Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kadra młodzieżowa wróciła z Estonii. "Szalone, ale bezpieczne zawody"

W miniony weekend polscy młodzieżowcy zainaugurowali międzynarodowy sezon olimpijski. Najjaśniejszą postacią biało-czerwonego zespołu był Mateusz Gruszka, który w Otepää był dwukrotnie ósmy. W obu konkursach na Tehvandi (HS97) w czołowej "30" meldował się komplet naszych reprezentantów. - Na samym początku nie ma tragedii czy fajerwerków, ale punkty są punktami - mówi trener Daniel Kwiatkowski w rozmowie ze Skijumping.pl


Trasa z Zakopanego do Otepää liczy prawie 1300 km w jedną stronę. Polska ekipa udała się do Europy Północnej busami. - Drogę do Estonii rozłożyliśmy na dwa dni. Zrobiliśmy sobie przerwę w hotelu w Augustowie, skąd wyruszyliśmy w dalszą podróż. Powrót odbył się bez przerw, co zajęło siedemnaście godzin. Taka podróż daje się we znaki zawodnikom, szczególnie młodszym, dla których to nowość. W przypadku bardziej doświadczonych kadrowiczów to już kwestia przyzwyczajenia - opisuje Daniel Kwiatkowski, trener pełniący obowiązki głównego szkoleniowca młodzieżowej kadry narodowej mężczyzn.

Otepää po raz pierwszy w historii zorganizowała konkursy z cyklu FIS Cup. - Widać, że zawodnicy nie mogli doczekać się pierwszego startu na arenie międzynarodowej. Byli pozytywnie nakręceni do działania. Tym bardziej w nowym miejscu. Z całej ekipy był tam tylko Grzegorz Miętus (jeden z członków sztabu szkoleniowego - przyp. red.), który w 2009 roku wygrał tam Puchar Kontynentalny - wspomina Kwiatkowski.

W zimowej stolicy Estonii zabrakło Tymoteusza Amilkiewicza z kadry młodzieżowej, którego zastąpił jeden ze skoczków grupy rezerwowej. - Tymek w ostatnich miesiącach mocno urósł, co odbiło się na technice. Wiktor Szozda skakał lepiej - argumentuje swój wybór szkoleniowiec.

- Grupa powołanych do kadry zawodników zgrała się. Są odpowiednio nastawieni do pracy. Odnoszę wrażenie, że dobrze się nam współpracuje. Z formą na skoczni jest różnie, ale po zawodach w Estonii mamy świadomość miejsca, w którym jesteśmy. Obsada nie była wybitna, dlatego porównywałem nas względem czołówki, w której pojawili się zawodnicy z Pucharu Kontynentalnego, a nawet Pucharu Świata. W naszych szeregach pojawiały się pojedyncze próby na bardzo dobrym poziomie, zwłaszcza w wykonaniu Mateusza Gruszki, Adama Niżnika czy Arkadiusza Jojki. Po niektórych oczekiwaliśmy więcej - zwraca uwagę Kwiatkowski.

- Na samym początku nie ma tragedii czy fajerwerków, ale punkty są punktami. Szczególnie dla młodych skoczków, czyli Klemensa Joniaka i Wiktora Szozdy, którzy debiutowali w zawodach FIS Cup. Poprzedni sezon w całości spędzili na kompleksie w Szczyrku, gdzie są w stanie skakać niemal z zamkniętymi oczami. Po zmianie obiektu pojawiły się problemy na treningach, ale później zdołali się przestawić i sięgnąć po pierwsze punkty - relacjonuje trener.

Zmagania w Otepää przeciągały się z powodu niestabilnych warunków wietrznych. - W niedzielę byłem w szoku, że zawody doszły do skutku. Po przyjeździe na obiekt nie dawaliśmy większych szans. To specyficzna skocznia. Na rozbiegu i buli, które są odkryte, wiało naprawdę mocno pod narty. Za bulą były normalne warunki, chwilami nawet cisza czy podmuchy z tyłu. Z tego brały się tak duże różnice w kompensatach za wiatr. Były to trochę szalone zawody, ale było bezpiecznie - zaznacza Kwiatkowski.

- Teraz w planie kadry młodzieżowej na pewno są zawody z cyklu FIS Cup i Letniego Pucharu Kontynentalnego w Kuopio, a wcześniej letnie mistrzostwa kraju w Zakopanem - kończy niespełna 40-letni szkoleniowiec.

Z Danielem Kwiatkowskim rozmawiał Dominik Formela