia.

Zawodnicy często podkreślają, że wiosenne przygotowania to najtrudniejszy etap roku.

Zgadzam się. W środku lata zazwyczaj nie prezentuję dobrej formy na skoczni, czego przyczyną może być większa ilość treningów siłowych. Ciężary przerzucane wiosną powodują większe zmęczenie organizmu. Nie miałyśmy długiej przerwy po sezonie zimowym, jedynie Wielkanoc. Niemal każdego dnia byłam w Szczyrku, by od początku ruszyć z kopyta i pracować nad dyspozycją. W każdym tygodniu dwa-trzy razy trenowałyśmy na siłowni, a poza tym praca nad stabilizacją, wytrzymałością i techniką. Do tego bieganie.

W sieci pojawiły się zdjęcia i nagrania z ćwiczeń gimnastycznych.

Trener Łukasz Kruczek zorganizował nam takie zajęcia na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach. Przy okazji zaliczyłyśmy z Nicole ocenę z gimnastyki <śmiech>... W poprzednich latach nie skupiałyśmy się raczej na gimnastyce czy akrobatyce, wyłączając pojedyncze zajęcia w szkole. Nigdy nie jeździłyśmy na profesjonalne ćwiczenia.

Wrażenia?

Z pozoru gimnastyka nie wydaje się niczym trudnym, ale to spory wysiłek, przy okazji którego pracują zupełnie inne mięśnie. Pierwszy dzień ćwiczeń w Katowicach solidnie dał nam w kość.

Mieszkasz w Lanckoronie, w powiecie wadowickim. Dojazd w jedną stronę do Szczyrku to półtorej godziny jazdy. Do tego dochodzą studia.

Kiedy treningi kolidują z zajęciami na studiach, wówczas indywidualnie układam to z wykładowcami, którzy niekiedy idą nam na rękę ze względu na przynależność do katowickiego klubu. Czasami wcześniej jadę do Szczyrku i tam zajmuję się edukacją, a potem mam trening i wracam do domu. Innym razem umawiam się na inną godzinę z trenerem, by wyrobić się ze studiami. Bywa tak, że to trener przyjeżdża do mojej miejscowości, kiedy w planie są głównie techniczne ćwiczenia. Wszystko na szczęście udaje się układać.

Czy to była najtrudniejsza wiosna w karierze? Przed nami igrzyska.

Myślę, że tak. Trener dokręcił śrubę, a do tego dałam z siebie dużo więcej. Trenowałam dodatkowo, jeśli czułam jakieś braki czy potrzebę doszlifowania czegoś. Chcę się pokazać z jak najlepszej strony, ponieważ ktoś mnie zauważył i chce mi pomóc.

Mówimy o indywidualnym sponsorze, firmie Real Logistics.

Nie chcę zaprzepaścić tej szansy, to pasjonaci skoków narciarskich.

Jak skrzyżowały się te drogi?

Zainteresowanie pojawiło się podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Oberstdorfie. Byłam bardzo szczęśliwa, ponieważ będę mogła finansowo odciążyć rodziców.

Indywidualny sponsor to istotna podpora w skokach narciarskich?

Dokładnie. Mój brat przez brak środków na treningi musiał zakończyć przygodę ze sportem. Przygotowania do sezonu pochłaniają dużo środków, trudno trenować bez profesjonalnego wsparcia.

Oberstdorf okazał się ostatnim międzynarodowym startem minionej zimy. Później, ze względu na wykryty przypadek COVID-19 w zespole, nie udało się pojechać na finał Pucharu Świata do Rosji.

Po całym sezonie czułam się gotowa by tam polecieć. Bardzo chciałam spróbować swoich sił, bo czułam, że mogę pozbierać punkty pod kątem olimpijskiej kwalifikacji.

Pierwsze punkty Pucharu Świata i awans do czołowej "30" światowego czempionatu. Jak na chłodno można podsumować poprzednią zimę?

Wydaje się, że to nie są duże osiągnięcia, ale jestem bardzo zadowolona. Dla mnie to już "coś". Daje mi to większą motywację i pokazuje, że mogę więcej. Stać mnie na coś.

Czujesz się liderką polskiej ekipy skoczkiń?

Nie uważam się za najlepszą w drużynie. Miewam lepsze i gorsze dni, reszta dziewczyn też dobrze skacze.

Skład kadry narodowej na sezon olimpijski pozostał bez zmian. W kim widzisz bratnią duszę?

Bardzo zżyłam się z Wiktorią Przybyłą. Wziąłem ją pod swoje skrzydła, od kiedy pojawiła się w reprezentacji. Od tego czasu razem mieszkamy w pokoju podczas wyjazdów i prywatnie spędzamy czas poza treningami. Ostatnio byłyśmy na rowerku wodnym i sterowanie sprawiło nam małe problemy <śmiech>... Wypłynęłyśmy i kręciłyśmy bączki na środku jeziora. Dopiero w Internecie odnalazłyśmy odpowiedź <śmiech>...

Gdzie tkwią największe rezerwy przed następną zimą?

Dostrzegam rezerwy w wadze. Chcę zrzucić jeszcze kilka kilogramów. Korzystam z pomocy psychologa i kadrowej dietetyczki. To wszystko wydaje się proste, ale ciężko mi to idzie. Do tego pracuję nad stabilizacją, żeby łatwiej było mi lecieć prosto, a nie tak pokrzywiona.

W kontekście lotu, wiosna przyniosła dużo zmian sprzętowych?

Od początku przygotowań skaczę z wkładkami i w polskich butach marki Nagaba. Pierwsze wrażenia są bardzo fajne, ułatwiają bardziej płaskie prowadzenie nart w locie. Zdarzały się pojedyncze próby, kiedy machałam rękoma w powietrzu, ale przeważnie było to normalne skakanie.

Niebawem poważniejsze zawody, w lipcu czekają nas letnie mistrzostwa kraju w Zakopanem i historyczne Grand Prix pań w Wiśle.

Będzie okazja do sprawdzenia się w medialnej otoczce. Z jednej strony super, ale z drugiej pojawi się większy stres, ponieważ zawody będzie oglądać jeszcze więcej ludzi. Pierwszy raz będę skakała w Polsce przy tylu widzach.

Cel na zimę?

Pekin. Najpierw muszę jednak pozbierać punkty w Letnim Grand Prix i Pucharze Świata, by zakwalifikować się na igrzyska.

Ale najpierw zgrupowanie w Planicy...

Tak, będziemy tam trenować do najbliższego piątku. Na normalnej oraz dużej skoczni, gdzie odbędą się najbliższe mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym.

Na Letalnicy w przyszłym sezonie nie zadebiutujesz, podobnie jak reszta zawodniczek.

Kiedyś, gdy byłam tam jeszcze ze szkołą, zjechałam z niej na tyrolce. To ogromna przestrzeń, leci się wysoko nad ziemią, aż chciałoby się kiedyś spróbować z nartami...

Maren Lundby zapytała najlepsze skoczkinie świata o chęć spróbowania swoich sił na mamucie. Jaka byłaby odpowiedź Anny Twardosz?

Trudno powiedzieć... Czołówka Pucharu Świata na to zasługuje, ale większość dziewczyn nie jest jeszcze na to gotowa. Ja również jeszcze nie.

Aktualny rekord życiowy?

126 metrów z Bloudkovej Velikanki w Planicy. Być może przećwiczymy lot i tym razem, choć trener powiedział, że da belkę w dół <śmiech>...

Z Anną Twardosz rozmawiał Dominik Formela